Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Z Edwardem Hulewiczem po sąsiedzku

08-09-2021 21:29 | Autor: Maciej Petruczenko
.

MACIEJ PETRUCZENKO: Zaśpiewał pan właśnie na kultowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, wykonując utwór „Bo życie tylko jedno mam”. Czy dla 83-letniego artysty był to w pewnym sensie powrót do źródeł?

EDWARD HULEWICZ: Absolutnie tak i ten wyjazd do Opola to była dla mnie ze wszech miar podróż sentymentalna. Jechałem tam, by przypomnieć sobie ten klimat, tę atmosferę wzajemnej sympatii naszego środowiska, tę artystyczną więź i żeby użyć słów patetycznych: naszą jedność i solidarność. I przyznać muszę z przykrością, że niewiele z tego tam zastałem. Nie chcę o tym mówić szerzej, bo to i temat przykry, i niczego to nie zmieni.

Jednak z całej tej festiwalowej fety najmilsze i wyczekiwane są spotkania z koleżankami i kolegami z branży, z dawno niewidzianymi, a bliskimi nam ludźmi, dzielącymi ten artystyczny trud, te dole i niedole tego trudnego, a jakże pięknego zawodu. Tak myśli moje pokolenie i taki był klimat opolskich festiwali za moich czasów. Dziś to nie to.

Z tego tłumu wykonawców w większości młodego pokolenia udało mi się w tym rozgardiaszu niemal przelotnie spotkać się, uściskać i porozmawiać. To są najmilsze chwile, to Ala Majewska z którą znamy się i przyjaźnimy niemal od zawsze, to Rysio Rynkowski – znakomity wokalista i kompozytor, cichy, spokojny i jakby lekko wycofany, to Stan Borys bardzo mi bliski, bohaterski, bo bezustannie walczący i to skutecznie z tą swoją słabością, to Włodek Korcz, to Jurek Grunwald świetnie i młodo jak zawsze wyglądający, to Witek Paszt z VOX-u, to bliżej poznany, jak zawsze sympatyczny i zabawny Tomek Karolak, to wreszcie świeżo poznani wspaniali i bardzo zdolni chłopcy z Pektusa.

Mijają lata, a pan wciąż utrzymuje młodzieńczy wygląd. Czy to kwestia genów, czy trybu życia? A może dysponuje pan jakimś eliksirem młodości?

Najczęściej na to pytanie odpowiadam humorystycznie, że podpisałem pewien dokument z eleganckim panem we fraku, któremu niesfornie wystawały spod cylindra małe różki. Ale mówiąc poważnie, na ten stan rzeczy to i owszem składają się geny, ale niestety nie można tylko na tym poprzestać. Trzeba im pomagać. Eliksiru młodości nie mam, choć nie całkiem to prawda, bo takim eliksirem jest mój zawód, który pomaga, a nawet dopinguje mnie do dbania o siebie, a moja odpowiedzialność nie pozwala mi, żeby na scenę wyszedł staruszek z laską.

Jaka jest pana recepta na zdrowie. Czy to tylko spacery, a może bieganie, gimnastyka albo inne sporty?

W moim przypadku to codzienna poranna gimnastyka. Bezwzględnie i systematycznie, nie zwracając uwagę na to czy się źle czujemy, czy nam się nie chce. Dwa razy w tygodniu basen, w tym bicze wodne - są dostępne w postaci tryskających przy basenie z odpowiednich rur o różnej sile. Dużo chodzić, przejść się zamiast jechać tramwajem czy autobusem, a nawet kiedy można - trochę podbiec. No i rzecz najważniejsza: nie jeść mięsa, a przynajmniej w swoim menu maksymalnie go ograniczyć. Wierzcie mi, to daje kolosalne efekty. Pomijając zdrowotne, to diametralnie zmienia się nasza psychika, patrzymy na świat zupełnie innymi oczami, ogarniając go jako jedną wielką wspólnotę, czujemy jego więź. Przecież w biologii ci nasi bracia mniejsi mają takie same jak człowiek prawa do życia na tym naszym wspólnym świecie. Mam nadzieję, że za ileś tam lat ludzkość z niesmakiem będzie wspominać czas, kiedy to jadła swoich braci mniejszych.

Czy sam pan sobie gotuje, czy raczej rusza na obiady gdzieś w mieście?

A i owszem od czasu do czasu to robię, bo posiadłem tę umiejętność, bo życie na mnie to wymusiło. Zresztą nie tylko tę, bo na przykład szycie, kiedy to w czasach radosnego socjalizmu w sklepach były puste półki, a ja musiałem wyjść na scenę w stroju, jakiego oczekiwała ode mnie publiczność. Robiło się wtedy cuda, aby z niczego, no przynajmniej z byle czego spreparować coś atrakcyjnego. Do dziś zresztą wszystko to, co noszę na scenie, to moje projekty.

Ale powracając do pana pytania, od czasu do czasu gotują coś specjalnego na co mi przyjdzie ochota, ale na co dzień chodzę - tak, chodzę, mimo że to kilka przystanków metrem - do zaprzyjaźnionej małej knajpki z domowymi obiadami, gdzie można sobie wybrać dania i dietetyczne, i wegetariańskie.

