Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zmierzch mediów... drukorzędnych

01-02-2023 21:00 | Autor: Maciej Petruczenko
Nie od dziś wiadomo, że na rynku mediów liczba dzienników i czasopism drukowanych musi się zmniejszać, bo w dobie radia, telewizji i Internetu gazeciarze stają się coraz mniej potrzebni, zwłaszcza młodemu pokoleniu, ślipiącemu bez przerwy w smartfony. W polskich warunkach prasę dobijają akurat w tej chwili rosnące koszty papieru, energii, druku (w ostatnim czasie zamknięto osiem drukarń). Kioski sprzedające prasę są już rzadkością. Nawet najpotężniejsi wydawcy na naszym rynku likwidują kolejne tytuły względnie zmniejszają częstotliwość wydań, zwalniają dziennikarzy. No cóż, biznes ma swoje prawa i dlatego szanse na przetrwanie straciły m. in. „Naj”, „Party”, „Claudia”, „Auto Świat”, a nawet wydawane przez Bauera „Cuda i Objawienia”. Nareszcie będzie można już stwierdzić z pełnym przekonaniem, że... nie ma cudów.

Dlatego na żaden cud nie liczy wydawany od 1921 roku mój kochany „Przegląd Sportowy”, który słusznie przeszedł z sześciu wydań papierowych w tygodniu na dwa, bo i tak prowadzi codzienny serwis internetowy wespół z potężnym portalem Onet. Tymczasem Wydawnictwo Agora likwiduje dodatki miejskie „Gazety Wyborczej” jeden po drugim, a w aglomeracji warszawskiej już od dawna zaczęły upadać gazety lokalne. Tylko w rejonie Ursynowa i Mokotowa przestały wychodzić: „Pasmo”, „Południe”, „Nowa Metropolia”, „Nasza Metropolia” „Południk 21”, „Sąsiedzi”, „Głos Ursynowa”... I tak mieszkańcy komunikują się głównie za pośrednictwem mediów społecznościowych, chociaż i w tej materii nie dzieje się dobrze, bowiem władze USA coraz bardziej dobierają się do skóry ich właścicielom. Ostatnio powstały obawy, czy Elon Musk, który zakupił Twittera za 44 mld dolarów, przypadkiem go nie zamknie. Zaczął wszak od zwalniania pracowników. Osobiście przyjaźnię się z jedną z osób, które mają na koszt Muska polecieć na Księżyc. Może więc dla lepszego wyposażenia uczestników tej ekspedycji szef zaoszczędzi na Twitterze i ewentualnie przestanie to być darmowa platforma informacyjna – jak choćby „Passa”?

A wracając do kwestii gazet, wypada odnotować, że w zasadzie wszyscy eksperci przewidują całkowite zniknięcie prasy codziennej, która przecież nie jest w stanie nadążyć za Internetem. W USA zamykają się po dwie gazety na tydzień, a do 2025 roku ma zniknąć tam jedna trzecia dzienników. O ile dzienniki muszą wszędzie wypadać z obiegu, o tyle los tygodników, miesięczników, kwartalników, roczników będzie zależeć od rzeczywistego zapotrzebowania i kosztów, a te – jeśli chodzi o papier – na pewno nie będą maleć.

W roku 1919 sławny później felietonista Walter Lippman stwierdził, że demokracja nie może istnieć bez niezależnych gazet. Dziś powiedzielibyśmy – bez niezależnych mediów w ogóle. I w tej sytuacji przypomina mi się moja amerykańska przygoda sprzed 44 lat.

