Przykłady ludzkiej głupoty istniały zawsze. Jeden z czołowych humanistów renesansu Erazm z Rotterdamu opisał to w już pod koniec XV wieku w satyrycznej rozprawie Pochwała głupoty, ale obecnie stały się one codziennością, są niezrozumiałe i dokuczliwe jeszcze bardziej. Decydenci na wszystkich szczeblach wręcz prześcigają się w tworzeniu absurdalnych przepisów, procedur, instrukcji i regulaminów. W dobie cyfryzacji i komputeryzacji powinno być łatwiej, szybciej i prościej, a często jest akurat odwrotnie. Zalewa nas fala druków i formularzy, wydłuża czas załatwiania najprostszych spraw, nagminne staje się obsadzanie stanowisk protegowanymi urzędnikami, których cechuje niekompetencja i bezmyślność. Niektórzy tłumaczą, że powstawanie absurdów to wynik działania sztucznej inteligencji, ja jednak twierdzę, że te programy i algorytmy tworzą ludzie, tyle że o inteligencji zerowej.
Postanowiłem jednak powalczyć trochę o powrót do normalności. Zamierzam w najbliższym czasie stworzyć PIPĘ (Poczet Idiotyzmów Polskich). Każdy z czytelników z pewnością zetknął się w ostatnim okresie z denerwującym absurdem. Proponuję zatem nadsyłanie do redakcji przykładów i zgłaszanie kandydatów do PIPY. Jesienią zorganizujemy plebiscyt i wybierzemy Idiotyzm Roku. Wybór będzie trudny, bo konkurencja jest ogromna. Będziemy tylko musieli na uroczystość wręczenia naszych o sk… (arów) postarać się o czerwony dywan. Na początek moje marcowe nominacje do tego zaszczytnego tytułu.
METRO WARSZAWSKIE
Każdy z Warszawiaków z pewnością nie raz korzystał z metra i przesiadał się z jednej linii na drugą na stacji Świętokrzyska. Kto jeździ z Ursynowa ostatnim wagonem, bezpośrednio z peronu schodzi schodami w dół na peron linii M2. Ale zarówno w metrze jak i na stacji słyszy komunikat, że należy udawać się za strzałkami dokładnie w przeciwnym kierunku, wjechać schodami na górę i dopiero stamtąd zjeżdżać przez bramki w dół. Warszawiacy przyzwyczaili się już do tego absurdu, ale przybysze są zdezorientowani. Czy może mi ktoś wytłumaczyć, kto podpowiedział takie rozwiązanie, kto zaprojektował i wytyczył taką drogę, namalował takie strzałki i nagrał instrukcję. Może warto upowszechnić dane projektanta, wykonawcy i nadzorujących.
INTERCITY
Tak się złożyło, że jadąc na swój benefis do Krakowa, z powodu nieprzewidzianego postoju w metrze, a potem ciągnąc z trudem trzy ciężkie walizki ze stacji Centrum do Dworca Centralnego (dziękuję przy okazji za zapewnienie podróżnym dogodnego połączenia metra z dworcem), kilka minut spóźniłem się na pociąg. Byłem zmuszony wykupić nowy bilet. Kiedyś zwrot biletu i zakup nowego, po potrąceniu umownej kwoty, załatwiało się od ręki. Teraz (uwaga!) kasjerka w okienku musiała mi wypisać potwierdzenie niewykorzystania biletu (zajęło jej to kilka minut, przez co wydłużyła się kolejka do kasy), po powrocie do Warszawy musiałem tracić czas, stawiając się w Biurze Obsługi, gdzie otrzymałem do wypełnienia czterostronicowy formularz, pani z obsługi na moich oczach skanowała ten dokument, po czym ręcznie przepisywała dane z formularza do komputera, przesyłała je do centrali, informując, że w ciągu miesiąca otrzymam pismo i przelew zwróconej kwoty za niewykorzystany bilet. Wszystkie te czynności zajęły jej ponad 20 minut. Kolejny czas musi poświęcić pracownik w centrali, aby wysłać do mnie pismo i dokonać przelewu. A przecież takich interesantów jest wielu. Pytanie retoryczne: dlaczego w dobie komputeryzacji tyle osób musi tracić czas, załatwiając tak błahą sprawę, a pani w kasie nie może od razu anulować biletu i rozliczyć zakupu nowego. Pracownicy nie widzą absurdu, przekonywali mnie, że korzystając z zakupu biletu przez internet, akceptuję ich regulamin. Ale dlaczego ten regulamin jest taki?