Swego czasu pił pan śpiewająco za zdrowie pań. Nie dziwię się więc, że dzisiaj niektórzy panowie, co się postarzali i utyli, mają do Edwarda Hulewicz pretensje, że za ich zdrowie nie wypił...

Bawią mnie do łez te komentarze w Internecie po moim występie na Festiwalu w Opolu. Choćby taki: "Czy pan wie, że rozgorzała w Polsce dyskusja na temat pańskiego wyglądu? Naród ze zdziwienia przeciera oczy", albo "W środowisku polityków rozgorzało wzajemne wytykanie sobie opasłych brzuszków, przytaczając za wzór figurę Edwarda Hulewicza".

A co do żalu tych panów, co to nie wypiłem za ich zdrowie, to pozostaje mi tylko współczuć, bo w tych moich muzycznych toastach uwzględniałem także ich, a że nie brali tego sobie do serca poważnie, to już nie moja wina.

Czy muzyka to jedyne pana hobby, czy są może jakieś inne zainteresowania, ukrywane przed światem?

Będę nieskromny i powiem, że natura obdarzyła mnie kilkoma talentami i kiedyś będę musiał gdzieś tam w zaświatach dać sprawozdanie z tego, jak je wykorzystałem. Biorąc to pod uwagę systematycznie od czasu do czasu przerywam swoją działalność koncertową, aby zająć się wykorzystaniem któregoś z tych talentów. I tak: poszedłem na kilka semestrów do Akademii Sztuk Pięknych, aby zgłębić podstawy warsztatu malarskiego, co skutkowało namalowaniem w wolnych chwilach wielu obrazów, które nie tylko zdobią ściany mojego salonu, ale też domy zaprzyjaźnionych osób. Wprawdzie nie można ich zobaczyć w Luwrze w Paryżu, czy w Ermitażu w Petersburgu, ale ten stan rzeczy, jako hobby zupełnie mnie zadowala.

Innym razem, będąc szczególnie uczulony na sytuacje dzieci sierocych, przerwałem swoją działalność koncertową, aby pójść na rok na studia do Studium Kształcenia Wychowawców Domów Dziecka, żeby mieć więcej możliwości pomocy w tym zakresie. Mam kilka zaprzyjaźnionych tego typu placówek, gdzie nie tylko daję charytatywne koncerty, ale udzielam się jako wykwalifikowany wychowawca.

Kolejne hobby to pisanie. Mam w swoich osiągnięciach wydane dwa tomy poezji, a każdą wolna chwilę - jeśli to w ogóle możliwe - poświęcam na pisanie mojej książki życia noszącej tytuł oparty na tytule jednej z moich piosenek z treścią której najbardziej się identyfikuję: "Zgubiłem się po drodze". Książka oparta na mojej biografii, opisuje życie człowieka śpiewającego na tle przemian społeczno - politycznych.

Czy będąc w pełni aktywnym artystą, planuje pan istotne zmiany repertuaru lub stylu swoich występów?

Robię to bezustannie, bo profesjonalny artysta idzie z duchem czasu, śledzi pilnie co dzieje się w branży artystycznej i w miarę swoich możliwości dostosowuje się do potrzeb rynku, do wymogów i oczekiwań swojego odbiorcy. I tak ostatnia moja płyta nosząca tytuł "Rock Cafe" - to dzieło współczesnego wokalisty z premierowym repertuarem, gdzie ukazuję się jako wykonawca idący z duchem czasu, nie zasklepiając się na wykonawstwie z czasów swojej największej popularności, śpiewający współczesny repertuar, zgodnie z kanonami nowoczesnej wokalistyki.

Moje najnowsze nagrania osiągają nawet jakieś sukcesy, najlepszy dowód, że piosenka "Bo życie jedno mam" jest aktualnie już trzeci sezon muzycznym motywem przewodnim popularnego serialu telewizyjnego "Sanatorium miłości".

A na pisywanie tekstów i komponowanie piosenek wyłącznie dla siebie nie chciałby się pan zdecydować?

Do dziś nie mam jakoś ambicji kompozytorskich, bo nie mam takiej potrzeby, choć zdarzyło mi się coś tam stworzyć, najlepszym dowodem jest ilość kilkunastu utworów zgłoszonych w Zaiksie. Dowodem też jest to, że to ja właściwie główny motyw mojego sztandarowego utworu "Za zdrowie pań" wymyśliłem. Ale dałem to do opracowania i rozwinięcia Jarkowi Kukulskiemu, do aranżacji Januszowi Sławińskiemu, a tekst do napisania J. Kudelskiemu, nie chcąc, aby mnie dopisali do listy twórców. Do dziś szczęście mi dopisuje, że autorzy i kompozytorzy zgłaszają się do mnie z propozycją nagrania kolejnego utworu, co po przeanalizowaniu podejmuję, albo rezygnuję. Najbliżej współpracuję z moim ulubionym kompozytorem Adamem Rupem - twórcą m.in. utworu "Bo życie jedno mam".

Czy liczy pan na zaproszenia do występów w dzielnicowym Domu Kultury, który wkrótce ma być na Ursynowie otwarty?

Oczywiście, że liczę na to, choć znając życie wiem, że najmniej cenimy to, co mamy u siebie, a sięgamy po cudze, które wydaje się nam bardziej atrakcyjne. Tymczasem pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników "Passy", wszystkich sąsiadów naszej ursynowskiej wspólnoty.

Wróć