Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zajęcie Warszawy przez Niemców 5 sierpnia 1915 roku

05-08-2015 21:14 | Autor: Lech Królikowski
To był historyczna chwila. Zdzisław Lubomirski firmalnie przejął od szambelana Aleksandra Müllera władzę nad miastem.

W celu osłony Warszawy, na zachód od miasta na linii Błonie-Grójec, Rosjanie wybudowali ufortyfikowaną pozycję. Linia ta została przełamana przez Niemców 3 sierpnia.

W nocy z 3 na 4 sierpnia z Warszawy widać było pożary we Włochach, Ożarowie i Rakowcu. W tym czasie dotarły do miasta wiadomości, iż w Konstancinie i na Ursynowie widziano niemieckie pojazdy. „Jednocześnie na południowych krańcach miasta wzmagał się huk armat i z coraz bliższej odległości dobiegało szczekanie karabinów maszynowych”.

Dzień 4 sierpnia 1915 r. był w Warszawie pełen napięcia, ale władze starały się utrzymać normalny bieg spraw. Relacje z tamtych czasów wspominają, iż pod wieczór  ściągnięto z ulic policję, pozostawiając jedynie wojsko, które coraz to większym pośpiechem odpływało w stronę mostów przez Wisłę. O godzinie trzeciej nad ranem, rosyjski policmajster Warszawy Meyer przekazał miasto dowódcy polskiej Straży Obywatelskiej. Tego samego dnia Zdzisław Lubomirski formalnie przejął od szambelana Aleksandra Müllera – ostatniego rosyjskiego prezydenta Warszawy – władzę nad miastem. Zmobilizowane oddziały Polskiej Organizacji Wojskowej demonstracyjnie przemaszerowały do Pałacu Radziwiłłowskiego (obecnie: Prezydenckiego), który był jej pierwszą warszawską siedzibą. Gdy się ma w pamięci obrazy z kolejnych wojen, zdziwienie budzi informacja, że „wyjeżdżający prezydent Müller oddał miasto Komitetowi Obywatelskiemu, pozostawiwszy fundusz tylko na najbliższe 2 miesiące”.

Dziennikarz „Tygodnika Ilustrowanego” następująco opisał ostatnią noc rosyjskiego panowania w Warszawie: „Armaty grzmiały. Nikt prawie nie kładł się na spoczynek. Czuwali wszyscy. Przede wszystkim zaś straż obywatelska, która sprężyście objęła swoje obowiązki. (...) Ostatnie oddziały wojska opuszczały miasto. Tu i ówdzie oddział kawalerii przebiegał po ulicach. Podkowy grzmiały po bruku na pożegnanie Warszawy. Jeszcze godzina, jeszcze półgodziny, jeszcze kwadrans i cisza śmiertelna. Cisza, jakiej miasto nie zaznało nigdy, w najspokojniejszych czasach. (...) Tak dotrwała Warszawa do 6-tej rano. Nagle ogłuszający huk –jeden, w kilkanaście minut po nim drugi. To wylatują w powietrze dwa przęsła Trzeciego mostu, mostu Poniatowskiego, jak go nazwała samorzutnie ludność na pamiątkę setnej rocznicy bitwy pod Lipskiem.(...)”

Wysadzanie mostów

Piątego sierpnia 1914 r., od wczesnych godzin porannych trwało wysadzanie mostów. Pierwszy zniszczony został obecny most Poniatowskiego. Około siódmej wysadzono most Kierbedzia, a następnie mosty kolejowe przy Cytadeli. Są przesłanki, by sądzić, że dzięki staraniom Komitetu Obywatelskiego, wycofujący się Rosjanie nie zniszczyli gazowni i urządzeń wodno-kanalizacyjnych. Funkcjonowały także telefony, za pomocą których miasto błyskawicznie przekazywało sobie informacje.

