Ptasie mity
Wielu ursynowian stwierdza, że ptaków wokół jest wiele. Przecież wszędzie są te wstrętne gołębie, brudzące gdzie tylko mogą, hałaśliwe "wrony" również paskudzące z gałęzi drzew, są denerwujące, skrzeczące sroki. Na dodatek ptaki te przenoszą choroby i najlepiej, żeby gdzieś zniknęły. I bardzo dobrze, że są instalowane kratki na otworach wentylacyjnych pod dachami, bo może pomogą rozwiązać problemy z ptakami. Jeszcze jakieś wróble latają, ćwierkają, czasem kąpią się w piachu "na deszcz", sygnalizując zbliżającą się zmianę pogody – to jedyny z nich pożytek.
Faktycznie, są zakątki, gdzie występują skupiska dużych ptaków. To otoczenie śmietników albo na szczęście nieliczne miejsca, gdzie dobrzy a naiwni ludzie wysypują resztki pieczywa i odpadki domowej żywności, wierząc, że w ten sposób pomagają ptakom. Gromadzą się tam największe i najsilniejsze ptaki osiedlowe – gawrony, wrony siwe, kawki i wszechobecne gołębie. Ptaki te zazwyczaj pobierają pokarm z ziemi i nie powinno dziwić, że pojawiają się tam, gdzie jest najłatwiej dostępny. Gdyby jednak altanki śmietnikowe były okratowane, a mieszkańcy zdobyliby się na wysiłek zamykania po wyjściu drzwi altanek, dużych ptaków by tam nie było.
Ptaki są oskarżane o prawie całe zło tego świata. Nie tylko brudzą wszędzie odchodami, ale roznoszą choroby i robactwo, są hałaśliwe i latają nad głowami. Faktycznie, odchody pozostawiają. Ale to samo czynią ludzie w otoczeniu wielu miejsc piknikowych, gdzie nie ma w pobliżu "tojtojek". Miejsca za krzakami wyglądają często jak pole minowe, a po wyjazdach piknikowiczów pozostają sterty śmieci i odpadków.
Choroby? Cóż, ptaki również chorują, podobnie jak inne zwierzęta i ludzie. Poza skrajnymi przypadkami (ptasia grypa – również w znacznym stopniu mitologizowana i zagrażająca najbardziej drobiowi), ptaki chorujące szybko giną, nie stwarzając niebezpieczeństwa dla ludzi. Malkontenci mówią często o ptasich kleszczach, boreliozie czy roztoczach. To również mity. Bo źródło tego nieszczęścia jest inne. Wystarczy pójść do lasu na jagody czy grzyby i przynieść tabun kleszczy również z boreliozą, przenoszących się chętnie z roślin na cieplutkie ciała zbieraczy. Wystarczy nawet tylko siąść na pieńku pod lasem, by po kilku minutach znaleźć na łydkach kilkadziesiąt nimf kleszczowych.
Natomiast z ptakami dziko żyjącymi nie mamy tak bezpośredniego kontaktu, a ich kleszcze nie przejdą po murze budynku, szukając nowych żywicieli w blokach. Z zagrożeniem ptasimi roztoczami sytuacja wygląda analogicznie. Gdyby jednak ludzie mogli przyjrzeć się dokładniej tym wszystkim pasożytom i roztoczom, choćby tylko nużeńcom, których nosicielami jest większość osób dorosłych, i innym, które niezwykle powszechnie noszą na własnej skórze pomimo przestrzegania zasad higieny i czystości, wpadliby w panikę. A roztocza w pościeli, nawet w jeden - dwa dni po jej zmianie? Nie szukajmy winnych wśród ptaków, bo również my jesteśmy i nosicielami i szkodnikami.
W Europie coraz mniej ptaków
Duże ptaki są łatwo widoczne, ale małe spostrzec jest dużo trudniej. Nie tylko ze względu na wielkość i szybkość przemieszczania się. Jest ich po prostu coraz mniej. Bardzo niepokojący obraz ukazują w tym zakresie badania europejskie. European Bird Census Council (Europejska Rada Liczenia Ptaków) z siedzibą w holenderskim Nijmegen opublikowała ostatnio raport zestawiający liczebność ptaków z lat 1980 i 2016. Z danych wynika, że w tym czasie w Europie zniknęło 56 procent ptaków polnych. Szczególnie dramatyczna sytuacja została zaobserwowana w Niemczech. Ogólnokrajowa organizacja ochrony środowiska (NABU - Naturschutzbund Deutschland) stwierdza, że aktualnie w Niemczech jest o 40 procent mniej ptaków niż w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Odpowiedzialnością za tę sytuację obciąża się głównie system intensywnej produkcji rolnej.
