Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zwykli, prości ludzie, wyrobnicy zbrodni…

01-03-2023 21:10 | Autor: Tadeusz Porębski
Właśnie mijają 83 lata od podjęcia przez Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KC KPZR) ściśle tajnej uchwały, na mocy której NKWD (Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł) rozpoczął likwidację ponad 20 tysięcy polskich jeńców wojennych.

W sobotę 2 marca 1940 r. Ławrientij Beria, Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR i szef NKWD, skierował do Józefa Stalina tajną notatkę, w której zdefiniował, że polscy jeńcy wojenni są zadeklarowanymi i nie rokującymi nadziei na poprawę wrogami władzy sowieckiej. Trzy dni później Stalin podpisał ściśle tajną uchwałę sowieckiego Politbiura o następującej treści: „ I. Polecić NKWD ZSRR: 1) sprawy znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych 14.700 osób, byłych polskich oficerów, urzędników, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i służby więziennej, 2) jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi 11 tys. osób, członków różnorakich kontrrewolucyjnych organizacji, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników i uciekinierów − rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary przez rozstrzelanie. II. Sprawy rozpatrzyć bez wzywania aresztowanych i bez przedstawiania zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia”.

Znamy nazwiska zbrodniarzy...

Polaków mordowano w kilku miejscach: w Katyniu, Twerze, Charkowie, Kijowie i Mińsku. Pomijając Stalina i kilku innych członków sowieckiego Politbiura oraz bezpośrednich wykonawców zbrodni, wypada zauważyć, że motorem tajnej operacji był kapitan bezpieczeństwa państwowego Piotr Soprunienko, od 1939 r. szef Zarządu ds. Jeńców Wojennych NKWD. Wiosną 1940 r. codziennie przekazywał komendantom obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie listy nazwisk ludzi przeznaczonych do rozstrzelania. Soprunienko przeszedł w stan spoczynku w 1963 r. i nigdy nie stanął przed sądem. W 1991 r. był przesłuchiwany w sprawie zbrodni katyńskiej przez prokuratorów Generalnej Wojskowej Prokuratury Federacji Rosyjskiej, jednak odmówił udzielenia odpowiedzi na większość pytań. Zmarł śmiercią naturalną w 1992 r.

Tajemniczymi postaciami byli kombryg (generał brygady) Wasilij Zarubin oraz pułkownik o czerwonej nalanej twarzy, którego nazwiska nigdy nie ustalono. Wiadomo tylko, że był podwładnym Dmitrija Tokariewa, szefa Zarządu NKWD obwodu twerskiego. Zarubin odegrał wyjątkowo złowrogą rolę w ludobójstwie polskich oficerów. Od innych prymitywnych enkawudzistów różnił się wytwornymi manierami, ogładą i znajomością kilku języków. Prowadził z polskimi oficerami niekończące się rozmowy na różne tematy, częstował ich papierosami i kawą, wypożyczał książki. Polacy nie wiedzieli, czemu te na pozór przyjacielskie kontakty mają służyć. Wiele lat później okazało się, że Zarubin to as sowieckiego wywiadu, a jego zadaniem było prowadzenie wyrafinowanej gry operacyjnej w celu zwerbowania spośród polskich oficerów sowieckiej agentury. Zarubin, podobnie jak Soprunienko, zmarł w dobrobycie w 1972 roku.

Natomiast tajemniczy pułkownik NKWD o czerwonej nalanej twarzy pojawił się w obozie w Kozielsku w czasie, gdy ruszyły przygotowania do transportów. Nadzorował na stacji Gniazdowo rozładowywanie transportów przybywających tam z obozów w Kozielsku oraz Ostaszkowie i przewożenie jeńców bezpośrednio do lasu katyńskiego pod kule egzekutorów. Zwykle stał na środku placu, z rękami w kieszeniach obszernego płaszcza i w milczeniu spalał kolejne papierosy.

Dlaczego ocalał Swianiewicz?

Z pewnością miał dużą władzę, ponieważ pewnego dnia nagle wszedł do jednego z wagonów, wywołał nazwisko Stanisława Swianiewicza (1899-1997) – polskiego uczonego, profesora ekonomii, prawnika, pisarza, sowietologa i wydzielił go z transportu śmierci. Uratowany Polak do końca swoich dni nie poznał zasad dialektycznych decyzji NKWD. Sowieci dokonując zbrodni katyńskiej darowali życie 395 polskim jeńcom. Nie wiadomo, jaki był prawdziwy powód. W 1993 r. Dmitrij Tokariew zeznał, że w likwidacji wiosną 1940 r. ponad 20 tysięcy polskich jeńców wojennych brało ogółem udział 125 funkcjonariuszy NKWD. Jego zeznanie potwierdza treść rozkazu numer 001365, wydanego przez Berię po zakończeniu operacji katyńskiej, na mocy którego taka właśnie liczba funkcjonariuszy została nagrodzona „za pomyślne wykonanie zadań specjalnych”.