Odnośnie sytuacji około ósmej rano 5 sierpnia 1914 r., tenże „Tygodnik Ilustrowany” donosił: „Tak. To było już. W pół godziny potem, jak błyskawica, rozchodzi się po mieście wiadomość, że pierwszy samochód z oficerami niemieckimi ukazał się w Alejach Ujazdowskich. (...) W mieście i tu i tam i gdzieindziej ukazały się drobne oddziały żołnierzy niemieckich, po 2-ch, 3-ch po 5-ciu. (...) ...przez rogatki Jerozolimskie wjechał do miasta oddział liczniejszy, z trzema oficerami na czele... (...) Cytowany tu wielokrotnie Z. Dębicki twierdzi, że o „7-ej ukazują się konne oddziały wojsk niemieckich. Wita je kanonada z za Wisły”.

Natomiast Z. Kisielewski – także świadek wydarzeń podaje, że „o godz. 6 rano wkroczyły od strony Mokotowa i Woli pierwsze placówki niemieckie”. Od tego samego autora wiadomo także, iż około siódmej rano Niemcy byli już na Ratuszu.

Niezwykłe było to, że zmiana okupanta w Warszawie miała niewielki wpływ na życie codzienne miasta. „O zwykłej porze wyjechały tramwaje, na ulicę wyległ milczący tłum, spieszący do pracy, tylko część niepolska ludności wyszła manifestować swe uczucia proniemieckie. (...) Pisma Warszawskie (...) wyszły jak zawsze z tą różnicą, że bez cenzury wojennej moskiewskie”.. Trzeba zauważyć, iż niebawem cenzura powróciła, tyle tylko, że niemiecka.

Po południu 5 sierpnia 1914 r. do Warszawy – od strony rogatek Jerozolimskich – wkraczały kolejne oddziały wojska niemieckiego, kierując się głównie w kierunku placu Zamkowego. Pośrednikiem w rozmowach pomiędzy Komitetem Obywatelskim a Niemcami był ziemianin z poznańskiego hrabia Bogdan Hutten-Czapski będący w służbie niemieckiej.

Walki o Pragę i okolice

Rosjanie wycofali się na Pragę, gdzie wzdłuż brzegu Wisły zbudowali fortyfikacje, z których przez cztery dni ostrzeliwali miasto. W tym czasie na Pradze płonęły podpalone przez nich magazyny i niektóre fabryki.

Ciekawym źródłem informacji dotyczących tamtego czasu jest wydana w grudniu 1915 r., nakładem „Kuriera Narodowego” broszura autorstwa Wacława Poboga pt.: Walka o Pragę. Oto kilka cytatów, oddających realia i atmosferę wydarzeń:

 „Arjegardy rosyjskie, zasiadłszy ponad wałem praskim, skierowały karabiny i kartaczownice na Warszawę, prażąc spokojną ludność miasta i świadomie narażając przedmieścia na zniszczenie. Prowadząc dzieło zniszczenia, Rosjanie podpalili dworzec Petersburski i Brzeski, i zniszczyli kilka budynków fabrycznych. Pelcowizna również nie uniknęła nieszczęsnego losu. Tymczasem w mieście dokonywano licznych rabunków i wymuszeń. (...) Czuć było, że zbliża się ostatnia chwila ich pobytu na Pradze. Ale bezład i dezorganizacja niepozwoliły Rosjanom rozgrabić wszystkiego, co zagrabić było można, a tymczasem kartaczownice i karabiny zionęły okrutnym ogniem przez Wisłę ku Warszawie. (...) Domy na Powiślu zagrożone. Naprzeciw nich szczerzą swoje paszcze armaty. Ludność przenosi się do górnego miasta, a maszyny tykoczą i tykoczą. Wypadki postrzelenia mnożą się z olbrzymią szybkością. Lekceważenie niebezpieczeństwa pcha jednak ciekawych ku ulicom, wychodzącym na Wisłę. (...) Dla ruchu zamknięto tylko część Krakowskiego Przedmieścia od Trębackiej do pl. Zamkowego i ulice prowadzące ku Wiśle: Mariensztadt i Bednarską. Zamknięto również kordonem dojazd do 3-go mostu. Kanonada się wzmaga. Potęguje ją ostrzeliwanie aeroplanu, który się ukazał nad miastem. (...) O zmroku niebo zaczyna różowieć nad Pragą”.

Praga zdobyta

 „Trzy dni trwał bój z Pragą, aż wreszcie, Rosjanie napierani z boków, ustąpili szybko pozostawiając po sobie ruiny, krzywdy i przekleństwa tych, kogo głosili się być przyjaciółmi. Wojska niemieckie ruszyły w ślad za nimi.