Wielohektarowe monokultury rolne to konsekwencja możliwości lepszego wykorzystania zaawansowanych i wysokowydajnych maszyn rolniczych. Takie uprawy wymagają jednak bardzo intensywnego wykorzystania środków ochrony upraw – pestycydów i herbicydów. Potężne nasycenie chemią powoduje z kolei zniszczenie naturalnego łańcucha przemian biologicznych w przyrodzie, w rezultacie zanika większość tego co żywe, a nie jest niezbędne do intensywnego rozwoju poszczególnych upraw. Giną insekty, owady, zioła i rośliny zawierające nasiona – to wszystko, czego potrzeba dla ptasiej egzystencji, gniazdowania i rozwoju piskląt. Ptaki zanikają, czego dowodzi wyjałowienie pól i łąk. Pozostaje coraz bardziej wyrafinowana, wszechobecna chemia, której coraz więcej właśnie my zjadamy wraz z produktami rolnymi. Ptaki znikają z pól Europy, gdyż coraz trudniej jest im znaleźć odpowiednią przestrzeń życiową. Patrząc ilościowo na zjawisko, można stwierdzić, że najbardziej gwałtowny spadek liczby ptaków miał miejsce w skali ostatniego dziesięciolecia. Prawdopodobną przyczyną takiego obrazu jest znacząco mniejszy spadek liczebności ptaków z rejonów górskich i zalesionych (ale ciągle spadek ilości!!!) niż w przypadku obszarów rolnych i miejskich. Poziom spadkowy, choć mniejszy, utrzymuje się nadal.
Z przytoczonych badań wynika, że zjawisko ubytku ptaków gwałtownie narasta również w Polsce. Jest to prawdopodobnie naturalna konsekwencja polityki rolnej związanej z unijnymi dotacjami wspierającymi efektywną politykę rolną wykorzystującą środki ochrony szkodliwe dla środowiska przyrodniczego.
Liczenie ptaków na Ursynowie
Liczenie skrzydlatych istot w Polsce pod patronatem Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Ochrony Ptaków ma długą, już 15-letnią tradycję. W ustalonym dniu liczenie tradycyjnie odbywa się z udziałem ponad 300 wycieczek, podczas których obserwatorzy zapisują ilość i gatunki zauważonych ptaków. Samo liczenie, przypominając badanie fokusowe "wieloterytorialne", oczywiście nie pokazuje ogólnych gatunkowych liczebności ptaków, ale za to odzwierciedla sam fakt występowania poszczególnych gatunków w różnych regionach. Natomiast ogromną wartością tego badania jest prowadzenie obserwacji corocznie i ustalenie liczby ptaków w okresie już 15 lat.
Ursynowskie ptakoliczenie odbyło się w weekend 26 - 27 stycznia. Ursynowianie mogli skorzystać z możliwości spacerów obserwacyjnych prowadzonych przez doświadczonych ornitologów: Beatę Skarbek-Kruszewską – prezeskę Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, Agnieszkę Kosicką-Grabowską i Konrada Drzewieckiego. Liczenie można było przeprowadzić również indywidualnie lub w gronie znajomych, a następnie przesłać wyniki do OTOP na specjalnej elektronicznej karcie obserwacji.
– Wychowałam się w lesie i bardziej niż pod nogi patrzę do góry, na ptaki – mówiła Anna podczas ursynowskiego spaceru . – Dzisiaj jest bardzo sympatyczny dzień. Najwięcej mamy bogatki i gawronów. Dużo było pięknych, barwnych szczygłów, które kolorami rozświetliły dzień, i kilka równie pięknych czeczotek – opowiadała zadowolona Anna.
Obserwacjom bardzo sprzyjała zimowa, ale niezbyt mroźna pogoda, która bardzo ułatwiała liczenie ptaków. Drzewa bez liści i kontrastująca biel śniegu powodowały, że ptaki były bardzo dobrze widoczne nawet pośród gałązek krzaków. Prawie wszyscy mieli lornetki i aparaty fotograficzne.
– Ja fotografuję ptaszki już ponad półtora roku – mówił Jarek wyposażony w aparat z potężnym teleobiektywem. – Od dawna jeżdżę do lasu, na grzyby, na jagody, i przy okazji robię zdjęcia ptakom. A z okolic Ursynowa mam również sporo ciekawych zdjęć. Są czaple, łyski, zimorodki. Dzisiaj po raz pierwszy zrobiłem zdjęcia wspaniałym szczygłom na polu słonecznikowym – chwalił się fotografik Jarek.
