Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Między samorządem a samosądem...

10-04-2024 21:12 | Autor: Maciej Petruczenko
O pewnym profesorze bardzo złośliwie wyraził się kiedyś nieżyjący już felietonista Daniel Passent, oceniając, iż ten mąż pełen wiedzy i nauki więcej książek napisał niż przeczytał. Z taką złośliwością nikt na pewno nie oceniłby sławnego myśliciela francuskiego doby Oświecenia, chociaż można by ironicznie powiedzieć, że Charles Louis de Secondat, baron de la Brède et Montesquieu miał równie długie nazwisko jak publikacje.

Najczęściej przywołujemy jego myśli, gdy przychodzi mówić nam o „monteskiuszowskim podziale władzy państwowej” – na ustawodawczą (prawodawczą), wykonawczą i sądowniczą. Niezależność poszczególnych trzech członów ma gwarantować, że władza nie będzie od żadnej strony nadużywana i że nie dojdzie w społeczeństwie do tyranii (dyktatury).

Bardzo mądrze więc stwierdził Monteskiusz: „wolność polityczna obywatela jest to ów spokój ducha, pochodzący z przeświadczenia o własnym bezpieczeństwie. Aby istniała ta wolność, trzeba rządu, przy którym by żaden obywatel nie potrzebował się lękać drugiego obywatela”.

Czytając te słowa, zastanawiałem się w ostatnich latach, czy rząd zdominowany przez partię Prawo i Sprawiedliwość zapewniał takie samopoczucie zwykłym obywatelom, skoro Mariusz Kamiński jako szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego sam usiłował kreować przestępstwa w celu przypisania ich ludziom niemile przezeń widzianym, a Zbigniew Ziobro ze skromnego poziomu ministra sprawiedliwości próbował zamieniać się w Sąd Najwyższy, rozgrywając przy tym jawną prywatę, związaną ze śmiercią ojca...Współczuję Ziobrze z powodu atakującej go ciężkiej choroby nowotworowej, nie mogę jednak zapomnieć, że on sam nie miał litości, wykorzystując swoją władzę polityczną w celu gnębienia ludzi nie ze swojej parafii. Dyskutuje się do dzisiaj, czy pod jego rządami dawna działaczka lewicowa, posłanka na Sejm, a także „ministerka” gospodarki przestrzennej i budownictwa Barbara Blida rzeczywiście zastrzeliła się z własnego pistoletu, gdy w domu naszli ją agenci ABW i czy na pewno było to samobójstwo. Tym bardziej, że – jak informowały media – wszelkie odciski palców zostały ponoć na broni wytarte. Nie słyszałem też, by Ziobro wyjaśnił, a tym bardziej przeprosił, że ludzie z jego bezpośredniego otoczenia inspirowali internetowy hejt poprzez „farmę trolli”. Tylko premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że dymisja wiceministra Łukasza Piebiaka kończy sprawę”. O ile jednak pamiętam, odgrywająca w tej aferze rolę bezpośredniej wykonawczyni „Mała Emi” – bez zbytniego skrępowania – wsypała swego zleceniodawcę.

Deptanie i wypaczanie władzy sądowniczej wspierał bez żenady prezydent RP Andrzej Duda, którego długopis odgrywał i nadal odgrywa w procesie niszczenia demokratycznego państwa zasadniczą rolę. Nie bez powodu więc w wyborach parlamentarnych zniecierpliwione społeczeństwo odebrało znaczną część władzy partii, którą niektórzy zaczęli nazywać wprost działającą razem i w porozumieniu zorganizowaną grupą przestępczą.

Wiele poczynań jawnie posuwającego się do swoistego samosądu akcji Ziobry pociągnęło za sobą masę szkód ogólnych i indywidualnych, a także niewyobrażalnych i niczym nieuzasadnionych kosztów, w jakie wpędził państwo polskie również samozwańczy ekspert w dziedzinie katastrof lotniczych Antoni Macierewicz – były minister obrony narodowej, który nawet bez jakiejkolwiek katastrofy potrafił zniszczyć zmodernizowany wielkim nakładem środków rządowy samolot Tu 154M bodaj o numerze 102, stojący w hangarze w Mińsku Mazowieckim, jednocześnie zaś ukrywał niezależne opinie techniczne dotyczące tragicznego w skutkach upadku identycznej maszyny w roku 2010 pod Smoleńskiem. Społeczeństwo już zdążyło zapomnieć, jak ten skądinąd zasłużony aktywista antypeerelowskiej pozycji decydował się na zgoła szaleńcze, a na pewno bezczelne działania. Można śmiało do nich zaliczyć zatrudnienie w charakterze szefa gabinetu politycznego i rzecznika prasowego MON – kompletnego outsidera Bartłomieja Misiewicza, któremu musieli salutować nawet zaprawieni w bojach generałowie.

No cóż, demokratyczny system państwowy w Polsce został mocno wypaczony przez Jarosława Mądrego (inaczej) i otaczających go pisowskich lub propisowskich karierowiczów, w następstwie czego nowa władza musi uciekać się do kruczków prawnych, żeby jak najszybciej przywrócić słowom prawo i sprawiedliwość właściwy sens. Przeprowadzone w ostatnią niedzielę wybory samorządowe społeczeństwo potraktowało po części jako drugorzędne wydarzenie wobec jesiennego zwycięstwa przeciwników kaczyzmu na szczeblu parlamentarnym. Pewnie dlatego wyniki w niektórych jednostkach samorządowych były zaskakujące, chociaż tylko w niewielkim stopniu zmieniły krajobraz w skali ogólnopolskiej. Warto by jednak, niezależnie od politycznej otoczki poszczególnych jednostek na szczeblu lokalnym, wykorzystać samorząd właśnie teraz, gdy ponad wszelkie problemy państwa polskiego wyrasta niebezpieczeństwo uwikłania nas w wojnę, czego nie doświadczaliśmy od 1945 roku.

Poza wszystkim atoli, nie bacząc na to, co zrobi ewentualnie rosyjski watażka Władymir Putin, trzeba i centralnie, i lokalnie, i społecznie, i indywidualnie toczyć walkę z ocieplaniem klimatu ziemskiego. Nieprzypadkowo przecież grupa seniorek w Szwajcarii wygrała przed sądem proces ze swoim państwem, udowodniając, że to państwo naraża ich zdrowie i dobrostan, nie czyniąc odpowiednich posunięć klimatycznych. Widać zatem, że o pozostawanie obywateli w dobrostanie może zadbać nawet władza sądownicza. A tym bardziej lokalny samorząd.

Wróć