Był raz mały Mateuszek.
Straszny z niego był kłamczuszek.
Już w kołysce, gdy się moczył,
Kłamał mamie w żywe oczy,
Przekonując, że pielucha
Nie jest mokra, ale sucha.
W żłobku wyczuł dobrą zmianę,
Chwaląc się, że jest batmanem,
A w przedszkolu, chwat nad chwaty,
Walczył dzielnie obok taty.
W szkole nieco przegiął strunę:
- Obaliłem - rzekł - komunę.
Nadstawiałem pierwszy karku
- Bajerował kumpli w barku.
Kiedyś wrócił z Sandomierza,
Gdzie przekonać świat zamierzał,
Że jest wielki, że miał rację,
Sam prowadząc negocjacje.
Nos miał długi jak Pinokio,
Czym zadziwił Rzym i Tokio.
Stał się, jak opisał Dante,
Zasłużonym kombatantem.
Mistrzem był w tworzeniu mitów,
Umiał wcisnąć tyle kitu!
Mimo to miał swoje fanki,
Co wierzyły w obiecanki.
Zamartwiała się tym wróżka,
Co wyrośnie z Mateuszka?
Żeby nie zszedł na manowce,
Uczyniła go bankowcem.
Skoro wszędzie nos swój wtyka,
Zrobię z niego polityka!
Takie głupstwa opowiada,
Że na pewno tam się nada.
Wielbiciele dobrej zmiany
Łykną to jak pelikany,
Najwyraźniej rośnie w cenie
Niedorzeczne bajdurzenie.
Trzeba przyznać, była bystra.
Uczyniła zeń ministra!
Dzisiaj łatwo o karierę:
Każdy może być premierem!