Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Warszawa jak postaw sukna...

06-04-2016 20:52 | Autor: Tadeusz Porębski
W setną rocznicę wydania przez generał-gubernatora Hansa Hartwiga von Beselera rozporządzenia o rozszerzeniu granic Warszawy mój felieton nie może być poświęcony niczemu innemu jak stolicy. Tym bardziej że data 8 kwietnia 1916 r. jest jedną z najistotniejszych w dziejach naszego miasta, bowiem rozporządzenie niemieckiego generała skutkowało powiększeniem terytorium Warszawy aż o 8239 hektarów (z 3244 do 11.483), czyli o 251 proc.

Ten dzień to dzień narodzin dzisiejszej wielkiej Warszawy. Można by powiedzieć, że jej ojcem jest Niemiec, ponieważ personalnie wydał stosowny dekret, ale nie można pominąć zasług kilku polskich obywateli, którzy mieli duży udział w nakłonieniu generał-gubernatora do powzięcia takiej decyzji. Pisze o nich w obszernej publikacji w tym wydaniu Passy prof. Lech Królikowski, varsavianista, autor wielu książek o historii stolicy, wieloletni prezes Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, organizacji pożytku publicznego założonej w 1963 r. przez prof. Stanisława Lorentza, Stanisława Herbsta, Antoniego Słonimskiego, Elżbietę Barszczewską i Kazimierza Rudzkiego. Korzenie TPW sięgają jednak czasów przedwojennych.

Historia Warszawy to ludzie tego miasta. Wśród najwybitniejszych, którzy szczególnie zasłużyli się stolicy, na pierwszy plan wysuwają się inż. Piotr Drzewiecki i Stefan Starzyński. Pierwszy z nich kierował w latach 1915-1916 społecznym lobbingiem na rzecz powiększenia granic ówczesnej metropolii i był pierwszym prezydentem stolicy po odzyskaniu niepodległości. Stefan Starzyński natomiast uznawany jest przez historyków najlepszym włodarzem stolicy w całej jej historii. Dzisiaj jest okazja, by przypomnieć dwa kolejne nazwiska, które są zapomniane, choć zapisały się złotymi zgłoskami na kartach naszego miasta. To dwaj prezydenci Warszawy z okresu przedwojennego – Władysław Jabłoński (1922-27) i Zygmunt Słomiński (1927-34). To ich dzieło z sukcesami kontynuował Stefan Starzyński (1934-39).  

W latach 1924–1930, a więc w czasach urzędowania prezydentów Jabłońskiego i Słomińskiego, majątek miasta uległ ponad dwukrotnemu zwiększeniu. Władysław Jabłoński zdławił skutki gigantycznej inflacji w miejskiej gospodarce. Za jego prezydentury rozbudowie uległ przemysł i usługi miejskie. Rozwinęło się również budownictwo mieszkaniowe. Prezydent był inicjatorem szerzenia oświaty i zakładania nowych szkół. Zygmunt Słomiński wpierw był naczelnym inżynierem Warszawy, a od 7 lipca 1927 r. do 2 marca 1934 r. prezydentem. Jako szef stołecznego samorządu zainicjował akcję "Warszawa czysta". Za jego prezydentury rozpoczęto chlorowanie wody wodociągowej, wybudowano kilkanaście ustępów publicznych, zmodernizowano i przebudowano miejską gazownię, zbudowano osiedle na Żoliborzu dla pracowników samorządu miejskiego, a w 1928 – po trzyletniej przerwie – przywrócono komunikację autobusową w mieście. Następcą Słomińskiego został Stefan Starzyński. Obaj zostali podczas okupacji zamordowani przez gestapo.

Lata prezydentur Władysława Jabłońskiego i Zygmunta Słomińskiego to realizacja kluczowych dla rozwoju miasta przedsięwzięć. Impulsem dla modernizacji stolicy była amerykańska pożyczka na kwotę 10 milionów dolarów zrealizowana w 1928 r. W latach 1927–1929 rozbudowano infrastrukturę komunalną, w efekcie uzyskując nowych 71 kilometrów sieci wodociągowej, 24 km kanalizacyjnej, 48 km sieci tramwajowej oraz 50 km sieci gazowniczej. W tym okresie oddano również do użytkowania 24,3 tys. nowych izb mieszkalnych i wybudowano 53 nowe gmachy użyteczności publicznej. Do roku 1928 liczba izb szkolnych, w stosunku do poziomu z roku 1918, wzrosła z 37 do 380, a produkcja energii elektrycznej z 22 mln kWh do 100 mln kWh. W 1925 r. uruchomiono w stolicy prowizoryczną komunikację lotniczą, od 1929 r.  obsługiwaną przez PLL LOT. Nie sposób nie wspomnieć, że w 1925 r., a więc w latach prezydentury Władysława Jabłońskiego, opracowano również pierwsze projekty warszawskiego metra (tzw. Metropolitanu), które pozostały jednak w fazie planów. Wykonano jedynie próbne wiercenia, przygotowano mapy i opisy techniczne warunków geologicznych. Na uruchomienie podziemnej kolei stolica państwa musiała czekać jeszcze równo 70 lat.

