Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zasiądźmy do stołu…

22-12-2021 21:28 | Autor: Mirosław Miroński
Święta zbliżają się wielkimi krokami. Czas, który do nich pozostał, upływa nam najczęściej na robieniu zakupów oraz planowaniu – gdzie i z kim je spędzić. Tradycyjnie większość Polaków wykorzystuje ten czas, aby spotkać się w gronie rodzinnym lub wśród znajomych.

Kiedyś, szeroko rozpowszechniony zwyczaj organizowania wigilii w instytucjach trochę zanika, głównie za sprawą pandemii, choć nie tylko. Trochę szkoda, bo to rzadka okazja do zacieśnienia stosunków towarzyskich, które w nawale pracy bywają zaniedbywane. Zresztą, dzieje się tak ze zrozumiałych względów, praca bowiem to nie miejsce do spotkań towarzyskich. Z doświadczenia wiem, że jedno drugiego nie wyklucza, a nawet polepsza atmosferę. Choć zwyczaj dzielenia się opłatkiem w pracy schodzi na plan dalszy, dobre relacje pomiędzy pracownikami pozostają nadal ważne. Dodatkowym utrudnieniem, które w tej kwestii pojawiło się w czasie pandemii SARS-CoV-2, jest fakt, że w wielu instytucjach, firmach i przedsiębiorstwach zdecydowano się na pracę zdalną. Podobną sytuację widać w różnego szczebla szkołach. Tutaj jest to sytuacja szczególnie niekomfortowa, bo młodzież szkolna izoluje się od siebie. A gdzie nawiązywać kontakty z rówieśnikami, jak nie w szkole? To samo dotyczy wielu innych miejsc, które teraz z konieczności świecą pustkami.

Tak czy inaczej, mamy okres przedświąteczny. Przydałoby się trochę śniegu. Nie wiadomo, czy ten, który właśnie spadł w stolicy, poleży jeszcze trochę. Może jednak będzie biało za oknem. Dzieci uwielbiają zabawy na śniegu. Może będzie okazja, aby wyciągnąć z kąta i odkurzyć sanki, narty, łyżwy i inne sprzęty służące do jeżdżenia i zjeżdżania. Chodzi nie tylko o zabawy i robienie bałwanów, bo tych jakoś i bez tego nie brak, ale Święta i Nowy Rok bez śniegu nie mają atmosfery.

Na szczęście zima w ostatnich dniach przypomniała o sobie. Aura zrobiła się ostrzejsza i w Warszawie trochę prószy. Zapowiada się, że dzieci będą miały frajdę, a i dorosłym będzie przyjemniej, gdy śnieg rozjaśni nieco ciemne dni. Właśnie minęło przesilenie zimowe, a to, co nas od teraz czeka może tylko cieszyć, bo to oznacza, że dni będą coraz dłuższe. Nie trzeba będzie zużywać tyle prądu na oświetlenie, a to już coś, zwłaszcza przy rosnących cenach energii.

Jeśli ktoś nie wie czym jest przesilenie zimowe, to wyjaśniam, że jest to początek astronomicznej zimy, a także najkrótszy dzień roku na półkuli północnej i również w naszym pięknym kraju. Słońce znajduje się w zenicie w zwrotniku Koziorożca. Odpowiednikiem tego wszystkiego jest przesilenie letnie na półkuli południowej, gdzie rozpoczyna się astronomiczne lato. Proste, prawda? Wydaje się, że tak, ale… Rzecz w tym, że przesilenie zimowe może przypadać 21., a czasem 22. dnia grudnia. Dzieje się tak, bo długość roku słonecznego jest różna. Jest to około 365 dni, 5 godzin i 49 minut. Tak się składa, że w tym roku najkrótszy dzień wypada 21. grudnia.

Również w przyszłym roku przesilenie zimowe będziemy mieli 21 grudnia, a w 2023 - 22 grudnia. Przesilenie zimowe oznacza najdłuższą noc, a także wyjątkowo wczesny zachód Słońca. Średnia długość dnia od wschodu do zachodu słońca w Polsce to średnio 7 godzin i 40 minut. W Warszawie 21 grudnia trwa od około 07:44 do 15:24. Jednym słowem, najdłuższa noc w roku trwa średnio ponad 16 godzin. Można sobie zatem pospać.

Zjawisko to znane jest już dawna. Już dawni Słowianie świętowali przesilenie zimowe. Do dziś zachowały się ślady związanych z tym obrzędów i rytuałów. Podczas tzw. Szczodrych Godów nasi słowiańscy przodkowie nie pracowali. Mieli wtedy wolne, w przeciwieństwie do nas. Dziś mało kto może pozwolić sobie na taki luksus. Przeciwnie, to czas wielkiej aktywności dla wielu ludzi na całym świecie. Przesilenie zimowe i następujące po nim Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok to znakomita okazja dla producentów, usługodawców, a przede wszystkim dla handlowców. Ba! To przysłowiowy czas żniw dla niektórych branż. I dobrze, bo to nakręca i ożywia gospodarkę, nam zaś uprzyjemnia życie.

Przede wszystkim świąteczna atmosfera sprzyja sprzedaży. W wielu krajach, w tym również w naszym, klientów ogarnia prawdziwy szał zakupów. Przecież nikt nie chce siedzieć przy pustym stole. Tradycja zaś podpowiada, że potraw wigilijnych ma być aż… no właśnie. Tu są pewne kwestie sporne. W dawnej Polsce nieparzysta liczba potraw na wigilijnym stole miała przynieść szczęście w nadchodzącym roku zdrowie i pomyślność. Co do liczby – bywało różnie. W uboższych domach potraw było pięć albo siedem. W zasobniejszych, szlacheckich, bywało dziewięć, zaś w arystokratycznych jedenaście. Ma to swoje uzasadnienie w tradycji biblijnej. Abstrahując od różnic społecznych, liczba 7 oznaczała dni tygodnia, 9 – odpowiadało dziewięciu chórom anielskim, zaś 11 to liczba 12 apostołów pomniejszona o Judasza. To ostatnie, to moja, własna refleksja. Trzeba było skosztować każdej potrawy, bo to gwarantowało powodzenie w nadchodzącym roku.

Obyczaje świąteczne i noworoczne znalazły swoje odzwierciedlenie w kulturze i sztuce. Pojawiały się w literaturze, piosenkach, malarstwie etc. Przykładem są obrazy: Wigilia na Syberii autorstwa Jacka Malczewskiego (1892) oraz Pierwsza Gwiazdka, namalowana przez Tadeusza Popiela (ok. 1913) i przedstawiająca człowieka jej wypatrującego.

Mieszkańcy Warszawy – jako pierwszą wigilijnym niebie – zobaczą, być może, planetę Wenus albo kometę Leonard. Tak czy inaczej, zasiądą przy wigilijnym stole zgodnie z wielowiekową tradycją.

Wróć