Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Uwagi o rozwoju przestrzennym Warszawy na przykładzie praskiego brzegu Wisły

25-01-2017 20:24 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
W 2016 r. Muzeum Warszawy, które jest placówką Urzędu Miasta wydało w formie książkowej zbiór artykułów pod wspólnym tytułem: „Skąd się biorą Warszawiacy?” Książka jest dziełem 20 autorów, którzy bardzo profesjonalnie opisali różne aspekty związane głównie z tematem zawartym w tytule, ale nie tylko.

 Autorzy są bardzo sprawni warsztatowo. Wykorzystali m. in. nowe źródła oraz wyniki badań statystycznych i innych, co dało bardzo dobre efekty. Niekiedy brakuje im jednak znajomości współczesnej Warszawy.

Jeden z autorów (s. 155) napisał np., że ktoś tam „wynajął pomieszczenia w budynku położonym na rogu ul. Długiej i Świętojerskiej …”. Takiego narożnika nie ma i nigdy nie było, bo ulice są równoległe. To jednak drobiazg. Mnie szczególnie zainteresował tekst Przemysława Piechockiego pt.: Czy istnieją dobre i złe miejsca w Warszawie? Waloryzacja przestrzeni stolicy przez jej mieszkańców (s. 229-240). Autor, opierając się m. in. na badaniach statystycznych, stawia tezę o znacznym zróżnicowaniu dzielnic w ocenie mieszkańców stolicy.  Teza nie jest nowa i każdy w Warszawie ma preferencje w tym  zakresie. Interesujące jest jednak, że Autor  opierając się na wspomnianych badaniach oraz literaturze w kilku miejscach twierdzi o skrajnie  różnej  ocenie dzielnic na lewym (warszawskim) i prawym (praskim) brzegu Wisły. Na s. 232 napisał: „ W badaniach postrzegania obszarów Warszawy przez jej mieszkańców prawobrzeżna część została oceniona negatywnie”. Nieco dalej na tej samej stronie: „Wisła tworzy […] w Warszawie psychiczną barierę nie do pokonania i pewnie wiele jeszcze czasu upłynie, zanim ten przepołowiony świat scali się razem”. Trochę dalej (s. 237): „ jednoznacznie negatywnie wartościowana jest praska część Warszawy. We wszystkich dzielnicach mieszkańcy jako złe miejsce wymieniali Pragę, niezależnie od tego, czy mieszkali po prawej, czy po lewej stronie Wisły”. W podsumowaniu stwierdził (s. 239): „Wyniki pokazują także, że Wisła w dalszym ciągu stanowi ogromną barierę. Dysproporcja między prawobrzeżną i lewobrzeżną Warszawą wciąż jest wyraźnie zaznaczona. Warszawiacy nieodmiennie uważają obszar praski za miejsce złe, co może stanowić przeszkodę dla prawidłowego funkcjonowania tej części miasta”.

Wychowałem się na Grochowie, przez lata mieszkałem na Powiślu, a od 1980 r. na Ursynowie.  Uważam, że jest to doświadczenie życiowe upoważniające do pewnych uogólnień.  Nie dziwią mnie więc wnioski  Przemysława Piechockiego, bo tak było od zawsze. To były i są dwa światy, chociaż wiele robi się, aby zatrzeć te różnice. W ubiegłym roku byłem na spotkaniu w sali kina Praha, zorganizowanym przez władze stolicy, w cyklu konsultacji w sprawie strategii rozwoju miasta do 2030 r.  W dyskusji wystąpiło wielu naukowców, a także wielu przedstawicieli miejskiej administracji. Mówiono o rewaloryzacji Pragi, głównie Pragi Północ. Wskazywano przykłady przekształcania podwórek w miejsca przyjazne dla dzieci i młodzieży. Wymieniano kwoty przeznaczone na remonty praskich kamienic itd.  Niezrównany obserwator i erudyta Olgierd Budrewicz, wiele lat temu, bo w 1964 r., napisał i wydal drukiem  bedeker Praga.  Przejaskrawiał, ale niektóre jego opisy – być może – aktualne są do dnia dzisiejszego. Opisując rejon Targowej i Ząbkowskiej napisał m. in.: „W tej trędowatej okolicy istnieją całe bloki domów, gdzie nikt nie pracuje. Całe kamienice, gdzie nie ma ani jednej rodziny, w której chociaż jedna osoba nie byłaby już kiedyś karana”.  No cóż, przez ostatnie pół wieku wiele się zmieniło, ale Praga jest nadal Pragą. Moja znajoma artystka-malarka w latach 90. XX w. otrzymała pracownię w nowym bloku pomiędzy Targową i Jagiellońską. Bardzo szybko doszła do wniosku, iż nie ma sensu zamykanie drzwi na klucz, bo ich naprawa i wymiana zamków jest zbyt kosztowna. Przytaczam te opowieści, aby przekonać Czytelników, iż Praga wymaga zastosowania działań nadzwyczajnych, a nie makijażu, jak ma to miejsce od wielu lat.

