Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ważniejsze leczenie czy zbrojenie?

17-03-2021 19:47 | Autor: Tadeusz Porębski
Już ponad trzy miliony Polaków cierpi na choroby nowotworowe i liczba chorych z roku na rok wzrasta. W 2020 r. mieliśmy w Polsce ponad 196 tys. nowych zachorowań, a 118 tys. osób umarło z powodu raka. Tak wynika z raportu European Cancer Information System (ECIS) opracowanego na zlecenie Komisji Europejskiej. Pandemia, wywołana przez wirus Corona powoduje, że na rzecz leczenia i zapobiegania Covid-19 znacznie ograniczono leczenie oraz profilowanie innych chorób, o wiele bardziej niebezpiecznych niż ostra niewydolność oddechowa.

Prawda o nowotworach jest przerażająca, bowiem chodzi o chorobę nie tylko osób w średnim i starszym wieku, ale z roku na rok także coraz młodszych Polaków. Problemem jest to, że choroby nowotworowe wykrywane są w naszym kraju na późnym etapie. Tylko na raka jelita grubego, jednego z najbardziej podstępnych nowotworów, bo długo nie dających żadnych objawów, zapada w Polsce 18 tys. osób rocznie. Tymczasem zabiegowi kolonoskopii poddaje się jedynie około 40 proc. Polaków.

Zaniedbywana jest również mammografia, choć ten nieinwazyjny zabieg pozwala na wczesne wykrycie u kobiet nawet 95 proc. zmian nowotworowych. Badanie to powinna wykonywać co dwa lata każda dbająca o zdrowie kobieta w przedziale wiekowym od 40. do 69. roku życia. Tymczasem w okresie dwóch ostatnich lat mammografię wykonało 36 proc. pacjentek w wieku 45–54 lata i 68 proc. ankietowanych w wieku 55–64 lata. Badanie stężenia PSA, które ułatwia wczesne wykrycie raka prostaty, wykonało w ciągu ostatniego roku jedynie 37 proc. mężczyzn w wieku 55–64 lat oraz 52 proc. w grupie 65+. Tego arcyważnego dla mężczyzn badania nigdy nie wykonało aż 35 proc. pacjentów między 55. a 64. rokiem życia. A po ukończeniu 50. roku życia poziom PSA należy sprawdzać co najmniej raz na 12 miesięcy. Z przerażeniem słucham, jak coraz większa liczba moich znajomych rezygnuje z badań i zapisywania się do lekarza, tłumacząc to trudnością, a często wręcz niemożliwością uzyskania w miarę szybkiego terminu wizyty. Utrudnienia związane są oczywiście z pandemią, bo prawie wszystkie medyczne ręce zostały rzucone na pokład walki z Covid-19. Notujemy coraz więcej zgonów spowodowanych właśnie utrudnieniem dostępu do lekarzy i badań. Oby więc, walcząc więc z pandemią, nie wylano przysłowiowego dziecka razem z kąpielą.

Choroby nowotworowe stanowią w Polsce po zawałach serca drugą najczęstszą przyczynę zgonów. Rocznie z powodu nowotworów umiera niemal 100 tys. ludzi, co oznacza, że każdego dnia zabijają one prawie 300 osób. W porównaniu ze zgonami spowodowanymi BEZPOŚREDNIO przez Covid-19 jest to liczba zastraszająco wysoka. W październiku obchodzony jest Światowy Dzień Onkologii i z tej okazji przeprowadzono jesienią ubiegłego roku Narodowy Test Zdrowia Polaków, w którym wzięło udział ponad 400 tys. osób. Nowotwór zdiagnozowano u 3 proc. ankietowanych. Natomiast w grupie wiekowej 65+ na chorobę nowotworową cierpi co dziesiąta osoba. Wyraźnie widać, że ryzyko zachorowania wzrasta wraz z wiekiem. W wielu krajach wysoko rozwiniętych uznano, że skuteczność zwalczania nowotworów złośliwych jest ważnym wskaźnikiem postępu cywilizacyjnego. Polski rząd zgodził się z taką tezą i swego czasu opracował Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych. Tyle że nie poszły za tym stosowne do potrzeb pieniądze.

Jednym z głównych celów działań w krajach UE jest dostępność do metod wczesnej diagnostyki. To klucz do sukcesu, bo np. wcześnie wykryty dzięki profilaktycznym badaniom USG nowotwór nerki może być całkowicie uleczalny. Polacy w ogóle mają bardzo utrudniony dostęp do profilaktyki, jak również do leczenia, a w dobie pandemii trudności z dostępem do lekarzy potroiły się. Biorąc pod uwagę dane WHO z 2018 r., które plasują Polskę na trzecim miejscu, po Węgrach i Chorwacji, pod względem umieralności na nowotwory złośliwe na 100 tys. mieszkańców, należy zacząć bić na alarm. Może w trosce o zdrowie Polaków można by na początek pomyśleć o rozszerzeniu obowiązkowych, okresowych badań lekarskich wyznaczanych przez pracodawcę o badania profilaktyczne, wykorzystując darmowe programy NFZ. Rak stał się chorobą cywilizacyjną, więc walka z nim powinna być absolutnym priorytetem dla rządu. Czy jest to priorytet dla miłościwie nam dzisiaj panujących? Tylko w gębie i na papierze. Wystarczy zajrzeć na korytarze sąsiadującego z redakcją "Passy" Instytutu Onkologii na Ursynowie, by ujrzeć jak wygląda prawdziwe piekło dla ludzi chorych, a nie to opisane przez Dantego.

