Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wiadoma rzecz – stolica! Lecz dobre słowo zbędne...

01-12-2021 21:57 | Autor: Maciej Petruczenko
Pandemia koronawirusa powoduje, że na razie nie wyprawia się fet w dawnym stylu, unikając grożących zarażeniem zbiegowisk. Nie zdziwiłem się zatem, że jubileusz 100-lecia Klubu Sportowego Warszawianka miał nader skromny, jak na tak rzadką okazję, charakter (szerzej piszę o tym na str. 13). Trudno jednak zapomnieć o pięknej – przedwojennej i powojennej tradycji, o olimpijskich medalach Janusza Kusocińskiego, Stanisławy Walasiewicz, Kamili Skolimowskiej, Emila Ochyry, Michała Butkiewicza i o wielu innych osiągnięciach rozsławiających Polskę w ogóle, a Warszawiankę w szczególności. Złoty występ, jaki zaprezentowała w roku 2000 w Sydney świętej pamięci Kamila, na zawsze pozostanie w pamięci sympatyków sportu.

Tym bardziej, że w chwili triumfu miała zaledwie 18 lat, a konkurencja rzutu młotem kobiet dopiero debiutowała na igrzyskach. W 1932 jeszcze większą sensacją było zwycięstwo, jakie Kusociński odniósł w Los Angeles w biegu na 10 000 metrów. Można powiedzieć, że były to kamienie milowe w historii sportu polskiego. Dlatego dziś trudno się nie smucić, widząc, że pod względem sportowym Warszawianka jakby zatrzymała się w rozwoju, mimo że budżetowo całkiem nieźle daje sobie radę. Ów sportowy zastój, jaki w stolicy charakteryzuje nie tylko ten klub, to w dużym stopniu następstwo niewłaściwego zarządzania przez miasto bazą sportu wyczynowego w ostatnich 30 latach, również w dziedzinie inwestycji.

Na szczęście piastujący od niedawna funkcję prezydenta stolicy i rozumiejący potrzeby nowoczesnego społeczeństwa Rafał Trzaskowski – pomimo znacznego pomniejszenia przez państwo budżetów samorządowych – robi, co może, żeby wspomóc sport. Jubileusz Warszawianki zbiegł się akurat z ogłoszeniem rozbudowy obiektów nie mniej zasłużonej, 110-letniej Polonii. Zaplanowana modernizacja kompleksu przy Konwiktorskiej cieszy nie tylko sympatyków tego klubu, w którym na najlepszą sportsmenkę świata wyrosła siedmiokrotna medalistka olimpijska w lekkoatletyce Irena Kirszenstein-Szewińska. Prezydent Trzaskowski podpisał umowę dotyczącą zaprojektowania nowego stadionu, hali sportowej, tzw. Centrum Wsparcia Sportu i placu miejskiego z fontannami. To będzie nowoczesna szata jednostki miejskiej o nazwie Ośrodek Polonia. Pracownia JSK Architekci ma wykonać niezbędne projekty, a miasto przeznaczyło na to 13 mln złotych. Nowy stadion pomieści 15,5 tysiąca kibiców, a hala – 2 tysiące, więc będzie można tam rozgrywać ligowe mecze koszykówki. Podziemny parking na 700 aut to też dobry pomysł, chociaż nie ma to porównania ze Stadionem Narodowym (1800 miejsc pod dachem plus wielka liczba na zewnątrz). Tak samo dobrym pomysłem jest partnerstwo publiczno-prywatne w tej inwestycji. Nareszcie czyni się coś istotnego w zakresie sportowej bazy Warszawy – wszak zmodernizowano Hutnika, stok narciarski na Szczęśliwicach, Park Wodny Moczydło, baseny w Powsinie i rozpoczęto przebudowę kompleksu Skry, gdzie jednak do szczęśliwego finału jeszcze daleka (i wyboista) droga, bo rząd nie chce zwyczajowo dofinansować budowy nowego stadionu tartanowego, bez którego lekkoatletyka w mieście leży i kwiczy.

Choć przykro to powiedzieć, nie da się jednak ukryć, że w porównaniu z przedwojennymi prezydentami Warszawy władze miasta po 1989 roku zrobiły dla sportu wyczynowego tyle co nic, a wspólnie z władzami państwowymi (likwidacja Gwardii!) więcej mu zaszkodziły niż pomogły. I nawet wzniesienie przeznaczonego w zasadzie tylko dla piłki nożnej Stadionu Narodowego nic w tej opinii nie może zmienić, ponieważ i sama konstrukcja tego obiektu, i koncepcja jego wykorzystywania to jeden wielki błąd. Stąd tak rzadko odbywają się tam imprezy sportowe. Stanął po prostu nowoczesny pomnik bezmyślności, na który wydano, o ile wiem, ponad 2 miliardy złotych. Narodowy stoi i zieje pustką, a tymczasem warszawscy adepci lekkoatletyki nie mają gdzie trenować i startować w naszym mieście. Pod względem bazy l.a. jesteśmy wśród stolic Europy na ostatnim miejscu wespół z dwoma innymi, o wiele jednak uboższymi krajami. Poza tym, aż żal serce ściska, gdy się widzi, że np. w Monachium rozsądnie zaplanowana inwestycja w postaci Allianz Areny pozwala rozgrywać mecze piłkarskie Bundesligi na okrągło. Jednej niedzieli (lub soboty) gra tam Bayern, następnej zaś TSV. Narodowy tymczasem najbardziej się teraz sprawdza jako centralny szpital covidowy, chociaż nie w tym celu go przecież zbudowano.

Na sportowym bezrybiu Warszawy z promocyjnego punktu widzenia ratowała nas ostatnimi czasy piłkarska Legia, zdobywając seryjnie tytuły mistrza Polski. Teraz jednak ta drużyna przynosi miastu więcej wstydu niż sławy, a do słabo grających zawodników dołączają jeszcze kibole, którzy podczas wyjazdowego meczu Legii z Leicesterem dokonali demolki tamtejszego stadionu. Nic tylko usiąść i płakać. No i trzymać kciuki za siatkarzy Projektu Warszawa (kiedyś AZS Politechnika), którzy w przeciwieństwie do piłkarzy z Łazienkowskiej spisują się bardzo dobrze w PlusLidze, a podstawowym graczem jest w tym teamie dawny siatkarz ursynowskiego Metra – Piotr Nowakowski.

Warszawa bardzo dużo straciła, gdy wciąż mieszkająca w naszym mieście trzykrotna mistrzyni olimpijska w rzucie młotem Anita Włodarczyk straciła cierpliwość w związku z kłopotami Skry i przeszła do AZS AWF Katowice, zostając jednocześnie twarzą znakomitego Stadionu Śląskiego w Chorzowie. A tam odepchnięci w stolicy od Narodowego lekkoatleci bezustannie przysparzają nam chwały w organizowanych co roku wielkich imprezach międzynarodowych.

Wygląda na to, że w sporcie stolica schodzi stopniowo do roli ubogiego krewnego innych miast. Byłbym wielce rad, gdyby prezydent Rafał Trzaskowski zdołał jakoś tę degrengoladę powstrzymać.

Wróć