Prowadzone przekształcenia  w rejonie dawnej dzielnicy Praga – Śródmieście są konieczne, ale daleko niewystarczające. Przed laty, w czasach prezydentury Marcina Święcickiego, powstał projekt zatytułowany:  7 priorytetów Warszawy.  Projekt zakładał ukształtowanie nowego centrum stolicy w formie trójkąta, którego jeden z wierzchołków miał znajdować się na Pradze.  Oczywiście, z projektu nic nie wyszło, ale  był on bodajże pierwszym, w który zakładano jakościowe zrównoważenie obu brzegów Wisły.

Zastanawiając się nad fenomenem Pragi, doszedłem do wniosku, że jak długo na prawym brzegu Wisły nie będzie siedzib ministerstw i innych urzędów centralnych, tak długo – w praktyce – Praga nie będzie częścią stolicy. Proszę zauważyć, że pomijając okres pierwszych lat powojennych, gdy siedzibą władz był ogromny budynek DOKP przy Targowej, władze naszego państwa, jak ognia unikają Pragi. Ironizując trochę można sobie wyobrazić, że minister, który miałby swoją siedzibę na praskim brzegu, przy stole obrad Rady Ministrów siedziałby na samym końcu.  W myśl tej filozofii, aby liczyć się w towarzystwie, trzeba mieć urząd w Alejach Ujazdowskich lub w najbliższym sąsiedztwie.

Uważam i jestem przekonany, że jest to w interesie zarówno stolicy, jak też Polski, aby zjednoczyć społeczeństwo obywatelskie Warszawy wokół pomysłu ulokowania na praskim brzegu Wisły przynajmniej jednego ministerstwa. Wydaje się, że powinno nim być Ministerstwo Obrony Narodowej, które obecnie zajmuje obiekty w Warszawie pod ok. 40 adresami.

W sierpniu 2004 r. warszawska prasa podała informację, iż resort obrony nosi się  z myślą wzniesienia kompleksu budynków, które umownie nazwano „Polskim Pentagonem”. Kompleks ten miałby pomieścić liczne instytucje MON rozsiane obecnie na terenie całego miasta. Nie zadecydowano  wówczas zarówno o budowie, jak też o lokalizacji obiektu, ale jako ewentualne miejsce jego wzniesienia  wymieniano  m. in. Bemowo  i Rembertów.

Koncepcja resortu obrony spotkała się wówczas z żywym zainteresowaniem organizacji społecznych, samorządowców oraz dużej grupy mieszkańców prawobrzeżnej Warszawy, którzy w lokalizacji kompleksu Ministerstwa Obrony Narodowej na prawym brzegu Wisły upatrywali i upatrują możliwości  rzeczywistej aktywizacji tej części miasta.

Praski brzeg Wisły, być może poza Saską Kępą, jest obszarem wymagającym  gruntownej rewitalizacji  i głębokich strukturalnych przekształceń, co byłoby działaniem na rzecz stworzenia jednolitego organizmu miejskiego na obydwu brzegach Wisły. Aby osiągnąć ten cel, prawy brzeg Wisły wymaga ogromnych nakładów finansowych, ale także zmiany stosunku rządzących do tej części miasta.