Rozkaz Berii o nagrodach połączył funkcjonariuszy NKWD różnego szczebla: od głównego kata – Błochina i jego najbliższych pomocników Iwana Antonowa, Iwana Feldmana, Aleksandra Jemieljanowa, braci Wasilija i Iwana Szygalowych oraz Andrieja Rubanowa, po urzędników z archiwum, nadzorców więziennych i kierowców. Głównym egzekutorem był Wasilij Błochin, wieloletni etatowy cyngiel Kremla. Wyczyny dowódców hitlerowskich Einsatzgruppen, mordujących Żydów na zapleczu frontu wschodniego, czy ich kolegów po fachu z Gestapo, bledną wobec dokonań towarzysza majora bezpieczeństwa państwowego Wasilija Błochina. Od 1924 do 1953 r. wykonywał wyroki śmierci nie tylko na zwykłych skazańcach. Osobiście zlikwidował w piwnicach więzienia na Łubiance najważniejszych bolszewików w państwie, skazanych na śmierć podczas stalinowskich czystek – Nikołaja Bucharina, Gieorgija Zinowiewa i Lwa Kamieniewa, jak również marszałka Michaiła Tuchaczewskiego oraz swoich byłych szefów Gienricha Jagodę i Nikołaja Jeżowa. Rosyjski historyk Nikita Pietrow szacuje, że Błochin własnoręcznie zastrzelił ponad 50 tys. ludzi. Do dziś uchodzi za największego mordercę w historii zbrodni, w ciągu miesiąca pozbawiał życia średnio 140 osób. Wypracował bezkrwawą technikę zabijania, śmierć ofiary następowała natychmiast. „Trzeba tylko dobrze trafić między kręgi szczytowy i obrotowy kręgosłupa szyjnego, trzymając lufę skierowaną ukośnie ku górze – uczył swoich podwładnych. – Pocisk wyjdzie wtedy przez oczodół lub usta i poleje się mało krwi. Natomiast strzał w potylicę rozrywa czoło i powoduje obfity krwotok”.

Najpierw zabili, a potem pili

Błochin woził ze sobą walizę pełną niemieckich pistoletów Walther kaliber 7,65 mm. Nie korzystał z radzieckich naganów, wiedząc, że zbyt szybko się przegrzewają.

Dmitrij Tokariew zeznał w 1993 r.: „Już pierwszego dnia zobaczyłem całą tę grozę. Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czapkę, długi skórzany brązowy fartuch i skórzane brązowe rękawice do łokci, po czym zarepetował pistolet. Wyszedłem z pomieszczenia”. Błochin zabronił przynosić wódkę na miejsce egzekucji, ale każda noc „po pracy” kończyła się totalnym pijaństwem. Kiedy 6300 jeńców z Ostaszkowa zostało zgładzonych, urządził pożegnalną libację dla swoich strzelców. Oprawca zmarł w 1955 r. w Moskwie. Według Dmitrija Tokariewa popadł w obłęd po odebraniu mu rok wcześniej postanowieniem Rady Ministrów ZSRR stopnia generała i popełnił samobójstwo. Inny katyński oprawca Andriej Rubanow szalał podobno w zakładzie dla obłąkanych, krzycząc: „Boże, tyle krwi mam na rękach! Tyle krwi samych Polaków”.

Mordercy dożyli swoich lat

Historyk Nikita Pietrow podaje za danymi MWD, że Rubanow odebrał sobie życie, podobnie jak Piotr Karcew – lejtnant w smoleńskim Zarządzie NKWD i Wasilij Pawłow, zastępca szefa twerskiego Zarządu NKWD. Natomiast Dmitrij Tokariew i Piotr Soprunienko dożyli ostatnich lat w ciemnościach – stracili wzrok.

Dokonując mordu katyńskiego, Sowieci pozbyli się sporej części przedwojennej polskiej elity – nauczycieli, lekarzy, inżynierów, humanistów, pisarzy, uczonych, a także dobrze wykształconych zawodowych oficerów. Od kul funkcjonariuszy NKWD zginęli ludzie stanowiący zagrożenie dla realizacji planów Stalina podboju Polski, zdecydowani przeciwstawić się aneksji kraju przez Moskwę i doświadczeni w konspiracji.

