Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zaginione ścieżki

14-12-2016 20:45 | Autor: Mirosław Miroński
Minął sezon rowerowy. Większość rowerzystów odstawiła swoje ulubione dwa kółka do czasu, aż zawita do nas wiosna. Tylko najwytrwalsi jeżdżą wciąż nie bacząc na pogodę. Starają się znaleźć fragment przejezdnej drogi (po opadach śniegu).

Z jakiegoś powodu ścieżki rowerowe w Warszawie nie są odśnieżane. Służby odpowiedzialne za to  ograniczają się do usuwania śniegu z jezdni i chodników dla pieszych. Zalegający na ścieżkach i trasach rowerowych śnieg starannie omijają. Widocznie uznają, że to nie ich problem. Zapewne słusznie, bo nie oni będą tamtędy jeździć.

Takie „administracyjne” utrudnianie życia warszawskim rowerzystom jest dla wielu niezrozumiałe. Wprawdzie w przeszłości wszystkiemu winni byli „cykliści” ale karanie ich za to po latach i w dodatku zimą, kiedy i tak borykają się z trudnymi warunkami pogodowymi, nie wydaje się sprawiedliwe.

Zamiast tego decydenci powinni raczej zachęcać do korzystania z rowerów przez cały rok. W naszej szerokości geograficznej w dobie ocieplenia klimatu jest to przecież możliwe. Potrzebna jest tu jednak dobra wola ze strony urzędników, a nawet promocja takiego „prozdrowotnego”stylu życia. W dłuższej perspektywie przyniesie to z pewnością efekty w zakresie poprawy stanu zdrowia obywateli.

Popularność roweru nie bierze się znikąd. Społeczeństwo jest coraz bardziej świadome i dostrzega związek między stylem życia a stanem zdrowia. Nic dziwnego, że z roweru korzystają coraz liczniej osoby, które dostrzegają jego dobroczynny wpływ i chciałyby móc jeździć przez cały rok. Rower jest nie tylko alternatywnym środkiem komunikacji, lecz także rekreacji. Warto przed sezonem przeanalizować potrzeby rowerzystów, którzy w naszym mieście stanowią coraz liczniejszą grupę.

Wraz z poprawą aury na ścieżki rowerowe znów wyjadą rzesze fanów ekologicznych jednośladów. Znów staną oni przed faktem, że mimo znacznej poprawy trasy rowerowe wciąż pozostawiają wiele do życzenia. Czas jesienno-zimowy należy zatem wykorzystać na naprawienie usterek utrudniających życie rowerzystom.

Do najczęstszych bolączek zwolenników pedałowania należą wyboje i garby tworzące się na ścieżkach rowerowych. Są one zwykle spowodowane przez rozpychające się pod nimi korzenie drzew ale równie często wynikają z bylejakości wykonania.

Na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji innych użytkowników mogę stwierdzić, że rowerzysta mający wybór – wybierze chętniej nawierzchnię asfaltową, a nie kostkę, która nawet najstaranniej położona jest wyboista. Jazda po niej przypomina telepanie się po bruku. Naraża to na dyskomfort rowerzystę, a dla jego pojazdu jest równie szkodliwe.

Niedogodności związane z nawierzchniami tras rowerowych to niestety nie jedyne i nie największe z bolączek. Do poważniejszych i niebezpiecznych należą błędy w samej inżynierii ruchu. Przykłady widać między innymi w miasteczku Wilanów (aleja Rzeczypospolitej), gdzie trasa rowerowa prowadzi wprost na przystanek autobusowy. Pół biedy, jeśli nie ma na nim ludzi oczekujących na autobus. Jeśli jednak jest tam wiele osób – rowerzyście pozostaje jazda po chodniku, (który akurat na wysokości przystanku jest zwężony).

Dość nagminne w stolicy jest przecinanie się tras rowerowych z trasami dla pieszych. Czasem bywa to uzasadnione, jednak w wielu przypadkach jest to zupełnie niezrozumiałe i rodzi pytania – czym kierowali się architekci takiego rozwiazania?

Zdarza się również, że trasa rowerowa urywa się nagle, a jadący nią rowerzysta jest kierowany wprost pod koła nadjeżdżających samochodów. Z takimi rozwiązaniami mamy do czynienia m.in. na Mokotowie przy ul. Wołoskiej. Rowerzysta chcąc jechać dalej musi wybierać – co dalej? Jechać ruchliwą ulicą, czy po chodniku, gdzie aż roi się od pieszych?

Takie znikające ścieżki rowerowe przywodzą mi na myśl film w reżyserii Davida Lyncha (produkcja USA, Francja), w którym to, co rzyczywiste miesza się z fikcją pozostawiając widza w rozterce. Nie wie on do końca, którą wizję uznać z prawdziwą. Z filmem tym wiąże się termin zaczerpnięty z terminologii medycznej – fuga dysocjacyjna. Osoba cierpiąca na to schorzenie kreuje w swym umyśle nową rzeczywistość. Ma ona wyprzeć zwykle przykre lub traumatyczne fakty z jej dotychczasowego życia zastępując je przyjemniejszymi.

Nie podejrzewam osób odpowiedzialnych za wytyczanie tras rowerowych o tak wysublimmowany sposób rozumowania. By zakładali, że rowerzysta powinien sobie wykreować rzeczywistość, w której ścieżka rowerowa idzie dalej niż w rzeczywistości. Puśćmy jednak wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że mamy taką ścieżkę np. z Warszawy do Konstancina wzdłuż ulicy Przyczółkowej. Prawda, że byłoby to piękne? Tysiące rowerzystów jeżdżących tamtędy przyjęłoby taki pomysł entuzjastycznie.

Oczywiście, w realu projekt ten musiałby uwzględniać planowaną drogę ekspresową S2 (Południowa Obwodnica Warszawy na odcinku od węzła „Puławska” do węzła „Lubelska”), która ma przecinać ul. Przyczułkową i która zapewne nie zniknie z planów, jak filmowa – zaginiona autostrada.

Wróć