Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Walczący wyszli na ulicę

16-12-2015 22:56 | Autor: Mirosław Miroński
Januszku nie bij dziewczynki, bo się spocisz– przestrzegała swojego synka pewna pani. Kobieta była przekonania, że priorytetem jest interes jej dziecka, gdy tymczasem los dziewczynki rysował się na tym tle dość mgliście. Troskliwa mama wiedziała zapewne, że poszkodowana dziewczynka stanie się kiedyś kobietą, a te wiadomo – bite, czy nie – żyją i tak dłużej od mężczyzn.

Tak przynajmniej podają statystyki. Nikt nie wykazał dotąd jednoznacznie, że bicie kobiet skraca im życie. Problemu wiec nie ma, przynajmniej statystycznie rzecz ujmując. Powyższa scenka zaczerpnięta z krążącego przed laty dowcipu, pokazuje wyraźnie, że punkt widzenia nie jest stałą matematyczną, lecz zmienia się zależnie od potrzeb. Warto zauważyć, że taka reakcja mamusi ma uzasadnienie. Górę wzięła jej troska o potomstwo, inaczej mówiąc o własne geny, co z jej punktu widzenia wydawało się ważniejsze niż bita dziewczynka.

W takich i podobnych sytuacjach na bok schodzą normy społeczne, które są dobre, wtedy kiedy nas chronią przed agresją, czy chamstwem innych, a stają się zbędnym balastem gdy narażony jest ktoś inny. Innej mówiąc, dobrze jest kiedy Kali „ukraść” krowę, a źle, jeśli krowę ukradną Kalemu.

Oceniając opisaną wcześniej historyjkę, która mogła przecież mieć miejsce naprawdę trudno pozbyć się uczucia sympatii do przezornej mamy. Z przytoczonego, co prawda, jednostkowego zdarzenia można wyciągnąć wniosek bardziej ogólny, że w każdym rozumowaniu jest jakaś logika, tyle że nie dla wszystkich jest ona korzystna. Jej analiza to szerokie pole do badań dla naukowców zajmujących się ludzką psychiką.

Obserwuję z wielkim zainteresowaniem to, co dzieje się w naszym kraju, i mam problem z „ogarnięciem tego wszystkiego” – jak mówi młodzież. Próbuję podobnie, jak wielu Polaków doszukać się w tym jakiejś logiki, mimo że sytuacja jest trudna do pojęcia i niezrozumiała zarówno dla mnie, jak i dla znacznej części społeczeństwa. Mamy bowiem do czynienia z rozmydlaniem podstawowych pojęć i odwracaniem ich znaczeń. Bo jak rozumieć okrzyki komunistów i ich popleczników „zainstalowanych” w Polsce po II Wojnie Światowej – „Precz z komuną! Z komuną? Czyli z kim? Precz z nimi samymi? A może z komuną paryską, albo z komunią? To wypisz wymaluj, jak wołanie kradnącego – „Łapać złodzieja! Wiadomo, że złodziej krzyczy, by zmylić pościg. A kogo chcą zmylić ci „nowocześni”, chyba nie nas, Polaków? Skąd taka ekspiacja u zwolenników komuny i jej kontynuatorów? Słysząc to, co wykrzykują, można oczekiwać, że wkrótce zaczną chodzić w pokutnych workach utkanych z pokrzyw? A tymczasem paradują sobie w najlepsze po ulicach naszego kraju pod nieco bardziej „nowoczesnym” szyldem niż dotychczasowy, przedstawiający skrzyżowane dwa narzędzia ludu pracującego – sierp i młot. No cóż, widocznie poprzednie logo nieco się opatrzyło.

Zwykłym ludziom ciężko połapać się, na czym właściwie polega ta „nowoczesność” i co to za jedni? Może na dalszej wyprzedaży majątku narodowego i nabijaniu kabzy w sposób niekontrolowany? Tak czy inaczej, zaskarbili sobie uznanie establishmentu, zagranicznych korporacji i „banksterów”. Ci ostatni to grupka dobrze, a nawet lepiej niż dobrze sytuowanych ludzi powiązanych z wielką finansjerą i bankami. Chociaż są dobrze sytuowani czują jednak silny niedosyt. Dlatego chcą jeszcze więcej i więcej. „Troszczą” się więc o demokrację i walczą ze stereotypami, a za takie należy uznać dotychczasowe prawo i jego przestrzeganie. A ponieważ  są „nowocześni”, demonstrują swoje rozgoryczenie i frustrację na ulicy, bo istnieją przesłanki, że ktoś może im dotychczasowe przywileje ograniczyć. Ba, są tak „nowocześni”, że wiążą z nimi nadzieję również nasi sąsiedzi zza zachodniej i zza wschodniej granicy, których interesy również mogą być zagrożone. Należy ich wszystkich zrozumieć, bo podobno nikt dotąd nie wymyślił grabi, które grabiłyby od siebie. Nawiasem mówiąc, jest to szansa dla naszych rodzimych majsterkowiczów. A nóż się uda… Może jakiś patencik, a potem – polski produkt eksportowy? Wielka kasa.

Obawy o kasę i zaniepokojenie w szeregach establishmentu biorą się z realnej szansy na oderwanie ryjów od koryta gwarantowanego do niedawna przez były rząd – uważa druga strona dysputy przeniesionej już teraz na ulicę i wyraża to głośno.

I bądź mądry, o co w tym wszystkim chodzi? Istnieje podejrzenie, że pewnie o pieniądze. O zachowanie wpływów, o storpedowanie reform. O stołki, o rozmaite synekury w spółkach skarbu państwa, o kontrakty. O możliwość budowy droższych niż gdziekolwiek indziej, a za to byle jakich autostrad, o zgodę na „kręcenie lodów” itd.

Pocieszające dla niektórych zaniepokojonych całą sytuacją w Polsce jest to, że „bratnie kraje” do których zwracają się „nowocześni” ze swymi skargami i prośbami o pomoc również są zaniepokojone i wyrażają to w swoich mediach, których w Polsce jak wiadomo jest dostatek.

Wprawdzie my Polacy wiemy, że „Ordnung muss sein”, czyli mówiąc po naszemu – porządek musi być, ale nie potrafimy go zaprowadzić. Może więc sąsiedzi nie będą ograniczać się tylko do słów i pogróżek, jak to ma miejsce dotychczas, a wreszcie zaprowadzą u nas swój porządek?

Wróć