W 1979 roku, przebywając przez kilka miesięcy w St. Louis (Missouri), poznałem kilku dziennikarzy i fotoreporterów dwu miejscowych dzienników – „Globe Democrat” i „St. Louis Post Dispatch”. Oba dzienniki przeżyły w tamtym okresie trwający 53 dni strajk słabo opłacanych drukarzy. W 1981 „Globe Democrat” zamknął się jako osobne pismo, a w 1984 definitywnie padł. Do dziś pamiętam, jak zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego fotoreportera tej gazety z prośbą o przysłanie drugiej odbitki mojego zdjęcia z wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych Walterem Mondale'm, które mi zrobił w hotelu Sheraton. Przywieziony przeze mnie do Polski oryginał skonfiskowała bowiem Służba Bezpieczeństwa, gdy dałem wywiad z tym politykiem do tygodnika „ITD”. Wydzwoniony w St. Louis mój amerykański druh roześmiał się serdecznie, witając mnie z oddali i mówiąc, że mam szczęście, bo właśnie odbywa się pożegnalne party zamykanej redakcji i za chwilę powyłączają wszystkie telefony. Niemniej, drugi egzemplarz zdjęcia mi przysłał i to w dużym formacie.

Właśnie wtedy zrozumiałem, że era gazet drukowanych zaczyna się kończyć, jakkolwiek wspomniany „St. Louis Post Dispatch”, kupiony w 1878 przez rodzinę Pulitzerów i obsypywany przez lata nagrodami dziennikarskimi – wychodzi do tej pory. Bodaj do 1995 roku rządził nim jeszcze prawnuk legendarnego Josepha Pulitzera, ale w końcu dziennik został przez rodzinę sprzedany w 2005 za 1,5 miliarda dolarów.

W 1946 jako pierwsze źródło w skali międzynarodowej „St. Louis Post Dispatch” opublikował tajne protokoły paktu Ribbentrop - Mołotow, jakże znaczącego w 1939 dla Polski. A warto przypomnieć, że od 1917 przyznawana jest Nagroda Pulitzera w wielu różnych dziedzinach, od dziennikarstwa poczynając. Na liście laureatów tej prestiżowej nagrody znalazł się między innymi polski fotoreporter Cezary Sokołowski z Associated Press, który w 1992 zyskał rozgłos zdjęciami z historycznego puczu moskiewskiego, poprzedzającego upadek ZSRR. Nie od rzeczy będzie jednak przypomnieć – jakże ważną, również dla nas, deklarację Josepha Pulitzera z 1907 roku, podkreślającą pryncypia gazety:

„Wiem, że moje przejście na emeryturę w niczym nie zmieni zasad, jakimi się kierujemy, i że zawsze będziemy walczyć o postęp i reformy, nigdy nie tolerując niesprawiedliwości i korupcji. Będziemy zwalczać demagogów wszelkich partii, nigdy nie wiążąc się z żadną. Przeciwstawiając się klasom uprzywilejowanym i grabieżcom publicznego mienia, pozostaniemy skrajnie niezależni i nie będziemy się obawiać wytykania zła.”

Tak Pulitzer faktycznie zdefiniował zasady uczciwego dziennikarstwa, które potem zostały w dużym stopniu złamane przez wielkie koncerny medialne, ale pozostają ideałem do dziś, zaś odważni dziennikarze (przykładem odkrywcy afery Watergate) zyskują nawet światową sławę. Oczywiście, trudno uznać za realizację wspomnianego ideału zakupienie przez koncern paliwowy Orlen sieci gazet lokalnych, zebranych obecnie w grupę pod nazwą Polska Press, bo w każdej gazecie zostali upchnięci najwyraźniej „sami swoi” i już nie ma mowy o patrzeniu ogólnopolskiej władzy na ręce.

Żeby na koniec tchnąć trochę optymizmu w trzymających się papieru pismaków, przypomnę, że od roku 1664 do dzisiaj ukazuje się w Mantui (Włochy) „Gazzetta di Mantova”, najstarsza z wciąż wychodzących gazet. Prasa drukowana zaczęła się ukazywać od początku XVII wieku w języku niemieckim w Świętym Cesarstwie Rzymskim. U nas w roku 1661 w Krakowie otworzył historię gazeciarstwa „Merkuriusz Polski Ordynaryjny”. Kto ją zamknie, doprawdy nie wiem.

Wróć