Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wam kury szczać prowadzać...

04-01-2017 20:53 | Autor: Tadeusz Porębski
Z sejmowego podwórka zaczyna wiać nudą. A kiedy usłyszałem pieśń o puczu w wykonaniu pewnej posłanki – idiotki, reprezentującej opozycję, po prostu opadły mi ręce. Co oni – sejmowa opozycja i KOD – mają nam do zaproponowania? Chciałbym usłyszeć konkrety w rodzaju: "PiS proponuje w finansach państwa (gospodarce) takie a takie rozwiązanie. To błąd, naszym zdaniem powinno być tak i tak".

Wtedy wiedziałbym, że mam do czynienia z mądrą i konstruktywną opozycją, na którą będzie można w najbliższych wyborach zagłosować. Ale do krzykaczy ślepo krytykujących w czambuł wszystko, co tylko się da, mam mocno ograniczone zaufanie. Bez względu na to jaką partię polityczną reprezentują.

Weźmy dla przykładu taką .Nowoczesną. Lider tego ugrupowania Ryszard Petru,  ekonomista związany z bankierami, ostatnio mocno lansuje pomysł o samorozwiązaniu się Sejmu. W połowie lipca Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie .Nowoczesnej z powodu "naruszania kodeksu wyborczego". Nie pomogło odwołanie do Sądu Najwyższego. Jak skrupulatnie wyliczyły media, w wyniku niechlujstwa i nieuctwa Petru i jego drużyna stracą 75 proc. rocznej subwencji, która wynosi 6,2 mln złotych. Co roku, przez cztery lata, będą więc tracić 4,65 mln zł (łącznie 18,4 mln zł) oraz jednorazowo 3,2 mln zł z dotacji podmiotowej. W sumie .Nowoczesna straci 21,8 mln zł. W tej sytuacji trudno dać wiarę czystości intencji Petru i jego posłów w kwestii samorozwiązania się Sejmu. W zaistniałej sytuacji też bym nawoływał do nowych wyborów.

Warto przypomnieć, że dzisiejszy obrońca wolności obywatelskich w swoim programie wyborczym postulował wprowadzenie jednolitego podatku VAT na poziomie 16 procent. Wdrożenie takiego rozwiązania oznaczałoby m. in.

znaczne zwiększenie VAT na żywność, która stanowi istotną część wydatków najbiedniejszych Polaków (obecnie obowiązują dwie stawki obniżone 5 i 8 proc.). Partia pana Petru postulowała jednocześnie obniżkę podatku VAT na... towary luksusowe. Opalający się w szczycie parlamentarnego konfliktu gdzieś na południu Europy Ryszard P. wydaje się więc być orędownikiem najbogatszych, których chce uszczęśliwiać kosztem najbiedniejszych. Na marginesie nasuwa się pytanie, czy w ogóle można głosować na ugrupowanie niepotrafiące sklecić prostego sprawozdania finansowego rozliczającego kampanię wyborczą? Czy takim ludziom można w przyszłości powierzyć finanse całego państwa? Dla mnie ugrupowanie o nazwie Nowoczesna już nie istnieje na polskiej scenie politycznej. Mam po dziurki w nosie krzykaczy i nieudaczników.

Podobnie jest z Komitetem Obrony Demokracji. Poza pohukiwaniami o zagrożeniu wolności i notorycznym eksponowaniu palców złączonych w literę "V", co dla mnie jest błazenadą, KOD nie wnosi żadnych wartości do polskiego życia politycznego, a nawoływanie lidera KOD do "wypowiedzenia posłuszeństwa władzy" to wręcz kryminał. Wybory, panie Jakiśtam, wygrywa się przy urnach, a nie na ulicy. A wrzaski o ograniczaniu wolności wypowiedzi to bzdura upichcona na tzw. okoliczność. Wystarczy wziąć do ręki "Newsweek" Tomasza Lisa, "NIE" Jerzego Urbana, czy obejrzeć publicystykę w stacjach telewizyjnych TVN i Polsat. Piszą co chcą, mówią co chcą, podobnie jak inne wolne media w Polsce, włącznie z lokalną „Passą”. Nikt nie słyszał o próbie cenzurowania czegokolwiek ze strony władz państwa. No i ta okupacja sali sejmowej, poselskie dyżury, to nad wyraz smutne dzielenie się tam opłatkiem, by pokazać ludowi swoją determinację w walce z reżimem zagrażającym wolnościom obywatelskim. Żenada. Nie ma na to innego określenia.

Co do posłów i kierownictwa PiS, to gdyby żył "dziadek" Piłsudski, powiedziałby im to, co powiedział 11 listopada 1918 r. współpracownikom z rządu Ignacego Daszyńskiego, powołanego kilka dni wcześniej: "Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić". Bo PiS faktycznie zna się na polityce niczym kura na pieprzu. Kierownictwo tej partii, a co za tym idzie szeregowi jej członkowie, nadal nie potrafią pojąć, że w polityce bronią podstawową jest rapier, a nie pała. Trzeba umiejętnie fechtować, a nie walić na oślep, bo wtedy można strzelić w stopę samemu sobie. I Jarosław Kaczyński, i jego dwór co chwila ranią sobie stopy kompletnie nieprzemyślanymi ruchami. A to zaostrzenie przepisów aborcyjnych (masowy protest), a to gmeranie przy ustawie o zgromadzeniach publicznych (protest), a to sejmowa akcja przeciwko dziennikarzom (gigantyczna awantura), a to przymusowe ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej, budzące w znacznej części społeczeństwa odrazę – a to znowu ustawa "dezubekizacyjna", krzywdząca wielu uczciwych i oddanych służbie krajowi policjantów.

