Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wolnoć Tomku – w swoim domku

14-09-2022 21:31 | Autor: Maciej Petruczenko
Przesłanką do spisania kilku moich uwag na najbliższy tydzień stała się ciekawa refleksja irlandzkiego pisarza Bernarda Shawa (1856-1950), który był idealnym łącznikiem wieku dziewiętnastego z wiekiem dwudziestym. Refleksja brzmi: „Demokracja jest wtedy, gdy władza nie jest już wyznaczana przez garstkę zdemoralizowanych ludzi, lecz wybierana przez prymitywną większość”.

Swoje przemyślenia na tym tle zacznę od konotacji, że – zgodnie z wieloletnią tradycją – znowu iskrzy w spółdzielniach mieszkaniowych Ursynowa i przy ogólnych kłótniach osobom z zewnątrz trudno jest rozeznać, kto w wewnątrzspółdzielczych sporach ma naprawdę rację. Na stronie piątej Piotr Celej przedstawia rozstrzygnięty poniekąd przez Sąd Najwyższy spór o władztwo w spółdzielni Imielin. Można dostać zawrotu głowy, próbując pojąć, po czyjej stronie w tym wypadku stoi prawo, a po czyjej nie i który skład Rady Nadzorczej jest legalny, a który nie jest. W tym wszystkim gubi się interes przeciętnego mieszkańca, bo takiemu spółdzielcy robi się wodę z mózgu.

Stały fragment gry w owych sporach to kierowane pod adresem członków Rady Nadzorczej i prezesa podejrzenia o prywatę i uleganie korupcji. Raz są to podejrzenia uzasadnione, innym razem nie ma do nich jakichkolwiek podstaw, ale wzajemne animozje bardzo łatwo rozbudzić. Tym bardziej, że bywa zwykle tak, iż większość członków spółdzielni kompletnie nie interesuje się jej problemami, płaci czynsz i uważa, że to wystarczy. Nie obchodzi ich, że spółdzielcza infrastruktura się starzeje i potrzeba coraz więcej pieniędzy na remonty i że radykalnie wzrastają koszty utrzymania. Za czasów PRL „troskliwe państwo” dopłacało spółdzielniom mieszkaniowym, a bodaj ostatnim tego przejawem było docieplanie budynków na państwowy koszt, co sam dobrze pamiętam jako były mieszkaniec budynku przy ulicy Nutki.

Teraz, jako jednoosobowy właściciel domu, w którym mieszkam, muszę sam dbać o jego utrzymanie i pokrywać wszelkie koszty napraw, remontów, wywozu śmieci, dozoru, ubezpieczenia. Na Nutki miałem przed domem należący do mojego mieszkania ogródek, w którym trawę kosiła mi dozorczyni. Na mojej obecnej posesji muszę kosić sam albo opłacić ogrodnika.

Posiadacze mieszkań spółdzielczych zanadto się nie przejmują grożącymi nam wkrótce problemami z ogrzewaniem pomieszczeń i z bardzo realnym brakiem prądu, gazu, a przede wszystkim wody. A ja muszę o tym z góry pomyśleć, bo nikt, żaden prezes spółdzielni ani Rada Nadzorcza za mnie tego nie zrobi.

Wiele się w Polsce po 1989 roku zmieniło, ale nie wszyscy obywatele zrozumieli, że na wolnym rynku, w warunkach kapitalizmu, muszą naprawdę wziąć swoje sprawy w swoje ręce. A jeśli chcą, żeby ktoś za nich wszystko załatwił, to muszą kogoś takiego odpowiednio opłacić, jak opłaca się adwokata, któremu powierzamy nasze sprawy związane z obsługą prawną.

W spółdzielni mieszkaniowej Koński Jar - Nutki rozgorzał spór wokół ewentualnej zmiany statutu, który obecnie dopuszcza jedynie ewentualne wybudowanie garaży, nie przewiduje natomiast możliwości inwestowania w budowę nowych domów na należącym do spółdzielców terenie. Czternastu z nich zgłosiło potrzebę wprowadzenia odpowiedniej zmiany, tym bardziej, że miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dopuszcza wznoszenie kolejnych budynków mieszkalnych, oczywiście z zapewnieniem właściwej liczby miejsce parkingowych.

Na razie, perspektywa nowej zabudowy nie pojawiła się jeszcze w jakichkolwiek planach, tyle że administracja spółdzielcza uważa ją za posunięcie bardzo potrzebne. Bo z jednej strony jest zapotrzebowanie na nowe mieszkania, z drugiej zaś – taka inwestycja wzmocniłaby spółdzielnię finansowo, gdyby koszty wziąłby na siebie deweloper. Jeśli chodzi o ulicę Nutki, miejscem pod zabudowę mógłby być znajdujący się w zagłębieniu parking, przygotowany obecnie na blisko 200 aut. Budynki, jakie zostałyby wzniesione, nie mogłyby przekraczać wysokości 20 metrów, a pod nimi inwestor musiałby obowiązkowo wybudować dwupoziomowy podziemny parking. Oczywiście, jest to wszystko czyste teoretyzowanie. Bo na razie, walne zgromadzenie spółdzielni (przewidziane 23 września) nie zatwierdziło jeszcze zmiany w statucie w kierunku inwestycyjnym i ma prawo takiej zmiany nie wprowadzić.

Osoby liczące na pożytki i spółdzielcze profity z inwestycji przypuszczają, że tych profitów wystarczy między innymi na zainstalowanie zewnętrznych wind w budynkach cztero- i pięciopiętrowych – na podobieństwo windy, jaką prywatnie zbudowali sobie mieszkańcy gmachu przy ul. Nutki, położonego u stóp Kopy Cwila.

Przeciwnicy ewentualnych inwestycji alarmują w swojej ulotce: „Uwaga: mieszkańcy spółdzielni Koński Jar – Nutki; po raz kolejny planowane jest głosowanie nad zmianami zapisów w statucie naszej spółdzielni; gorsze warunki zamieszkania i parkowania!!! Informacje do przemyślenia przez mieszkańców KJN związane z nachalnym propagowaniem zmian w Statucie naszej Spółdzielni umożliwiających Zarządowi prowadzenie ryzykownej działalności inwestycyjnej. Walne Zgromadzenie członków Spółdzielni Mieszkaniowej Koński Jar-Nutki, w czerwcu i grudniu 2014 roku, odrzuciło zdecydowaną większością głosów propozycję zmian zapisów Statutu w tym temacie /.../. Zmiany Statutu umożliwiłyby Władzom Spółdzielni działalność gospodarczą i zaciąganie KREDYTÓW na budowę, obciążających wszystkich mieszkańców. Jest to równoznaczne z podpisaniem przez każdego z nas Zarządowi Spółdzielni WEKSLA IN BLANCO.”

Jak widać, gdy nutkowicze zbiorą się na walnym zgromadzeniu, nie zabraknie ostrych wystąpień. Moim zdaniem, w tej sprawie nie ogólnikowe spory będą miały istotne znaczenie, tylko konkretne posunięcia. Bo jak wskazuje chociażby bliski przykład spółdzielni Służew nad Dolinką, inwestycje mieszkaniowe wyszły akurat wszystkim mieszkańcom na dobre.

Wróć