Wyniki liczenia ptaków na Ursynowie będą dostępne wraz z pozostałymi w drugiej połowie lutego, jednak już teraz na podstawie czterech spacerów można wskazać dominującą liczebność drapieżnych ptaków krukowatych – gawronów, srok, wron siwych i kawek. Natomiast małe ptaki – bogatki i wróble – występują w dwukrotnie mniejszej liczbie. Stwarza to dodatkowy problem, gdyż wróble, w sytuacji utrudnień gniazdowania, mają duże zagrożenie ze strony drapieżników, których jest zdecydowanie więcej.
– Zauważyłam sporo wróbli, ale liczebności były nierówno rozłożone – mówiła Agnieszka Kosicka, prowadząca jedną z ursynowskich grup obserwacyjnych. – Ciekawe, że było ich wyraźnie więcej tam, gdzie stropowe kanały wentylacyjne nie zostały zakratowane, a na dole były krzaki, co jakby potwierdzało spodziewaną sytuację. Zimą może nie jest to tak bardzo widoczne, ale latem z zamkniętymi oczami można powiedzieć, czy w pobliżu są zakratowane otwory. Gdy słychać charakterystyczny harmider wróbli, to w pobliżu są niezakratowane otwory, gdzie gniazdują i krzaki, gdzie mogą schronić się w dzień. No i niestety zauważyłam, że w mojej okolicy jest jakby mniej małych ptaków, ale za to więcej krukowatych, które są zdecydowanie mniej pożyteczne niż małe wróble i sikorki – stwierdziła Agnieszka Kosicka.
Przez kratyki mogą zginąć wróble i jerzyki
Ostatnie lata to obsesyjny szał kratkowania przez spółdzielnie mieszkaniowe otworów termowentylacyjnych w stropodachach. Działania te może czasem są uzasadnione, jeśli otwory znajdują się bezpośrednio nad oknami i balkonami, jednak kratowanie otworów w przypadku gniazdowania tam chronionych ptaków i (nietoperzy) obliguje spółdzielnie do kompensacji w postaci odpowiedniej ilości zewnętrznych skrzynek lęgowych. Najgorsze jest to, że jeszcze do niedawna proceder kratkowania dokonywany był bez ocen ornitologicznych podczas okresu lęgowego. W sumie część spółdzielni stopniowo dostosowała się do przepisów prawa, zaprzestała kratkowania i rozpoczęła wieszać zewnętrzne skrzynki lęgowe.
– Modernizacja budynków często pozbawia je dostępnych dla małych ptaków otworów i tym samym uniemożliwia gniazdowanie –wyjaśniała podczas ursynowskiego ptakoliczenia Beata Skarbek - Kruszewska, prezeska Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. – Natomiast nowe domy są już budowane "całkiem prawidłowo", pozbawione jakichkolwiek szczelin czy kanałów, co całkowicie uniemożliwia dostęp ptaków i zasiedlenie. Małych ptaków jest wyraźnie mniej. Natomiast liczebność ptaków dużych, zwłaszcza srok i wron, jakby zwiększyła się odwrotnie proporcjonalnie. To wydaje się wskazywać, że właśnie one również ograniczyły ich ilość. A kratowanie otworów jest szczególnie niekorzystne dla wróbli i jerzyków, których egzystencja jest silnie związana z zabudowaniami – podkreślała prezeska OTOP.
Jako negatywny przykład działań modernizacyjnych można przedstawić spółdzielnię "Na Skraju". Szaleńczo kratkowane budynki pozbawiły możliwości gniazdowania dużą liczbę małych ptaków, tych najbardziej pożytecznych. Zgodnie z informacją "Ptasiego Patrolu" Fundacji Noga w Łapę, spółdzielnia nie posiada wymaganej opinii (zgody) Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na kratowanie części otworów wentylacyjnych. Sytuacja ta, dotycząca budynku Strzeleckiego 4 spowodowała, że burmistrz Robert Kempa po interpelacji radnego na początku stycznia 2019 roku złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia (cytując za portalem haloursynów.pl) "Polegającego na umyślnym uniemożliwieniu dostępu do schronień, usunięciu lub uszkodzeniu gniazd ptaków objętych ochroną gatunkową w związku z zaślepieniem otworów wentylacyjnych pod dachem budynku przy ul. Strzeleckiego 4". Sprawa kratowania otworów wentylacyjnych jest rozwojowa. Wrócę do niej w jednym z najbliższych numerów Passy.