Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Różnica pokoleń

24-04-2024 20:41 | Autor: Mirosław Miroński
Czasem przychodzi do mnie jakiś rodzaj refleksji, że zaczynam rozmyślać o tym, co było i o tym, co będzie. Chociaż roztrząsanie przeszłości nie zawsze ma sens, to jednak warto wyciągać płynące z niej wnioski. Niektóre kraje zawdzięczają swój rozwój doświadczeniom zbieranym przez lata a nawet tysiąclecia. Wiedzę tę skrupulatnie spisywano aby mogły korzystać z niej następne pokolenia. Tak było np. w starożytnych Chinach. Tamtejsze warstwy rządzące i urzędnicy podejmowali ważne decyzje na podstawie wieloletnich zapisków. Jak widać, wiele można dowiedzieć się z doświadczeń przodków. Po co odkrywać Amerykę, skoro ktoś już to zrobił przed nami.

Ludzie młodzi zwykle są skoncentrowani na przyszłości i jest to naturalne zachowanie, typowe dla młodego wieku. No, ale nie zawsze można patrzeć jedynie do przodu niczym koń dorożkarski, który ma klapki zasłaniające mu inny widok. Czworonóg w zaprzęgu patrzy do przodu, bo tego chce dorożkarz. Ludzie to jednak nie konie dorożkarskie i w swojej znakomitej większości starają się patrzeć na świat z różnych punktów widzenia. Nie wystarcza im tylko jeden narzucony, przez kogoś. Niektórzy dla świętego spokoju wolą nie widzieć tego, co mogłoby im ten spokój zaburzyć. Ale do rzeczy, czy jak mówią poligloci ad rem! W swoich rozważaniach nie zamierzam zajmować się wszystkim, lecz chcę skupić się na tym, co dotyczy mnie bezpośrednio - na kulturze.

Obserwując to, co się w niej dzieje, dochodzę do wniosku, że wszystko to, co powstaje obecnie, już było. Mimo że nosi etykietkę nowości. Powtarzane są rzeczy, które zaistniały już dawno temu. Czasem dzielą je od pierwowzoru dekady lat lub dłużej.

A może nie do końca tak jest? Może nie mam racji, patrzę jednostronnie jak koń dorożkarski, a tu przydałby się inny punkt widzenia. No i tu jest problem, bo wspomniany koń, choć z klapkami na oczach, zwykle zmierza do określonego celu. Tu zaś celem jest właściwy ogląd zjawisk kulturowych zachodzących wokół nas. Może więc prosta droga jest lepsza niż kluczenie na boki.

Kultura jest niekończącym się ciągiem zdarzeń, trwającym przez całe wieki lub dłużej. Jest niczym wiedza zapisywana przez wspomnianych wcześniej Chińczyków. Żeby ją lepiej zrozumieć warto patrzeć na nią jak na kontynuację tego, co było, chociaż co jakiś czas pojawiają się trendy zrywające z dotychczasowym dorobkiem i negujące wszystko w czambuł. Twórcy piszą rozmaite manifesty, w których odrzucają dawne autorytety i próbują zająć ich miejsce. Parząc z dłuższej perspektywy, widzimy, że jednorazowa prowokacja, choćby miała w nazwie przymiotnik „artystyczna”, nie wytrzymuje próby czasu. Ten jest nieubłaganym cenzorem w takich przypadkach. Kultura to swoista sinusoida, w której raz są wzloty, a raz spadki. Mam nieodparte wrażenie, że właśnie teraz mamy do czynienia z takim spadkiem, czyli z okresem w którym niewiele dodajemy do wielowiekowego dorobku. Czy krzywa odbije w górę niczym kurs walut na giełdzie? Zapewne tak, ale kultura nie będzie już taka sama. Żyjemy w momencie przełomu i czekają nas radykalne zmiany w tej kwestii.

Jeśli cofniemy się w czasie i spojrzymy np. na lata 60. i 70. ubiegłego wieku, zobaczymy niezwykle barwną epokę. Ówczesna, tzw. szeroko rozumiana kultura, była niezwykle wyrazista w porównaniu z tym, co mamy teraz. Lata, o których mówimy, to czas buntów społecznych w USA i Europie. Dotyczyły one zwłaszcza ludzi młodych, środowisk uniwersyteckich, rozmaitych subkultur, które powstawały jak grzyby po deszczu. Był to czas rewolucji obyczajowej, sprzeciwu przeciw establishmentowi, czas ruchów pacyfistycznych i walki o prawa kobiet. Towarzyszył temu wielki ferment społeczny, który miał silny wpływ na kulturę. Był on szczególnie dobrze widoczny w muzyce pop i rozrywkowej. To wtedy objawili się wybitni twórcy rockowi i zespoły, których oddziaływanie na młodych było ogromne. Młodzież naśladowała ich styl życia, sposób ubierania się etc. Twórczy ferment zaznaczył swój ślad także w innych dziedzinach kultury, m. in. w sztukach wizualnych, teatrze, kinie, literaturze. Rewolucja, zachodząca w zachodnich społeczeństwac,h przeniknęła także do krajów za żelazną kurtyną, w tym do nas. Miała ona swój specyficzny koloryt, również w naszym kraju.

Lata, o których mowa wyżej, miały barwną oprawę i to dosłownie. Ówczesna moda wymagała zdecydowania i odwagi od tych, którzy zakładali wyzywające stroje i hołdowali prowokacyjnemu sposobowi ubierania się. Kanonem stały się długie włosy (co w Polsce wiązało się z określonym ryzykiem). Kwieciste koszule, akcenty zapożyczone ze strojów indyjskich czy pakistańskich oraz wiele innych charakterystycznych elementów podkreślały luzacki styl. Obrazu całości dopełniały noszone na szyi ozdoby i symbole, jak krzyże czy też pacyfy - znak autorstwa brytyjskiego projektanta Geralda Holtoma, który wykorzystał do tego alfabet semaforowy.

Ruchy hippisowskie głosiły hasła wolnej miłości, nie stroniąc przy tym od rozmaitych „akceleratorów”, jak marihuana i mocniejsze narkotyki m. in. LSD. Pochwały hippisowskiego sposobu życia pojawiały się w mediach i w filmach z tamtego okresu. Przykładem jest musical rockowy z 1967 roku „Hair”. Pełny tytuł filmu brzmiał: Hair: The American Tribal Love-Rock Musical”. Film, osadzony w klimacie lat 60., porusza historię nowojorskiej komuny hipisowskiej. Jego przesłanie jest wymierzone przeciwko wojnie w Wietnamie. Zawiera krytyczną ocenę amerykańskiego zaangażowania w konflikcie z komunistycznym Wietnamem. Nie wchodząc w rzetelność takich ocen, trzeba podkreślić znaczącą rolę filmu w kształtowaniu ówczesnej opinii na temat tej wojny. Film „Hair” był głosem młodych Amerykanów, a kilka piosenek z jego ścieżki dźwiękowej stało się swoistym hymnem pokoleniowym.

Czy współczesne pokolenie znajdzie tyle siły, aby stworzyć coś równie wielkiego i znaczącego? Czy zdobędzie się na coś więcej niż wpatrywanie się w ekran smartfona? Z tymi pytaniami zostawiam Cię, drogi czytelniku.

Wróć