Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wielka uroda miast Dolnego Śląska

22-09-2021 21:59 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
W 2018 r. wrocławskie wydawnictwo „VIA NOVA” oraz niemieckie z Marburga – „Verlag HERDER INSTITUT” – wydały album pt.: Miasta Dolnego Śląska na fotografii lotniczej. Znakomity tekst jest autorstwa Rafała Eysymontta, a piękne, kolorowe, współczesne fotografie autorstwa Stanisława Klimka. Wszystkie są tzw. ukośnymi zdjęciami lotniczymi. Przedwojenne pochodzą ze zbiorów Instytutu Herdera, który nabył je, m.in. od Junkers-Luftbild oraz Hansa-Luftbild. Prezentację fotografii poprzedza, bardzo interesujący esej Rafała Eysymontta, pt. Urbanistyka Dolnego Śląska. Jest on także autorem informacji o każdym z 55 miast prezentowanym w albumie. Podpisy pod zdjęciami są autorstwa historyka sztuki Sławomira Brzezickiego (Wrocław/Marburg).

Fotografie prezentowane są parami na tzw. rozkładówce, co daje czytelnikowi możliwość konfrontacji zdjęć archiwalnych ze zdjęciami autorstwa Stanisława Klimka, który dążył do tego, by jego fotografie przedstawiały to samo miejsce, możliwie z tej samej strony, chociaż niemalże w sto lat później. Takie spojrzenie pozwala ocenić skalę wojennych, ale także powojennych zniszczeń, jakie zaistniały na Dolnym Śląsku, począwszy od zimy 1944/1945, aż prawie do naszych czasów. R. Eysymontt napisał na ten temat: „Za najbardziej zniszczone w toku działań wojennych uznać należy takie miasta jak Głogów, Wrocław i Strzegom. Wiele miast, jak Nysa, zniszczonych zostało tuż po przejęciu przez wojska radzieckie, a w wielu wypadkach destrukcja dokonała się jednak dopiero w końcu lat 50. czy na początku lat 60. XX wieku”. Nieco dalej: „… w Bolesławcu prace budowlane rozpoczęto w kwietniu 1955 r. od rozbiórki rynkowych kamienic i zakończono, podobnie jak we Wrocławiu, około 1960 r. W Bolesławcu odtworzono je (kamienice – przyp. LK) w bliższej sercu nowej społeczności renesansowej formie, z nieistniejącymi pierwotnie podcieniami”. W odniesieniu do Trzebnicy ten sam autor napisał m.in.; „Trzyletni plan odbudowy z lat 1947-1949 przewidywał rozbiórkę domów rynkowych, które zastąpiono powstającym od 1958 r. blokowym budownictwem spółdzielczym. Typowe bloki ustawione bez jakiegokolwiek związku z dotychczasowym układem urbanistycznym przekształciły tę dawniej najważniejsza część miasta w „osiedle mieszkaniowe”.

Teksty R. Eysymontta oraz S. Brzezickiego na ogół nie zawierają wartościowania, toteż, może właśnie z tego względu, czytelnik sam dochodzi do bardzo krytycznych wniosków na temat działalności Armii Czerwonej na tym terenie, jak też działalności władz Polski Ludowej z dziedzictwem kulturowym, które przypadło Polsce w wyniku II wojny światowej. Bardzo krytyczna ocena działalności polskich urbanistów (głównie z Miastoprojektu Wrocław, np. Lwówek Śląski) sama ciśnie się na usta, chociaż trzeba pamiętać, w jakich czasach i pod jakimi rządami oni działali.

