TADEUSZ PORĘBSKI: Mieszka Pani na Mariensztacie, ale na Ursynowie pojawia się bardzo często. Powód?
AGATA DIDUSZKO-ZYGLEWSKA: Rodzina, tu mieszkają moi teściowie i wychował się mój mąż. Ale lubię tu też przyjeżdżać na tzw. garażówki, których jestem fanką, a w ładne dni na wycieczki rowerowe do Lasu Kabackiego.
To ulubiony sposób spędzania wolnego czasu?
Rower to mój główny środek komunikacji. Po Warszawie da się jeździć na rowerze, pomimo braków w infrastrukturze. Ursynów jest pod tym względem jedną z najlepiej przygotowanych dzielnic – poza poszatkowaną ścieżką wzdłuż ul. Wąwozowej. W innych częściach miasta bywa różnie, na przykład Puławska do dzisiaj nie może się doczekać wygodnych chodników i osobnej drogi dla rowerów na kluczowym odcinku pomimo tego, że wraz z mieszkańcami apelujemy o to od bardzo dawna.
Czy to oznacza, że najchętniej odebrałaby Pani warszawiakom samochody i wszystkich wsadziła na rowery?
Przesada, choć przesiadka na rower czy do komunikacji miejskiej ma zbawienny wpływ na zdrowie nas wszystkich. To nie tylko odrobina ruchu, ale też potężna redukcja emisji z rur wydechowych, a dla tych, którzy muszą korzystać z własnego auta, to mniej innych aut na drodze. W Warszawie mamy już zarejestrowanych więcej aut niż mieszkańców, a miejskie ulice nie są z gumy. Dlatego popieram rozszerzanie strefy płatnego parkowania i jako radna miasta oprotestowałam próby podniesienia cen biletów autobusowych, a także redukowanie liczby autobusów i tramwajów. Transport publiczny musi być tani, szybki i punktualny, żeby opłacało się nam wsiąść do autobusu zamiast szukać miejsca parkingowego.
Jest jeszcze kwestia parkowania…
Samochody, oczywiście, mają swoje miejsce w naszym życiu, dlatego w ramach dyskusji nad planami zagospodarowania przestrzennego, na przykład dla Stokłosów, broniłam miejsc parkingowych dla mieszkańców. W nowych budynkach mieszkańcy mogą wykupić miejsce parkingowe. Na starszych osiedlach, jak na Ursynowie, do dyspozycji są tylko miejsca już istniejące. Nie możemy udawać, że jeśli osiedlowe parkingi zastawimy nowymi blokami, to auta obecnych mieszkańców magicznie znikną. We wszystkim należy zachować umiar i rozsądek.
Wiele osób podnosi argument, że z samochodów korzystają osoby starsze, których kondycja nie pozwala na swobodne korzystanie z komunikacji miejskiej.
Nie jest to końca prawda. Sprawy seniorek i seniorów są mi bliskie, bo jak każdy mam w rodzinie starsze osoby i widzę, z jakimi mierzą się kłopotami. Z jednej strony, mamy w tej grupie osoby niezwykle aktywne, zawodowo i społecznie oraz wchodzące w wiek emerytalny, z drugiej – warszawianki i warszawiaków mocno sędziwych i dotkniętych dolegliwościami. Obu grupom miasto mogłoby zaoferować dużo więcej niż obecnie. Myślę, że najwięcej spraw mamy do załatwienia na poziomie Sejmu i władz krajowych. Zdecydowanie za mało przeznaczamy na system opieki zdrowotnej, stąd kolejki do specjalistów, którzy szukają zatrudnienia w sektorze prywatnym i, co gorsza, za granicą. Nie kształcimy też wystarczającej liczby medyków w tak kluczowych obszarach jak geriatria czy psychiatria. Protesty pielęgniarek, podczas których zwracały uwagę na średni wiek w swojej grupie zawodowej zbliżający się do emerytalnego, zaczęto organizować ponad dekadę temu. Od tego czasu sytuacja tylko się pogorszyła.
Dochodzi jeszcze zła sytuacja w sektorze usług opiekuńczych.
To przeraża mnie najbardziej. Kiedy zaczynamy się starzeć i potrzebować pomocy, państwo zawodzi. Tu nie potrzebujemy kształcić latami specjalistów, a jedynie zaoferować odpowiednie wynagrodzenia, aby taka praca stała się atrakcyjną alternatywą dla pracujących w innych zawodach.
Skoro wspomniała Pani o Sejmie – wybiera się tam Pani jako członkini Lewicy, ale do Rady Warszawy trafiła Pani jako aktywistka miejska z list Koalicji Obywatelskiej. Skąd ta zmiana?