Wczesnym rankiem czwartego dnia, prawy brzeg Wisły zaroił się ludźmi.  Spostrzeżono ich z lewego brzegu i nastąpiło pamiętne na zawsze w dziejach trzydniowego rozłączenia obu dzielnic Warszawy, porozumiewanie się za pomocą znaków. Znaki te mówiły jedno: „Ocaleliśmy! Resztę opowiemy!” Opuszczając Pragę Rosjanie wycofali się za rogatki Grochowskie.

 „Okrutna strzelanina wywiązała się na Saskiej Kępie. (...) Pod działaniem ognia z baterji przeciwnika, Rosjanie zamilkli i z nastaniem nocy już w piątek przeszli na Lasy i Zastów, oraz usadowili się na łasze wiślanej naprzeciwko Wilanowa, broniąc ewentualnie możliwego tu przeprawienia się armji niemieckiej, co bezwarunkowo groziłoby odcięciem części wojsk, które walczyły w tym odcinku frontu. Zeżno! Kościół, który tu widać z ulicy Czerniakowskiej w odstępie między ulicą Przyokopową a Sielcami, był świadkiem zażartych utarczek, prowadzonych przez arjergardy rosyjskie z oddziałem armji feldmarszałka, księcia Leopolda Bawarskiego, który przeszedł przez most pontonowy na prawy brzeg rzeki. (...)

Między Zastowem i wsią Lasy, usadowiły się reduty, piechota rozsypana w łańcuch pikiet i posterunków strażniczych gotowa była od razu rozwinąć się w łańcuch tyraljerski i cała ta potęga siedziała cicho, oczekując nadejścia wrażych kolumn, któreby w odpowiedniej chwili mogła podstępnie zaatakować i zmiażdżyć.

„W noc z piątku na sobotę wojska niemieckie, dążące od Saskiej Kępy, wysyłały piechotę oddziałkami w sile półkompanji każda, uzbrojoną w liczne mitraljezy. Było tego wszystkiego zaledwie dwa pułki. Za niemi szła artylerja polna, na skrzydłach oddziały kawalerji, gotowe w każdej chwili odeprzeć ewentualnie bardzo możliwy atak kozaków. Dopiero za temi siłami postępowały, głębokie kolumny głównego korpusu bawarskiego, a w tyle oddziały saperów i jaszcze z amunicją, oraz tabor z żywnością i furażem, konieczny dodatek do każdego korpusu, decydujący o powodzeniu maszerujących na przedzie sił. (...)”

 „W Miłośnie, Kaczym Dole, Zieleńcu, Kawenczynie, ludność przed umykającymi wojskami rosyjskimi, rozbiegała się na wszystkie strony, wiedząc z góry, że „Przyjaciele” gotowi ich w każdej chwili ograbić ze wszystkiego, a w dodatku samych popędzić przed sobą het na wschód, na nędzę i tułaczkę.

Rosjanie porozkładali wprawdzie tu i ówdzie zapasy nafty i wiechcie słomy, oblanej jakimciś tłuszczem, ale wobec niepokojących grzmotów od Radzymina, porzucili to wszystko i ruszyli w stronę Bugu. W ten sposób pomienione wsie szczęśliwie ocalały (...)”.Ostatecznie  po 9 sierpnia 1915 r. Rosjanie opuścili Pragę i wschodnią część guberni warszawskiej. Wydaje się, że władze rosyjskie utraty Warszawy nie traktowały, jako straty bezpowrotnej. Świadczy o tym np. zachowanie licznej grupy oficerów, którzy wyjeżdżając z Warszawy w sierpniu 1915 r. swoje meble pozostawili na przechowanie, w istniejącym do dnia dzisiejszego, wielkim magazynie firmy „Wróblewski i S-ka” przy ul. Inżynierskiej. Rosyjski wojenny gubernator Galicji  Gieorgij Bobrinski, w kilka dni po zajęciu Warszawy przez Niemców, wołał na posiedzeniu rosyjskiej Rady Państwa: „Nie żegnaj Warszawo, lecz do widzenia”.

Wróć