Tekst Rafała Eysymontta jest zwięzłym, ale nadzwyczaj treściwym wykładem na temat historii urbanistyki i historii regionu, bodaj najpiękniejszej części naszego państwa. „Obecnie Dolny Śląsk objęty jest granicami województwa dolnośląskiego – obszaru liczącego prawie 20 000 kilometrów kwadratowych, zamieszkanego przez ponad 2 900 000 mieszkańców”. Nasze województwo mazowieckie, to 5,4 mln mieszkańców, a powierzchnia 35,5 tys. km kw. Na Dolnym Śląsku istnieje obecnie 91 „ośrodków” mających (aktualnie) prawa miejskie, natomiast na Mazowszu jest ich 92. Na Dolnym Śląsku jedno miasto przypada na 219 km kwadratowych, natomiast na Mazowszu na 385 km kwadratowych. Dolny Śląsk należał do najbardziej zurbanizowanych terytoriów w tej części Europy. W okresie od XIII do XV w. około 500 gmin na tym obszarze posiadało prawa miejskie. Już przed 1350 r. 27% ludności Dolnego Śląska mieszkało w ośrodkach miejskich. Jeżeli na Mazowszu tylko trzy miasta posiadały mury obronne (Warszawa, Płock i Pułtusk), to na Dolnym Śląsku do wyjątków należały miasta bez murów obronnych (m.in.: Chełmsko Śląskie, Wleń, Lubawka, Cieplice, Nowa Ruda, Leśna, Mirsk, Lądek, Złoty Stok i Milicz).

W drugiej połowie XIX w. na Dolnym Śląsku w miastach już prawie nie istniała zabudowa drewniana (była czymś wyjątkowym). Tamtejsze samorządy bardzo wcześnie zorientowały się, że budynki murowane nie tylko bardziej odporne są na ogień, lecz są również trwalsze i bardziej „dostojne”. W wydanych przez samorząd miasta Jawor w 1556 r. statutach miejskich znalazł się przepis wspomagający budujących murowane domy cegłą w ilości 10 000 sztuk. Mam wrażenie, że Jawor nie był osamotniony w dziele premiowania inwestorów budynków murowanych. Początek państwowym przepisom dotyczących standardu zabudowy dały, w połowie XVIII w., przepisy króla Fryderyka II Hohenzollerna, zakazujące m.in. krycia miejskich domów gontem (nie mówiąc już o słomie). Dalszym krokiem w tym kierunku była pochodząca z pierwszej ćwierci XIX w. pruska reforma zwana „rétablissement”, w wyniku której wprowadzono zunifikowana formę kamienicy oraz kazano budować pierzeje rynków i miejskich ulic w tzw. układzie kalenicowym, który zastąpił powszechny wówczas na Śląsku układ „szczytowy” (dachów).

Budownictwo Dolnego Śląska od średniowiecza odznaczało się wysokim standardem. Bardzo wiele budynków i budowli wykonanych było z kamienia lub posiadało kamienną elewację. Warto w tym miejscu zauważyć, że w okresie pierwszej stołeczności Warszawy, tj. do 1795 r., na Krakowskim Przedmieściu, które można określić jako główną (najważniejszą) ulicę Rzeczypospolitej Obojga Narodów, tylko jeden budynek, a konkretnie kościół Karmelitów, miał elewację kamienną (inne posiadały jedynie wapienny tynk, jeżeli w ogóle).

Miasta dolnośląskie rywalizowały swoimi budowlami. Świdnica w 1565 r. wyposażyła kościół parafialny pw. św. św. Stanisława i Wacława w wieżę o wysokości 101 m (tj. 33 obecnie standardowe kondygnacje). Nysa odpowiedziała wieżą ratuszową o wysokości 94 m. Rywalizowano fizyczną wielkością głównych placów miast – rynków. Bezapelacyjna stolica regionu – Wrocław ma rynek o zarysie zbliżonym do kwadratu o boku około 200 metrów (Rynek w Warszawie ma wymiary 72 x 90 m). Miasto Złotoryja miało rynek o niewielkiej szerokości, ale o imponującej długości około 300 m. Bodajże najmniejszy rynek miał natomiast Żmigród (52 x 65 m). Najstarsze z dolnośląskich rynków mają natomiast, nietypową w tym rejonie, formę wydłużonego wrzecionowato placu (kształt typowy dla miast spiskich). Przykładem jest Środa Śląska, której wrzecionowaty rynek ma aż 335 m. długości.

