Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wiosna i wielki świat

30-03-2022 20:52 | Autor: Mirosław Miroński
Po kilku ciepłych i słonecznych dniach marzec przypomniał, że ma w swoim arsenale argumenty studzące nadzieję na nadejście prawdziwej wiosny. Ale nie jest źle, jeśli chodzi o pogodę. Na drogach pojawili się już licznie entuzjaści dwóch kółek napędzanych siłą mięśni. Rowery, deskorolki, rolki, hulajnogi wróciły po kilkumiesięcznej zimowej przerwie na trasy. Również przyroda ożywiła się zapominając o możliwym powrocie zimy. W parku wilanowskim widziałem już zawilce i fiołki. To niezbity dowód, że wiosna nadchodzi.

W wyniku ocieplenia klimatu w kąt poszło powiedzenie: „W marcu, jak w garncu”. Marzec już się kończy i wszystko wskazuje na to, że w tym roku powiedzonko to się nie przyda. Zobaczymy co będzie z „kwietniem pletniem”. Czy ludowe przysłowie o przeplataniu zimy i lata potwierdzi się w tym przypadku? Dla większości przeciętnych zjadaczy chleba nie ma to pewnie większego znaczenia. Co do chleba, trudno sobie wyobrazić, aby go zabrakło w sklepach, piekarniach, czy supermarketach. Żeby jednak chleb mógł pojawić się na sklepowych półkach, potrzebny jest wysiłek rolników uprawiających niezbędne do produkcji zboża. To z nich bowiem wytwarza się wszelkie pieczywo, zresztą nie tylko pieczywo. Niedobór zbóż może wpłynąć na wzrost cen chlebusiów, bułeczek, ciasteczek i tego wszystkiego, do czego dodawane są zboża.

Tymczasem, od kilku lat mamy zimy niemal bez śniegu, co w konsekwencji prowadzi do suszy. Topniejące śniegi, zaopatrujące ziemię w jakże cenną wodę, już tego nie robią, bo ich nie ma. Dla mieszkańców miast to pozornie dobrze, bo nie trzeba odśnieżać ulic w ostatecznym rachunku dobrze nie jest, bo są oni przecież konsumentami produktów rolnych, sadowniczych, ogrodniczych etc.

Cóż, są rzeczy i zjawiska, na które nie mamy wpływu albo mamy niewielki. Nie będziemy przecież wytwarzać sztucznego śniegu po to, by mógł na wiosnę stopnieć. Gdyby komukolwiek przyszło coś takiego do głowy, wymagałoby to znacznych ilości energii, a z nią jest problem, szczególnie ostatnio. W dużej mierze przyczyną problemu jest europejska polityka energetyczną. W wielkim skrócie - jest ona pomieszaniem ekologii, ekonomii i polityki, przy czym są one traktowane koniunkturalnie. Niemniej hasło „ratowania planety” wydaje się być hasłem na wyrost. Potrzeba ratowania planety jest wygodnym pretekstem dla unijnych gremiów do prawdziwej wojny energetycznej. Obnażyła to naocznie wojna na Ukrainie. Postawa niektórych decydentów europejskich ewidentnie pokazuje, co leży u podstaw tego rodzaju polityki. Są to oczywiście interesy, wielkie pieniądze i wpływy, które silniejsi gracze skrzętnie wykorzystują wobec słabszych partnerów. Nie robią na nich wrażenia ani wojna na Ukrainie, ani rosnące dramatycznie ceny nośników energii.

Łatwiej zrozumieć wychodzenie przed szereg europejskich elit w kwestii ochrony planety, jeśli weźmiemy pod uwagę powyższe czynniki. Niemniej, jest to kosztowna polityka dla społeczeństwa. Mogą ją wytrzymać najbogatsze kraje, a co z pozostałymi? No cóż, społeczeństwa te muszą być gotowe na wyrzeczenia.