ZAIKS
Wszyscy otrzymujemy teraz PIT-y za rok 2024. Otrzymałem i ja, między innymi z ZAiKS-u z tytułu praw autorskich. Stąd mam dla wszystkich czytelników, którzy śledzą moje teksty na łamach Passy i bywają na moich spotkaniach autorskich, zazdroszcząc mi niewątpliwie kokosowych dochodów, następującą zagadkę: ile wynosi mój zarobek przekazany przez ZAiKS na moje konto?
Niecierpliwym zdradzę swą tajemnicę. Ta kwota to… 0,24 zł. Po odliczeniu kosztu uzyskania przychodu (50%), mój dochód wyniósł 12 groszy. Próbuję teraz dociec, na którym utworze zbiłem taką kasę? Takiego interesu możecie mi tylko pozazdrościć.
Życzliwi mogą złożyć donos do Urzędu Skarbowego, że mieszka na Ursynowie taki przestępca Wojciech D. który zamierza ukryć ten dochód przed fiskusem gdzieś w raju podatkowym. Jestem ciekaw, czy spotka mnie za to areszt czy grzywna? Jak dotąd prominentnym politykom nie spadł włos z głowy za wielomilionowe przekręty przy wyborach kopertowych czy Funduszu Sprawiedliwości, ale z pewnością Urząd Skarbowy okaże się skuteczny w ukaraniu emeryta za takie przestępstwo.
Przez 15 lat korzystałem z Facebooka. Przyzwyczaiłem się do kontaktów za pomocą mediów społecznościowych. Niestety, facebook mnie wyrzucił za „nieprzestrzeganie standardów”. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jako nauczyciel, harcerz, dziennikarz i artysta dbam o poziom swoich wpisów i obiema rękami podpisuję się pod tymi standardami. Jestem przeciwko mowie nienawiści, nietolerancji, propagowaniu przemocy, wulgaryzmom. Wręcz uważam, że na facebooku aż roi się od takich treści i ordynarnego języka i nawet się dziwię, że to w wielu przypadkach nie przeszkadza. Tymczasem sami oceńcie, czy moje przypadki zasługują na bany.
Dwa lata temu zostałem zawieszony za tekst, drukowany uprzednio w Passie, napisany po rozróbach Narodowców podczas Święta Niepodległości. Satyryczny tekst „My chcemy Boga” (takie było hasło wykrzykiwane przez rozwydrzone grupy rzucające racami) został oceniony jako „propagujący przemoc”.
W pierwszą rocznicę napaści Rosji na Ukrainę napisałem ostry tekst adresowany do Putina „Po co ci to było?” Facebook zawiesił mnie za „rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości”.
W Dniu Psa (26 sierpnia) zamieściłem serię zabawnych moim zdaniem zdjęć (nie ja je zrobiłem, skopiowałem je wcześniej z facebooka), na których znajdowały się pieski z dziećmi (piesek kudłaty i dziecko w kudłatym sweterku, piesek szczerzący zęby i dziecko tak samo uśmiechnięte). Na jednym z nich był piesek o białej sierści i czarną łatką na oku, chłopczyk obok był w białym ubranku, a oko miał sine. Zarzucono mi, że propaguję „przemoc wobec dzieci”, co w moim przypadku brzmi jak ponury żart. Przecież to absurdalne!
W końcu września pojawiło się na moim koncie zdjęcie (nota bene z facebooka) sprzed 13 lat! Nie ja je wstawiłem, a mimo to mnie zawieszono. Odwołałem się, cofnięto zakaz, ale z nieznanych mi przyczyn zawieszono ponownie. Do dziś nie wiem dlaczego. A przecież nawet jeśli dziecko zawini, musi wiedzieć dlaczego je ukarano, jeśli ma się poprawić.
Jednocześnie zablokowano mi poza prywatną stroną, trzy prowadzone przeze mnie fanpage (Spotkania z piosenką, Ogólnopolski Festiwal Piosenki Retro i Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego), gdzie publikowałem swoje teksty drukowane w prasie, informacje o koncertach, recenzje, zdjęcia, składałem życzenia. Poniosłem spore straty. Czy na to zasłużyłem?
Teoretycznie można się odwołać. Niestety, facebook to twierdza nie do zdobycia. Władza absolutna i bezkarna. Może robić co chce, a użytkownika poniżać. Linki do odwołań nie działają, w siedzibie przy Rondzie ONZ nie ma szans na rozmowę, telefon, kontakt mailowy.
Kolejne nominacje do PIP-y już w kwietniu.