Cechą charakterystyczną dla miast dolnośląskich, co podkreślili autorzy w opisach poszczególnych miast i poszczególnych fotografii, są budynki szkolne. Występują one najczęściej w sąsiedztwie świątyń protestanckich i katolickich. W większych miastach dochodzi podział nie tylko na szkoły protestanckie i katolickie, ale także na szkoły dla chłopców oraz szkoły dla dziewcząt. Najwyższą kategorią w tej rywalizacji były niektóre szkoły, które obecnie określamy, jako średnie, albowiem szkoły wyższe pojawiły się na tym terenie bardzo późno. Do tych najsłynniejszych należało piastowskie Gimnasjum Illustre w Brzegu (gmach wzniesiony w latach 1564-1569), jezuickie kolegium Carolinum w Nysie (szczególnie cenione w okresie 1625-1642 za czasów biskupa wrocławskiego Karola Ferdynanda Wazy – syna króla Polski Zygmunta III), kolegium jezuickie w Kłodzku, kolegium jezuickie we Wrocławiu (przekształcone 21 października 1702 r. w uniwersytet – Leopoldinum ) oraz wchodząca do odrębnej kategorii Akademia Rycerska w Legnicy.

Warto też zwrócić uwagę na historię polityczną Dolnego Śląska. Wiadomo powszechnie, że u zarania państwa polskiego ziemie te znajdowały się pod panowaniem rozgałęzionej dynastii piastowskiej. Z upływem czasu polskie władztwo kurczyło się, natomiast rosło władztwo Czech, niebawem zdominowanych przez władców „niemieckich”. Mało kto zdaje sobie sprawę, że na Dolnym Śląsku istniało także kilka „prywatnych” państewek, tzw. stanowych, które były podmiotami prawnymi na prawach księstw, ale bez tytułu książęcego jego właściciela. R. Eysymontt napisał, m.in.: „Państwa stanowe powstawały na Śląsku pod koniec XV w., szczególnie w czasie rządów Macieja Korwina (1469-1490). Wolne państwa stanowe były w ogólnej jurysdykcji i podlegały bezpośrednio cesarzowi. Na Dolnym Śląsku mieliśmy do czynienia z państwem sycowskim (od 1489), milickim (od 1494), żmigrodzkim (od 1492) i późniejszym, nowożytnym państwem Siedlisko – Bytom Odrzański (1697)”.

Trzeba zauważyć, że „Wolne państwo stanowe Syców (niem. der freien Standesherrschaft Groß Wartenberg ) od ok. połowy XVIII w. należało do rodziny Bironów. Pierwszy z rodu, a konkretnie Ernest Biron (Ernest Jan Bühren) był kochankiem rosyjskiej carycy Anny, która panowała w latach 1730-1740. Z jej łaski Ernest Biron został księciem – wówczas jeszcze polskiej – Kurlandii i Semigalii, a po śmierci Anny w 1740 r. stał się regentem Cesarstwa Rosyjskiego w zastępstwie małoletniego cara Iwana VI (Antonowicza z dynastii Welfów). Interesującym faktem jest, że faworyt Anny przybrał herb i nazwisko francuskich książąt Bironów, a także zakupił dobra ziemskie Syców na Dolnym Śląsku. „Wolne państwo stanowe Syców” było jednostką terytorialną, którą Bironowie władali do 1945 r.

Specyficzne dla Dolnego Śląska jest także bogate i zasobne księstwo nyskie (niem. Fürstentum Neisse), należące do biskupstwa wrocławskiego. Obejmowało ono żyzne tereny Pogórza Sudeckiego oraz fragment Sudetów z terenami złotonośnymi w okolicy Głuchołazów oraz ze złożami pięknych marmurów w Sławniowicach. Ośrodkiem księstwa była Nysa. W okresie, gdy biskupem wrocławskim był Karol Ferdynand Waza, Nysę wielokrotnie odwiedzał jego brat – późniejszy król Polski – Władysław IV. Nysa była wówczas bodajże najważniejszym ośrodkiem kultury i nauki regionu, a jednym ze przejawów tego była podjęta w XVII w. próba powołania w Nysie uniwersytetu.

