Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wierzyć w naukę, nie w gusła

14-07-2021 21:24 | Autor: Tadeusz Porębski
Szczepienia ochronne, obok higieny i antybiotyków, uważane są za jedno z największych osiągnięć współczesnej medycyny. To dzięki nim zdołano opanować plagę, jaką były choroby zakaźne nękające ludzkość od wieków. Niestety, powiększa się grupa osób kontestujących bezpieczeństwo szczepień. Także w Polsce.

Prezydent Francji oświadczył w miniony poniedziałek, że szczepienia na COVID-19 we Francji nie będą obowiązkowe. Jednak ci, którzy dobrowolnie się nie zaszczepią, będą musieli liczyć się ze znacznymi ograniczeniami w życiu codziennym. Nie będą one mogły m.in. wejść do kawiarni czy restauracji, zrobić zakupów w centrach handlowych, korzystać z pociągów i samolotów na dłuższych trasach czy wchodzić do placówek medycznych. Wdrażanie obostrzeń dla niezaszczepionych rozłożono na trzy najbliższe miesiące, począwszy od 12 lipca. Do 12 października każdy, kto chciałby uczestniczyć w wydarzeniach z udziałem więcej niż 50 osób, będzie musiał okazać certyfikat sanitarny. Obostrzenia dotyczą każdego Francuza od 12. roku życia. Jeszcze ostrzejsze rygory będą obowiązywać pracowników służby zdrowia. Lekarze, pielęgniarki, salowe, pracownicy pogotowia ratunkowego i szpitalnych administracji czy ratownicy medyczni zobowiązani są do zaszczepienia się w terminie do 15 września. Jeśli uchybią rygorowi, nie będą mogli wykonywać swojego zawodu i otrzymywać wynagrodzenia.

O dziwo, Francuzi - w odróżnieniu od Polaków - nie podnieśli larum, że rząd narusza ich prawa obywatelskie i wprowadza dyskryminację. Wręcz przeciwnie, gremialnie ruszyli do punktów szczepień. Tylko w poniedziałek zarejestrowano 926 tys. zgłoszeń na szczepienie przeciw Covid-19, liczba ta z dnia na dzień rośnie. Okazuje się, że w tym przypadku kij ma większą moc niż marchewka (czytaj: polska loteria mająca być zachętą do szczepień). Czas najwyższy, by polski rząd poszedł śladami francuskiego. Nie można pozwolić na to, żeby większość społeczeństwa stała się zakładnikiem grupy guślarzy, którzy odmawiając szczepień, stają się zagrożeniem dla innych. "Okazuje się, że to, co głoszą "antyszczepionkowcy", nie ma nic wspólnego z nauką, a przez absolutną większość lekarzy nazywane jest wprost pseudonauką, szarlatanerią i wyrazem zabobonów" - pisze w Onecie Witold Jurasz, prezes Ośrodka Analiz Strategicznych. Okazuje się też, iż osoby te nabrały znacznie więcej śmiałości niż wiedzy, natomiast ludzie opierający się na wiedzy sprawiają wrażenie, jakby bali się publicznie zabierać głos. Może dlatego, że z "antyszczepionkowcami" nie da się polemizować. Ich koronnym argumentem są bowiem obelgi. Osoby nawołujące do szczepień, prezentujący ich podstawy naukowe oraz znaczenie w historii ludzkości są "masonami, Żydami, agentami (niemieckimi, żydowskimi, amerykańskimi, międzynarodowej finansjery, Sorosa), bądź współczesnymi doktorami Mengele nawołującymi do ludobójstwa".

Jedną z największych bredni rozsiewanych przez "antyszczepionkowców" jest teza jakoby szczepienia wywoływały u dzieci autyzm. Nauka bez litości rozprawia się z tą brednią: autyzm jest uwarunkowany genetycznie. Choroba zaczyna się rozwijać zanim dziecko osiągnie wiek, w którym zaleca się szczepienie MMR (12 miesięcy). W badaniach epidemiologicznych nie stwierdzono zwiększonego ryzyka autyzmu po szczepieniu MMR. Ręce opadają, że tego rodzaju poglądy mogą znajdować pożywkę w XXI wieku, w dobie lotów na Marsa i gigantycznego postępu technologicznego. "Antyszczepionkowcy" za nic mają naukę, za nic fakty historyczne - jedyną prawdę objawiają oni. Nie biorą pod uwagę, że w pierwszych latach po wojnie zaszczepiono w Polsce 3 mln 300 tys. osób, dzięki czemu zdołano zdławić epidemię duru brzusznego, wysypkowego oraz czerwonki. Od 1951 roku szczepiono obowiązkowo dzieci od 6 miesiąca życia do 2 lat, co wyhamowało i w końcu zlikwidowało epidemię ospy prawdziwej. Dzięki szczepionce wypędzono z kraju wszechobecną po wojnie gruźlicę, następnie chorobę Heinego - Mediny, by w końcu rozprawić się z epidemią odry. Jeszcze na początku XX wieku choroby zakaźne, takie jak ospa, żółta gorączka i Heine - Medina nadal pustoszyły populacje w Europie i Stanach Zjednoczonych. Zdołano je zwalczyć tylko dzięki szczepieniom ochronnym

Istniejące szczepionki są ulepszane, a wakcynolodzy pracują nad opracowaniem nowych, które będą bezpieczne i skuteczne przeciwko takim chorobom jak HIV, malaria, gorączka denga czy szczepionka przeciw zakażeniom bakteryjnym Clostridium difficile i Pseudomonas aeruginosa, stanowiącym ogromne wyzwanie w zakażeniach szpitalnych. Nie bójmy się zatem szczepień, bo wbrew temu, co głoszą guślarze, są one gwarantem zdrowia, a często także życia. Dotychczas zaszczepiono mniej niż połowę Polaków, a już widać gigantyczny spadek zakażeń i zgonów. Jeszcze niedawno było ich kilka tysięcy dziennie, potem kilkaset, dzisiaj notuje się kilkadziesiąt, a zgonów kilkanaście. Nie dajmy się zatem omamić ludziom kompletnie nieodpowiedzialnym, bo jeśli tego nie uczynimy, czeka nas na powrót lockdown - zamknięte sklepy, firmy, kawiarnie, restauracje, dyskoteki, stadiony i areszt domowy. A o podróżach będziemy musieli na długo zapomnieć.

Fot. pixabay

Wróć