Żyjemy w coraz bardziej zatrutym środowisku i jesteśmy chodzącymi filtrami. Oddychając, pijąc, jedząc przepuszczamy przez siebie tysiące toksycznych substancji. W ciągu jednego dnia mamy kontakt z około 50 tysiącami cząsteczek, które potencjalnie mogą doprowadzić do zmian w genomie i wywołać raka. Jest to poważne ostrzeżenie, płynące z ust nie byle kogo, bo profesora Cezarego Szczylika, autora ponad 150 prac naukowych i stypendysty prestiżowych American Leukaemia Found w Temple University School of Medicine oraz Uniwersytetu Tomasza Jeffersona. Najgorsze jest to, że opinia publiczna w Polsce nie ma pojęcia, w jaki sposób zapadają np. ostateczne decyzje o refundacji leków hamujących postęp chorób nowotworowych. Ponoć używa się do tego celu skomplikowanych algorytmów, opartych m.in. na wysokości produktu krajowego brutto. Organ można wydać zgodę na refundowanie określonego leku, jeśli jego wartość nie przekracza trzykrotnej wartości PKB. Przyjęto wzorzec stosowany w krajach Europy Zachodniej, nie biorąc pod uwagę faktu, że produkt krajowy na Zachodzie jest wielokrotnie wyższy od polskiego.

Takie myślenie powoduje odcięcie od możliwości refundowania wielu leków ratujących życie pacjentów i zmuszanie chorych - często dzieci - do dziadowania w mediach o środki na nowoczesne leczenie. Jako staruch zagrożony nowotworami, tak sobie myślę, że najwyższy czas, by zażądać od ministerstwa zdrowia szczegółowych informacji o rzeczywistych kosztach leczenia chorób nowotworowych. Powinniśmy również posiąść pełną wiedzę o kosztach obsługi samego NFZ oraz zapoczątkować ogólnonarodową debatę o racjonalności ponoszonych przez nas wydatków na rzecz funkcjonowania tej instytucji. Państwo polskie musi zapewnić chorym na raka nie standardowy, lecz najwyższy komfort opieki. Tasiemcowe kolejki w poradniach i centrach onkologicznych są wielką porażką obecnego systemu. Pacjent dotknięty tą straszną chorobą NIE MOŻE czekać tygodniami na konsultację, ponieważ tylko w ciągu miesiąca guz potrafi podwoić masę i pojawiają się przerzuty. Rząd musi znaleźć środki na walkę z rakiem w odpowiedniej wysokości. I to szybko, bo Covid-19 czy podobna choroba wywołana przez wirus ma się nijak do niosącego niechybną śmierć nieleczonego nowotworu.

Skąd wziąć pieniądze na leczenie nowotworów, skoro złodziejstwo uprawiane w majestacie prawa przeżywa rozkwit, a rozdawnictwo publicznego grosza idzie pełną parą (500+, 13 i 14 emerytura, etc.)? Wielkimi krokami zbliża się kolejna hekatomba - lawinowo rosnąca liczba depresji spowodowanych przez pandemię (utrata pracy, bankructwa, masowe rozwody, itp.). To się dopiero zaczyna. Tymczasem polska psychiatria to obraz nędzy i rozpaczy – brakuje psychiatrów, psychologów, terapeutów, miejsc na oddziałach szpitalnych. Eksperci biją na alarm, że liczba zaburzeń psychicznych u młodzieży systematycznie się zwiększa. Dzisiejsza fala nienawiści i hejtu, jaką widzimy na szczytach władzy, błyskawicznie przenosi się na dół. Jej ofiarami stają się rodziny, a przede wszystkim młodzież. Bullying, czyli znęcanie się nad rówieśnikami w szkole, to kolejny problem, który narasta. Jeden na pięciu nastolatków ma problemy psychiczne lub behawioralne. Statystyki policyjne pokazują, że przybywa prób samobójczych w tej grupie wiekowej w Polsce.

Należy szybko odbudować polską psychiatrię, ponieważ jej sprawne funkcjonowanie to być albo nie być dla młodego pokolenia. Wzmocnienie sił państwa na walkę z nowotworami oraz odbudowanie psychiatrii muszą stać się priorytetami dla rządzących. Skąd wziąć na to pieniądze? Nie jestem ekonomistą, ale mam wrażenie, iż bez najmniejszego uszczerbku dla bezpieczeństwa państwa można przesunąć 20 miliardów zł z budżetu MON do resortu zdrowia. To nieludzkie, żeby w sytuacji kiedy pozbawieni dostępu do diagnostyki i możliwości rozpoczęcia szybkiego leczenia raka Polacy mrą niczym muchy, rząd przeznaczał gigantyczne pieniądze na zbrojenia. Aby zapewnić nowe uzbrojenie 90 polskim generałom, nasz kraj ma wydać w nadchodzącym 10-leciu na modernizację armii 140 miliardów złotych. Są to dwa ROCZNE budżety NFZ!

Tak rozpustnego i kosztownego programu modernizacyjnego nie ma żadne inne państwo w Europie. Nasz kraj zbroi się na potęgę, tak jakby lada moment miał być oprymowany przez śmiertelnych wrogów. Tymczasem nikt z zewnątrz nam nie zagraża. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że korekta budżetów MON na kolejne lata nie jest sprawą prostą, wiążą nas bowiem pewne zobowiązania, wynikające z przynależności Polski do NATO. Sądzę jednakowoż, iż sprawni dyplomaci potrafiliby przekonać naszych partnerów o konieczności skorygowania gigantycznych wydatków na modernizację polskiej armii. Tyle że cierpimy także na deficyt dobrych dyplomatów, więc koło się zamyka i Polaku lecz się sam.

Wróć