Mając to na względzie, grupa osób prywatnych oraz współpracujących organizacji i stowarzyszeń, wnioskowała o rozważenie możliwości lokalizacji „Polskiego Pentagonu” na terenie Rembertowa. Realizacja obiektu wraz z niezbędną strefą ochronną, obiektami towarzyszącymi oraz niezbędnym budownictwem mieszkaniowym – dałaby szansę na wręcz skokową zmianę obrazu nie tylko administracyjnej dzielnicy Rembertów, ale całej prawobrzeżnej Warszawy. Ulokowanie centrum logistycznego Ministerstwa Obrony Narodowej w Rembertowie byłoby swoistą nobilitacją całego praskiego brzegu Wisły, a przede wszystkim przełamaniem swoistego tabu, na skutek którego Praga od wieków jest traktowana jak gorsza część stolicy Rzeczypospolitej.

Atutami dzielnicy Rembertów są m. in.:

1. Duża ilość terenów niezagospodarowanych, a będących w większości we władaniu publicznych osób prawnych (Skarb Państwa, samorząd terytorialny),

2. Stosunkowo niewielka odległość od Śródmieścia, przy jednoczesnej możliwości stworzenia wyizolowanej strefy, w znacznej części położonej w obszarze leśnym,

3. Potencjalnie dobre skomunikowanie z centrum Warszawy, zwłaszcza po wybudowaniu projektowanych ciągów komunikacyjnych oraz modernizacji podmiejskich linii kolejowych

4. Lokalizacja w Rembertowie i jego okolicach ważnych obiektów resortu obrony, m. in. Akademii  Sztuki Wojennej, jednostki specjalnej itd.),

5. Patriotyczna i wojskowa tradycja tej okolicy

a) teren sąsiaduje z polem bitwy pod Olszynką Grochowską,

b) skrajem Rembertowa przechodziła w 1920 r. wewnętrzna linia obrony Warszawy,

c) przez Rembertów jeździł do (położonego po sąsiedzku) Sulejówka marszałek Józef Piłsudski, który wielokrotnie bywał w rembertowskich szkołach oficerskich,

d) przez pewien czas (w okresie międzywojennym) wykładowcą w Rembertowie był późniejszy prezydent Francji – Charles de Gaulle,

e) wykładowcą taktyki w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie  był gen. Antoni Chruściel „Monter” – faktyczny dowódca Powstania Warszawskiego, który w Rembertowie miał swój dom, a główna ulica tej dzielnicy nosi obecnie jego imię.

W pierwszych latach XXI w., kiedy powstał pomysł ulokowania „Polskiego Pentagonu” na praskim brzegu Wisły, memoriały w tej sprawie były szeroko kolportowane, a jednym z adresatów był ówczesny prezydent Warszawy – Lech Kaczyński. Chodziło o stworzenie społecznego lobby mającego na celu przekonanie resortu obrony do lokalizacji „Polskiego Pentagonu”  w rejonie Rembertowa.

Pomysłodawcy  byli głęboko przekonani, że lokalizacja nowego centrum MON na terenie dzielnicy Rembertów byłaby impulsem do fundamentalnych przeobrażeń przestrzennych, społecznych i cywilizacyjnych w zaniedbanej części prawobrzeżnej Warszawy, a jednocześnie dałaby resortowi obrony wspaniałą i rozwojową lokalizację, nawiązującą do niepodległościowej i patriotycznej tradycji tych terenów.

Pozwoliłem sobie przypomnieć Czytelnikom pomysł sprzed co najmniej dziesięciolecia, albowiem – moim zdaniem – Warszawa nie może być stolicą na jednym brzegu Wisły. Jeżeli Polska jest jednym z największych terytorialnie i ludnościowo państw Unii Europejskiej, to także nasza stolica powinna być równorzędnym  partnerem Paryża, Berlina, Rzymu i Madrytu. Tak może się stać, jeżeli nasze władze będą miały odwagę stawiać na wielkie i śmiałe rozwiązania przestrzenne, funkcjonalne i gospodarcze.  Z tego, co wiem i czego dowiedziałem się z  rozmów z zaprzyjaźnionymi oficerami WP, generalnie rzecz biorąc kadra nie życzy sobie przenosin do lasów pod Rembertowem. Mając miejsce pracy np. przy Krakowskim Przedmieściu róg Królewskiej, cały czas jest się  w centrum miasta i wśród ludzi. Obok jest ASP,  Uniwersytet i tłumy pięknych dziewcząt, a w Rembertowie – tylko wiewiórki. Jak długo tego typu argumentacja będzie przyjmowana za dobrą monetę, tak długo na praskim brzegu Wisły niewiele się zmieni!

Wróć