Warto pamiętać, że batalia o dobrą kondycję planety, podejmowana przez europejskich pacemakerów, narzucających tempo procesów, ma niewielkie znaczenie wobec faktu, że najwięksi truciciele są gdzie indziej. Niewiele sobie robią z haseł o ochronie planety i nic nie wskazuje na to, że to się zmieni w najbliższym czasie. Tamtejsi polityce są dalecy od narzucaniu ograniczeń w energetyce, zmuszających społeczeństwa do wyrzeczeń. Tym bardziej nie ograniczają tamtejszych producentów.

Na starym kontynencie teorie polityczne nierzadko zastępują rzeczowe argumenty. Idealistyczna potrzeba ratowania planety bierze górę nad potrzebami milionów ludzi, którzy rykoszetem obrywają w wyniku nasilenia batalii w obronie Ziemi. Kampania prowadzona przez unijnych ekologicznych harcowników często przybiera formy karykaturalne, zwłaszcza teraz, gdy Europa boryka się z prawdziwymi wyzwaniami jak: wciąż trwająca pandemia i wojna na Ukrainie.

Ekologia ekologią, życie zaś pisze własne scenariusze również takie, które nie były brane pod uwagę przez większość „tłustych kotów” rozleniwionych względnym pokojem w Europie. Błogi stan pozbawił elity polityczne instynktu samozachowawczego, tym łatwiej uznały historię za skończoną. Żyjąc w dobrobycie, mogą wymyślać nawet najbardziej nieprawdopodobne problemy po to, by z nimi walczyć. Przypominam słynną „walkę o pokój” z którą mieliśmy do czynienia w czasach słusznie minionych w Europie Środkowej, w państwach podporządkowanych „wielkiemu bratu” ze wschodu.

Trudno przyglądać się obojętnie wojnie na Ukrainie. Rosyjski agresor pokazuje, jak w jego wykonaniu wygląda specjalna operacja wyzwalania tamtejszej ludności. Wyzwalania „od elementów faszystowskich czy też nazistowskich”. Skąd my to znamy? Takie propagandowe uzasadnienie zbrojnej napaści na niepodległy kraj można by uznać za farsę, gdyby nie to, że giną tam ludzie kobiety, starsi, dzieci. Mamy do czynienia z niespotykanym po II wonie światowej ludobójstwem. To wielka tragedia narodu, który dopiero zaczął budować własną tożsamość. Paradoksalnie, inwazja Rosji przyspieszyła ten proces.

Życie toczy się jednak dalej. Z dala od Ukrainy dzieją się rzeczy, które również ocierają się o farsę. Podczas wyczekiwanej gali rozdania Oscarów przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej doszło do ekscesu, który przysłonił nieco blask zgromadzonych tam gwiazd i pożądanych przez wszystkich statuetek. Will Smith wskoczył na scenę i spoliczkował Chrisa Rocka prowadzącego to znamienne dla świata filmu wydarzenie. Tym samym gala Oscarów 2022 przejdzie do historii jako wyjątkowa. Will Smith zniweczył całą pacyfistyczną narrację, jakiej pełno w amerykańskich środowiskach liberalnych. Na swą obronę powiedział, że stanął w obronie swojej żony Jady, którą jego zdaniem prowadzący obraził drwiąc z jej choroby. No cóż, to rycerski gest, który można zrozumieć. Trudniej zrozumieć późniejsze zachowanie aktora przepraszającego z płaczem Chrisa Rocka. Hollywoodzki obrońca kobiety oświadczył, że jego zachowanie było niedopuszczalne i niewybaczalne. Odtąd Will Smith pracuje nad sobą. Opublikował oświadczenie w mediach społecznościowych, że jego zachowanie było błędem i nie miał prawa tego robić. Doszedł też do wniosku, że przemoc w każdej formie jest trująca i destrukcyjna.

No i proszę, wszystko dobrze się skończyło. Niestety, czy tak łatwo pójdzie sprawcy przemocy z Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej, która też zapewne wypowie się w tej sprawie. A tymczasem, ja z poważniejszego felietonu przeskoczyłem na plotki ze świata. Na własną obronę dodam, że z wielkiego świata.

Wróć