Zawsze byłam związana z lewicą – przez wiele lat pracowałam jako dziennikarka w „Krytyce Politycznej”. Do Rady weszłam jako bezpartyjna aktywistka. Klub KO obiecywał większą otwartość na tematy kluczowe z lewicowego punktu widzenia, jak np. walka z zanieczyszczeniem powietrza, nacisk na komfort pieszych, osób z wózkami i na wózkach i rowerzystów w mieście, rozdział państwa i Kościoła, równość kobiet i mężczyzn, czy rozwiązanie kryzysu mieszkaniowego w Warszawie. Jednak w praktyce często zwyciężało podejście turbo-liberalne i konserwatywne – moim zdaniem, ze szkodą dla mieszkańców. Roman Giertych na listach KO do Sejmu to symboliczne potwierdzenie tego faktu.
Jest Pani znana ze swojego zaangażowania w walkę z Kościołem…
Nie z Kościołem katolickim jako instytucją, tylko z upolitycznionym Kościołem, który rości sobie prawo do wpływania na życie wszystkich, a nie jedynie swoich wiernych, który czerpie garściami i bez żadnego trybu z budżetu państwa, a przy tym jest zwolniony z większości podatków; który podżega do nienawiści wobec ludzi nieakceptowanych, nazywając ich zarazą – tęczową, czerwoną i tak dalej. Razem z Joanną Scheuring - Wielgus stworzyłam mapę kościelnej pedofilii, która pokazała skalę przestępstw Kościoła. Przekazałyśmy też papieżowi do rąk własnych raport z nazwiskami biskupów tuszujących ten proceder. Kilku z nich otrzymało już dymisje. Zgodnie z Konstytucją, Polska jest państwem świeckim, a my mamy prawo do wolności sumienia i wyznania. Musimy do tego wrócić także w praktyce.
I rozumiem, że to będzie temat, którym chce się Pani zająć w Sejmie?
Tak, chcę świeckiej szkoły, w której zamiast armii katechetów jest armia psychologów wspierających dzieci, a do tego pielęgniarka i dentysta, chcę świeckiego bezpiecznego szpitala bez klauzuli sumienia i wielu innych konkretów, które opisaliśmy w programie Lewicy. Inne moje priorytety kultura i np. temat tantiem z Internetu dla artystów. Obecnie twórcy naszych ulubionych filmów, seriali czy muzyki najczęściej w ogóle ich nie dostają.
Inny temat to kryzys mieszkaniowy. Wspieranie deweloperów tanimi kredytami prowadzi tylko do wzrostu cen lokali. Potrzebujemy odpowiedzialnego programu budownictwa publicznego. I mamy to w lewicy opracowane. Przykład miast takich jak Włocławek pokazuje, że można budować tanie i dostępne mieszkania, tymczasem w Warszawie TBS Północ zdziera ze swoich członków stawki, które wywołują publiczne protesty. Da się to robić inaczej.
Skoro wracamy do spraw miejskich – czym może się Pani pochwalić pod koniec swojej kadencji jako radna?
Wypisałam to sobie w punktach, zajmując sporo miejsca, więc odsyłam zainteresowanych do mojej strony internetowej. Interweniowałam m. in. skutecznie w wielu szkołach, gdzie nieobowiązkową religię wstawiano w środek planu, zainicjowałam jako przewodnicząca komisji kultury proces podwyżek dla bibliotekarek, pomogłam różnym organizacjom społecznym w zdobyciu lokali. Na prośby mieszkańców interweniowałam też w wielu konkretnych drobnych sprawach: zepsutych rur, niedziałających drzwi w szkolnej toalecie, braków funduszy na remonty, przejść dla pieszych i dróg rowerowych.
Na Ursynowie, wspólnie z mieszkańcami zgromadzonymi w nieformalnej grupie „W Obronie Górki Na Skraju”, skłoniliśmy Urząd Dzielnicy do powstrzymania realizacji zabudowy tego pięknego naturalnego zakątka. Oczywiście, wciąż brakuje jednoznacznej rezygnacji lub modyfikacji projektu zgodnie z naszą petycją, ale Górkę i jej przyrodę udało się ochronić przed koparkami i betonowaniem. Udało się też nam odsunąć głosowanie w sprawie mpzp dla obszaru Stokłosów, by naprawić ten napisany na kolanie plan zagospodarowania i uwzględnić uwagi mieszkańców. Kiedy w jakiejś sprawie swoje podpisy składają setki osób z danego obszaru, nie możemy tego ignorować. Z pewnością można podjąć dyskusję i szukać kompromisu, a nie pozostawiać te głosy bez echa.
Byłam też jedną z radnych, które na podstawie głosów mieszkańców pisały interpelacje krytyczne wobec przedłożonego projektu studium – ja konkretnie w imieniu mieszkańców „Zielonego Ursynowa”. Tu krytyki było tak dużo, że miasto nie miało wyjścia i od tego projektu musiało się dość kategorycznie odżegnać. Czyli czasem się da.
Wciąż czekam natomiast na reakcję ZDM na interpelację w sprawie ul. Belgradzkiej. Przyzwyczaiłam się do pokrętnych i niekonkretnych odpowiedzi miasta na moje pisma, ale tu nie odpuszczę – skoro ZDM dobrze wie, jak poprawić bezpieczeństwo mieszkańców, po prostu powinien to zrobić.