Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

W obronie tych, którzy nie mogą mówić

16-09-2020 20:42 | Autor: Mirosław Miroński
To, że świat się zmienia, jest oczywistym faktem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie temu zaprzeczał. Zasadne wydaje się pytanie, czy zmiany, które następują idą na lepsze? I tu odpowiedź może być różna. Zależy ona w dużej mierze od tego, czy odpowiadający jest otwarty na nowości, na wyzwania, które życie z sobą niesie, czy też jest tradycjonalistą przywiązanym do pewnych znanych sobie rytuałów, dla którego wszelkie odstępstwa od rutyny dnia codziennego to prawdziwa katastrofa. Oczywiście, istnieją też rozmaite stany pośrednie, choćby takie, że jednego dnia można chcieć świętego spokoju a następnego być gotowym na prawdziwe wariactwa, chcieć się zabawić, poszaleć, poznać nowych ludzi, nawiązać nowe miejsca, odwiedzić nieznaną restaurację, spróbować czegoś, czego innego niż zwykle. W takich chwilach potrzebujemy innego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość.

Któż z nas pomyślałby dwie dekady temu, że skóry, futra, kożuchy okażą się démodé – używając języka francuskiego, co po polsku znaczy, że wyszły z mody. Więcej, że ich noszenie będzie obciachem – mówiąc językiem młodzieżowym. Podobnie, jak sam język francuski, który został skutecznie wyparty przez inne języki, głównie angielski, choć to nie kwestia mody, ale podyktowany zmianami kulturowymi i ekonomicznymi pragmatyzm.

Gdzie podziały się wielkie pokazy mody, podczas których na wybieg wychodzili modele i modelki przyodziani w warte majątek futra i skórzane kreacje? Dziś stosunek do tego rodzaju produktów luksusowych, czy też w wersji bardziej przystępnych cenowo jest zgoła inny. Tego rodzaju szykowne ubiory nie są już obiektami pożądania. Patrząc na nie, coraz więcej ludzi widzi cierpienie zwierząt, które musiały zakończyć żywot dla zaspokojenia wątpliwej potrzeby garstki snobów. Nic dziwnego, że chętnych do zakupu tego rodzaju ubrań stale ubywa. Dawniej, media pokazywały i rozpisywały się na temat hollywoodzkich gwiazd. Synonimem ich sukcesu były nie tylko role, w których grały, ale też kosztowne futra, często z ginących gatunków zwierząt. Tego rodzaju obraz docierał do rzeszy klientów, a zwłaszcza klientek, które wzorem kinowych idoli chcieli je mieć. Ci, których na tego rodzaju rozpustę nie było stać, mogli zadowolić się futerkiem w wersji tańszej. W naszych warunkach były to najczęściej skóry królików, nutrii, lisów, hodowanych u nas dość powszechnie. Inni mogli imponować kożuchem podhalańskim, tureckim, albo bułgarskim.

I gdzie to wszystko? Gdzie te skóry, po które Polacy jeździli do Turcji i nie wiadomo dokąd jeszcze i zdobywali je z takim trudem? Wyszły z użycia, zastąpiły je lżejsze, lepiej dostosowane do ocieplającego się klimatu ubrania uszyte z nowoczesnych materiałów, często syntetycznych i znacznie tańszych. Zniknęły, jak wiele innych rzeczy, do których przywykliśmy. Jak magnetowidy, których chyba nikt już nie używa, jak telefony stacjonarne i budki telefoniczne, jak fotografia analogowa, którą wyparła fotografia cyfrowa etc. Trwało to stosunkowo krótko, jak na coś, co towarzyszyło nam wiele lat. Zdjęcia – wykonane aparatami cyfrowymi, smartfonami – można przesłać natychmiast po ich zrobieniu. Zbędna jest cała uciążliwa obróbka chemiczna. Niepotrzebne okazały się laboratoria, ciemnie i wszelkiego rodzaju urządzenia, bez których żaden fotografujący nie mógł się obejść. Lepsze jest wrogiem dobrego – głosi mądre porzekadło. Przykładów tego można znaleźć tysiące. Z czasem to, co dziś wydaje się lepsze, najpewniej za jakiś czas zostanie zastąpione przez kolejne modyfikacje. I tak bez końca.

Trudno dziś wyobrazić sobie świat bez komputerów i Internetu, a przecież jeszcze niedawno nikomu do głowy by nie przyszło, że w takim stopniu zdominują nasze życie. Wróćmy jednak do naszych futer i skór. Właściwie nie naszych, tylko należących do sympatycznych zwierząt, z których trzeba je zedrzeć, żeby mogły być nasze. Wyobraźmy też sobie (a zwłaszcza niech wyobrażą sobie posiadacze czworonogów), że nie będziemy już wychodzili z naszymi pupilami na spacer, nie pozwolimy im biegać po ogrodzie, poruszać się po mieszkaniu, lecz zamkniemy je w metalowej klatce, w której ledwie się zmieszczą. Wyobraźmy to sobie, a będziemy mieli obraz tego, z czym mamy do czynienia w przypadku hodowli zwierząt dla potrzeb przemysłu futrzarskiego. Lis, który w warunkach naturalnych wymaga wielokrotnie większego terytorium do życia, niż przeciętny pies domowy, zostaje pozbawiony wolności z powodów niezrozumiałych dla większości z nas. Wystarczy, choćby minimum empatii dla zwierzęcia, aby się z tym nie zgadzać. Lobbyści, wypowiadający się publicznie za utrzymaniem tego stanu rzeczy, posługują się argumentami w rodzaju – zwierzęta futerkowe są uśmiercane humanitarnie. Tymczasem to nie sama śmierć ani sposób jej zadawania są tu najgorsze, lecz pozbawianie zwierząt wolności. W naturalnym środowisku zwierzęta mają złożone relacje ze swoimi pobratymcami – polują, rozmnażają się, wychowują młode. Nie są wcale pozbawione uczuć, co się im często przypisuje. Łatwo można się o tym przekonać, obserwując domowe czworonogi. Zwierzęta nie tylko mają uczucia, ale przywiązują się, potrafią być wierne i oddane swoim opiekunom.

Trzymanie zwierząt w ciasnych klatkach przynosi nam wszystkim ujmę. Jest wbrew podstawowych zasadom człowieczeństwa. Nic dziwnego, że takie nastawienie do tego problemu jest dominujące w krajach europejskich, do których lubimy się często odnosić. Ustawa o ochronie zwierząt, mająca na celu likwidację branży futrzarskiej, jest właściwym krokiem, aby to naprawić. Żadne argumenty, jak ten, że inni wejdą na miejsce naszych hodowców, nie maja tu znaczenia. To już nie te czasy. Nie można zarabiać na zadawaniu cierpienia i dręczeniu zwierząt, na obdzieraniu ich ze skóry czy zabijaniu dla wątpliwych dochodów lub rytuałów. Pieniądze można zarabiać na tysiące innych sposobów. A pamiętajmy przecież, że sami jesteśmy też zwierzętami.

Wróć