W latach dziewięćdziesiątych Lech Wałęsa dogadał się z prezydentem Borysem Jelcynem w sprawie wycofania z Polski kilkusettysięcznego kontyngentu wojsk radzieckich oraz broni atomowej zlokalizowanej w radzieckiej bazie wojskowej Borne – Sulinowo. Sowieci opuścili granice naszego państwa bez jednego wystrzału, za co Polacy powinni byli być dozgonnie wdzięczni Lechowi Wałęsie. Niestety, dzisiejsza władza usiłuje deprecjonować polityczne zasługi byłego prezydenta RP. Wałęsa dokonał także rzeczy dotychczas uważanej za niemożliwą – przekonał mianowicie Jelcyna do oficjalnego przyznania się ZSRR do katyńskiej zbrodni, wszczęcia oficjalnego śledztwa w tej sprawie i przekazania Polsce kopii dokumentów NKWD znajdujących się w archiwum KGB oraz moskiewskim Centrum Chronienia Zbiorów Dokumentów Historycznych. W październiku 1992 r. naczelny archiwista państwowy Federacji Rosyjskiej Rudolf Pichoja przekazał prezydentowi Lechowi Wałęsie potwierdzone kopie przeszło dwudziestu dokumentów przechowywanych w archiwum jako „Pakiet numer 1”. W teczce specjalnej („Osobaja papka”) z pieczęcią „Ściśle tajne”, zapieczętowanej i ostemplowanej numerem „I”, znajdował się m. in. plik dokumentów zawierający najważniejsze wytworzone do 1959 r. dokumenty na temat zbrodni katyńskiej. Dostęp do nich mieli wyłącznie kolejni pierwsi sekretarze KC KPZR oraz szefowie KGB.

W 1993 r. Generalna Wojskowa Prokuratura Federacji Rosyjskiej wszczęła postępowanie w sprawie zbrodni katyńskiej (Ugołownoje dieło nr 159), czyli „Sprawa karna/kryminalna nr 159”. Zostało ono zamknięte decyzją Władimira Putina, wybranego w 2000 r. na prezydenta Federacji Rosyjskiej. Była to jedna z jego pierwszych decyzji politycznych po przeprowadzce na Kreml. Śledztwo zamknięto bez żadnej konkluzji, co jest charakterystyczne dla Putina.

Putin zniszczył dowody

Według Kremla, masowy mord w Katyniu nie był ani zbrodnią przeciwko ludzkości, ani przestępstwem, które określa się jako represję stalinowską, czyli ludobójstwo. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że zdaniem Moskwy, żadnego mordu w Katyniu nie było. Prawdopodobnie to za prezydentury Putina dokończono dzieła niszczenia akt katyńskich, m. in. protokołów z egzekucji. Akta personalne pozwoliłyby odpowiedzieć na pytanie, czy wskazana w decyzji sowieckiego Politbiura z 5 marca 1940 r. trójka wysokich funkcjonariuszy NKWD – Wsiewołod Mierkułow (mówiący biegle po polsku pierwszy zastępca Berii, rozstrzelany po śmierci Stalina w 1953 r. wraz ze swym szefem), Bogdan Kobułow (wynaturzona bestia, osiłek potrafiący zabić więźnia jednym uderzeniem pięści, rozstrzelany w 1953 r.) i Leonid Basztakow (szef Wydziału 1 Specjalnego NKWD, zmarł w 1970 r.) faktycznie podpisywała indywidualne wyroki śmierci na poszczególne ofiary. Władimir Władimirowicz Putin zadbał o to, by szczegóły dotyczącego rosyjskiego ludobójstwa, czyli bestialskiego zgładzenia ponad 20 tys. polskich obywateli, nigdy już nie ujrzały światła dziennego. Zatarł ślady zbrodni niczym wytrawny przestępca.

Kim byli mordercy oraz ich przełożeni? Długo wśród rosyjskich historyków krążył dokument z niewiele mówiącymi nazwiskami 125 enkawudzistów, którzy dokonywali egzekucji, wozili zwłoki i zasypywali doły. Były tam też nazwiska kobiet. Przy żadnym nazwisku nie było imienia odojcowskiego, tylko inicjały. Przy kilkunastu nazwiskach podano stopień wojskowy. Obok kilku znanych nazwisk, jak dwóch zastępców szefów zarządów NKWD Wasilija Pawłowa (Twer) i Pawła Tichonowa (Charków), nazwiska popularne, bez imion, bez funkcji. Historykowi Nikicie Pietrowowi udało się wyszukać w archiwach w Rosji informacje o 114 oprawcach. Wyłania się obraz prostych ludzi – kilku analfabetów, duża część po kilku klasach szkoły podstawowej, niewielu z niepełnym średnim wykształceniem. I kilku wyższych rangą oficerów kontrolujących operację, m. in. kapitan Iwan Biezrukow z zarządu Ekonomicznego NKWD, kombryg Michaił Kriwienko – szef sztabu Wojsk Konwojowych NKWD, czy major Konstantin Silberman z Głównego Zarządu Więziennictwa. Generalnie, zwykli ludzie – wyrobnicy zbrodni, jak określa ich historyk Nikita Pietrow w swojej książce „Psy Stalina”. Mord katyński był tajną operacją specjalnego znaczenia. Władający Rosją uwielbiają „operacje specjalne” mające na celu mordowanie niewinnych ludzi. Napaść na Ukrainę, rozpoczęta w lutym ubiegłego roku, jest kolejnym przykładem. W latach trzydziestych, podczas prowadzonej z rozkazu Wierchownego Sowieta operacji specjalnej zwanej eufemistycznie „rozkułaczaniem”, zostało zamordowanych lub zmarło z głodu ponad 5 milionów Ukraińców.

Fot. wikipedia

Wróć