I jeszcze jedna ważna sprawa – przedwojenni prezydenci wywianowali warszawskie kluby sportowe terenami pod budowę boisk i stadionów. Na przykład "Warszawianka" otrzymała duży teren na Polu Mokotowskim obecnie wykorzystywany przez "Skrę". Tymczasem dzisiejsi władcy stolicy skutecznie odbierają klubom cenny dobytek. Z kilkunastu stołecznych stadionów z boiskami piłkarsko-lekkoatletycznymi blisko połowa została zlikwidowana lub postawiona w stan nieczynności.

Pierwszymi powojennymi prezydentami Warszawy byli Marian Spychalski (1944-45) i Stanisław Tołwiński (1945-50). W 1950 r. prezydenta zastąpił przewodniczący Rady Narodowej Warszawy. Tak było do 1973 r., kiedy przywrócono urząd prezydenta, został nim Jerzy Majewski. Po transformacji ustrojowej w państwie prezydentem stolicy został wybrany w 1990 r. w powszechnym głosowaniu Stanisław Wyganowski. Kolejni włodarze naszego miasta niczym specjalnym nie zasłużyli się ani dla Warszawy, ani dla mieszkańców. Prawie każdy traktował prezydenturę jako trampolinę do najwyższych urzędów w państwie. Od 1990 r. stolica przypomina przysłowiowy postaw czerwonego sukna, za które ciągnęły i ciągną partie polityczne – Unia Wolności, AWS, PO, SLD, PiS, różne polityczne kanapy od prawa do lewa, komitety obywatelskie i kto żyw naokoło. Po przejęciu władzy przez konkurentów rozgoryczona opozycja przystępuje do "odbijania Warszawy". Przyszłość miasta oraz interes mieszkańców politycy mają – bardzo przepraszam za nieparlamentarne słowo – głęboko w dupie.    

PO rządzi miastem od grudnia 2006 r., czyli prawie 10 lat. W poprzedniej kadencji współrządziła z SLD, który był cichym sojusznikiem w głosowaniach, za co Platforma nagrodziła Sojusz umieszczając kilkuset prominentnych lewicowych działaczy na lukratywnych posadach w miejskich spółkach. Od 2010 r. PO ma w Radzie Warszawy większość i rządzi miastem samodzielnie. Rządy Hanny Gronkiewicz–Waltz i jej partyjnych towarzyszy to właściwie administrowanie miastem. Niby wszystko gra, jest woda w kranach, działają kanalizacja, miejska komunikacja, urzędy, gastronomia, ale mnie osobiście, człowiekowi dobrze znającego Europę i świat, Warszawa przypomina ciężko chorego pacjenta pod respiratorem – pacjent co prawda porusza się, oddycha i wydala, ale oznaki życia są słabiutkie.   

Dziurawe jak sito ustawa warszawska i ułomny Statut miasta stołecznego Warszawa są przyczyną wielu wynaturzeń w stołecznym samorządzie i skutecznym hamulcem w procesie rozwoju miasta. Prezydent nie respektuje wyborów personalnych dokonywanych przez radnych dzielnic, co prowadzi do dwuwładzy w dzielnicowych samorządach. Rada miasta ocenia – uwaga! – zgodność z prawem uchwał, a to jest kuriozum w skali świata. Miejskie spółki obsadzane są z partyjnego klucza i padają łupem zasłużonych dla partii nieudaczników. Wynaturzenia można wymieniać bez końca. Zmiana ustawy i znowelizowanie statutu stały się palącą koniecznością.

Ten drażliwy temat podjęli ostatnio politycy PiS, którzy szykują korektę ustroju miasta. Więcej praw mają dostać dzielnice. – Udało mi się przekonać klub PiS, by usiąść do ustawy warszawskiej i znaleźć model, który bardzo usamodzielniłby dzielnice – oświadczył poseł Jacek Sasin. Przewija się również pomysł wydzielenia Warszawy z województwa mazowieckiego, który uważam za bardzo ciekawy. Na ile inicjatywa PiS i Jacka Sasina jest podyktowana troską o przyszłość stolicy, a na ile kolejną próbą "odbicia Warszawy", czyli działaniem stricte politycznym, przekonamy się już wkrótce.

Wróć