Od kilkudziesięciu lat turystycznie penetruję Dolny Śląsk, który mimo to ciągle odkrywam na nowo. Album, który opisałem, jest jednym z kolejnych przyczynków (interesującym i cennym) do poznania tego obszaru. W początkach lat 60. XX w., będąc członkiem sekcji kolarskiej (turystycznej) Młodzieżowego Domu Kultury w Warszawie, kierowanej przez miłośnika architektury i historii – mec. Władysława Fabianiego – miałem możliwość osobiście zapoznać się z postępującą destrukcją tego pięknego obszaru. Przejechałem na rowerze setki kilometrów po Dolnym Śląsku, mając możliwość wejścia i penetracji, m.in. zrujnowanych i ograbionych zamków w Kamieńcu Ząbkowickim i Książu, a także „morza gruzów” dawnego miasta Głogów. Z rozmów z mieszkańcami wywnioskowałem, że gnębi ich niepewność państwowej przynależności tych terenów. Nikt nie chciał inwestować, nawet w naprawę dachu nad własnym mieszkaniem. Jeżeli na skutek tego dom groził zawaleniem, ludzie przeprowadzali się do innych domów, których przez dłuższy czas nie brakowało. Zagrożone zawaleniem – rozbierano. Z pięknych i niezniszczonych działaniami wojennymi miast pozostawały puste przestrzenie, które władza ludowa z wolna wypełniała standardowymi, betonowymi blokami. Ludzie z lubością przenosili się z poniemieckich kamienic (najczęściej opalanych węglem) do „polskich” bloków, gdzie nie tylko były, wprawdzie prymitywne, ale wszystkie podstawowe instalacje techniczne, przede wszystkim zaś żaden „Niemiec” nie miał do nich prawa. Tezę o społecznym poparciu tych działań potwierdza R. Eysymontt w swoim eseju, pisząc: „Dlatego wielkim poparciem społecznym cieszył się proces „modernizacji” miast opartej na wymianie zniszczonych kamienic na nowe bloki mieszkalne”.

Pamiętać także trzeba o pierwszych latach po 1945 r., gdy Dolny Śląsk ograbiany był najpierw przez czerwonoarmistów, a następnie przez rzesze Polaków z centralnej Polski (tzw. szabrownicy), którzy wywozili stąd wszystko, co tylko dało się wywieźć. Mimo wszystko wiele pozostało, a ci którzy dożyli do III RP, zaczęli inwestować. Uroda Dolnego Śląska przyciągnęła dużą liczbę miłośników tego regionu. Dolny Śląsk pięknieje z roku na rok, tym bardziej, że coraz modniejsza jest budowa kamienic nawiązujących wyglądem do historii miejsca, a przede wszystkim wznoszonych na średniowiecznych parcelach, niekiedy jeszcze ze starymi fundamentami i piwnicami, co popularnie nazywa się retrowersją. Pierwsze działania tego typu podjęto w połowie lat 70. w Elblągu. Była to prawdziwa rewolucja i rewelacja, o czym z zachwytem pisała nawet „Polityka”. Elbląg stał się wzorem kilku podobnych działań na terenie całej Polski. Na Dolnym Śląsku najbardziej znanym przykładem retrowersji jest odbudowa średniowiecznej części Głogowa, co – moim zdaniem – wiąże się ze sprawnie funkcjonującym w pobliżu miedziowym koncernem, dającym pracę i niezłe zarobki dużej grupie ludzi. Mam nadzieję, że za kilka lat wolne parcele dolnośląskich miast zostaną zabudowane wspaniałymi, polskimi domami, przy których projektowaniu uszanowane będzie tysiącletnie dziedzictwo regionu, a uzyskany efekt sprawi, że Dolny Śląsk będzie mógł z powodzeniem rywalizować z najpiękniejszymi obszarami Europy!

Wróć