Trzeba nie mieć grama oleju w głowie, by o przysłowiowe byle gówno wszczynać konflikt z mediami, z którymi nikt nigdy nie wygrał. Sam Al Capone, w czasach kiedy nie istniał internet, a połączenia telefoniczne z innymi miastami zamawiało się przez centralę, surowo zakazał swoim gangsterom strzelania do pismaków. Za złamanie zakazu można było skończyć w rzece w "betonowych skarpetkach". Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego prezes Kaczyński nie utemperował nadzwyczaj wojowniczego marszałka sejmu Marka Kuchcińskiego. W ten sposób PiS miast zyskiwać poparcie, powoli je traci. Może nie widać tego jeszcze w sondażach, ale uliczny vox populi jest najlepszym probierzem.         

A przecież Kaczyński i jego partia mają się czym pochwalić. Oto 2 grudnia 2016 r. agencja ratingowa Standard&Poor’s podniosła perspektywę ratingu Polski z poziomu negatywnego do stabilnego. Czyli złowieszcze, wprowadzające społeczny niepokój perspektywy dla Polski, o których wykrzykuje się na marszach KOD, a które w Sejmie podnosi opozycja, nie mają pokrycia w faktach. Od wielu lat staram się oceniać stan naszej gospodarki nie na podstawie poselskiej gadaniny, lecz na podstawie danych statystycznych. To dlatego, że od dawna nie wierzę żadnemu politykowi.  Ostatnio Gerda Broker, niezależna firma doradcza nie powiązana z żadnym bankiem, ani z żadną instytucją ubezpieczeniową opierająca się na danych GUS, opublikowała opracowanie o stanie polskiej gospodarki, które w znacznej części pokrywa się z danymi przedstawionymi na łamach prestiżowego magazynu Forbes. 

Z zestawienia Gerda Brokera wynika, że przychody polskich przedsiębiorstw niefinansowych po trzech kwartałach 2016 r. wyniosły 1 bilion 905 mld zł i były o 54 mld zł wyższe niż w tym samym okresie poprzedniego roku. Prawie 52 proc. przypadło na przychody wypracowane przez przemysł. Stopa bezrobocia osiągnęła w listopadzie 2016 r. wysokość 8,2 proc. To najlepszy wynik od 25 lat. Średnia pensja brutto w gospodarce narodowej w trzecim kwartale to 4055 zł, co oznacza wzrost o 160 zł. Z kolei przeciętną emeryturę brutto w październiku ZUS wyliczył na 2137,07 zł. Od 1 stycznia najniższą emeryturę podwyższono do 1 tys. zł, a stawkę godzinową do 13 zł. Osoby prywatne na koniec listopada zgromadziły w formie depozytów w bankach 651,7 mld zł (sic!). To o 60 mld zł więcej niż przed rokiem. Od początku roku do 27 grudnia indeks WIG20, grupujący największe spółki notowane na warszawskiej giełdzie, wzrósł o 4,2 proc. To pierwsza roczna zwyżka tego indeksu od 2012 roku.

Należy wspomnieć, że Polska jest największym beneficjentem pomocy unijnej i wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiada zdecydowany wzrost inwestycji w najbliższych latach. Do wydania mamy bardzo dużo pieniędzy z Unii, trzeba je tylko uruchomić i z głową wykorzystać. W latach 2014-2020 UE przeznaczyła dla naszego kraju na realizację programów krajowych i regionalnych aż 82,5 mld euro, czyli około 363 mld złotych. Poza tym Unia przeznaczyła w latach 2014 – 2020 specjalne środki na nowe programy dające dodatkowe wsparcie w różnych obszarach, m. in. Program Horyzont 2020, który ma stymulować prowadzenie prac badawczych na najwyższym poziomie i wspierać współpracę międzynarodową, innowacyjne przedsiębiorstwa itp. Jest tego 80 mld euro, czyli kolejne 360 mld zł.

Publicznemu zaś twierdzeniu pani prof. Magdaleny Środy, że "znowu staliśmy się skarlałym krajem w Europie" przeczą ostatnie doniesienia z siedziby ONZ. Po rezygnacji Bułgarii Polska ma wielkie szanse zająć jeden z 10 foteli przygotowanych dla tzw. niestałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ w latach 2018-2020 jako reprezentant grupy państw Europy Wschodniej. Rzeczniczka MSZ Joanna Wajda zapewniła, że liczba państw popierających kandydaturę Polski rośnie. Aktualnie jesteśmy jedynym kandydatem w grupie regionalnej państw Europy Wschodniej. Wybory w czerwcu 2017 roku. Nie przejmujmy się zatem katastroficzną wizją prognozowaną Polsce przez spore grono sfrustrowanych polityków, pracujmy w spokoju, cieszmy się życiem, róbmy swoje i bądźmy czujni, szczególnie w odniesieniu do polityków. Do Siego Roku!

Wróć