Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ursynowski wieczór autorski Marii Konwickiej

20-11-2019 21:42 | Autor: Bogusław Lasocki
Spotkanie autorskie z Marią Konwicką, realizowane w ramach "Tygodnia Seniora na Ursynowie", zapowiadało się atrakcyjnie. Prezentowane książki to wydane w 2019 roku "Byli sobie raz" oraz wydana w tym samym roku książka Tadeusza Konwickiego "Iwan Konwicki z domu Iwaszkiewicz" - będąca biografią chyba najsłynniejszego kociego celebryty, z posłowiem Marii Konwickiej i wstępem Ludwiki Włodek - prawnuczki Jarosława Iwaszkiewicza.

Już same zapowiedzi przed spotkaniem sugerowały możliwość usłyszenia ciekawostek i różnorodnych smaczków, związanych z artystycznym środowiskiem twórczym lat siedemdziesiątych i późniejszych ubiegłego wieku.

Przewijające się znamienite nazwiska pisarzy, aktorów, reżyserów, wplecione w realia rodzinne i towarzyskie Tadeusza Konwickiego i córki Marii stanowiły magnes dodatkowy. Nic więc dziwnego, że w gościnnej Ursynotece - Wypożyczalni nr 139 przy al. KEN 21, wszystkie miejsca, również stojące, były zajęte.

"Byli sobie raz" jest wielowątkową, wspomnieniową opowieścią nie tylko o kręgu bliskich Marii Konwickiej - rodzinach Leniców i Konwickich. Poczesne miejsce zajmują prawdziwi przyjaciele, jak Elżbieta Czyżewska, polscy emigranci w USA. Przewijają się wątki o marzeniach, ideałach, przyjaźni, mało lub całkiem nieznane współczesnemu młodemu pokoleniu, jakby nie z tego świata.

Maria Konwicka jest w Polsce już blisko 10 lat, po trzydziestoletniej emigracji do USA z własnego wyboru. To córka Tadeusza Konwickiego, autora nie tylko "Małej apokalipsy", fundamentalnej powieści tzw. drugiego obiegu, osadzonej w realiach upadającego okresu gierkowskiego, zawierająca ponure wizje życia w nadchodzącym, bliskim już okresie, zwanym później "stanem wojennym". I również z tego okresu - twórca powieści "Kalendarz i klepsydra" czy "Kompleks polski", wśród dorobku kilkudziesięciu innych utworów literackich. To córka Danuty Konwickiej, znakomitej ilustratorki książek, zwłaszcza dla dzieci, wnuczka znanego malarza Alfreda Lenicy i siostra artysty plastyka Jana Lenicy.

Zaskakujący był niespodziewany wyjazd przyszłej pisarki. Ukończone studia w Akademii Sztuk Pięknych i ... skok od razu na głęboką wodę. - To był taki dziwny okres końca lat 70 -tych - opowiada Maria Konwicka. - Ojciec już sobie kombinował, że będzie wydawał w drugim obiegu. Wydawało mi się, że z takim artystycznym zawodem będę miała tu problemy, że będą się na mnie mścić... Zresztą ja zawsze byłam pionierką, w działania, w ruchach społecznych. Moje koleżanki, będące w moim wieku, zawsze się śmiały, że ja sama jestem, nie mam dzieci, męża. A teraz wszystkie one mają dzieci około czterdziestki i są same - mówiła Maria Konwicka.

Bogate, często trudne życie w USA, ciężka praca i wsparcie przyjaciół, w szczególności wybitnej aktorki Elżbiety Czyżewskiej. "Tylko z Czyżewską mogłam prowadzić renesansowe rozmowy o religii, teatrze, historii, sztuce, nauce i tak dalej ... Złośliwcy mówili, że uciekamy od życia. Być może uciekałyśmy, ale od prozy życia. Mój wyrozumiały ojciec podarował nam skórzane góralskie kapcie, żeby było nam wygodniej filozofować" pisze autorka "Byli sobie raz". A po latach Konwicka odwdzięczy się w piękny sposób Elżbiecie Czyżewskiej, prezentując ją - we współpracy z Kingą Dębską - w dokumentalnym filmie "Aktorka".

Przyszedł rok 2010, powrót Konwickiej do Polski. "I co tu będziesz robić?" - zapytał Marię z dezaprobatą Tadeusz Konwicki. Dom rodzinny, mieszkanie, opustoszało. Przed rokiem odeszła młodsza siostra Anna, a jeszcze wcześniej matka Danuta Konwicka. Ojcu z najbliższych została już tylko ona. Przebywała z nim aż do śmierci w 2015 roku. Po odejściu ojca Maria, porządkując rodzinne archiwum, próbuje poukładać strzępy wspomnień z dzieciństwa w powojennej Polsce. Odtwarza burzliwe losy dwóch artystycznych rodzin – Leniców i Konwickich. Jak echo powraca w jej opowieści obraz warszawskiego środowiska artystycznego i słynnego stolika w „Czytelniku”, przy którym zasiadali Konwicki, Holoubek i Łapicki. Wspomina przyjaciół pisarzy, szeroko opowiada jak Elżbieta Czyżewska pomagała jej zadomowić się w Nowym Jorku. Wraca pamięcią do przyjaźni ojca z Morgensternami, Dziewońskimi, Tyrmandem, Wajdą…  Wątki się przenikają, czasem gubią, ale to nic. Ta powieść pełna jest życia.

W tle, ale zawsze na widocznym miejscu, pojawia się kot Iwan. Był niezwykle dominujący, pan u siebie, koci celebryta. Właśnie o nim jest opowieść „Iwan Konwicki, z domu Iwaszkiewicz. Biografia” . Kot tak wybitny, że doczekał się biografii samego Tadeusza Konwickiego. Pełen charakteru, czasem złośliwy, ale zarazem wrażliwy. Stał się pełnoprawnym członkiem rodziny Konwickich, przez osiemnaście lat zamieszkałym w ich mieszkaniu przy ulicy Górskiego w Warszawie. „Ja się o niego troszczyłem, a on się troszczył o mnie. Jakaś jego obecność nadal trwa. I w tym nie ma żadnej bujdy”. Kultowe teksty Tadeusza Konwickiego i ilustracje Danuty Konwickiej tworzą oryginalną książkę, kocią książkę Iwana.

I jeszcze mistyka. Też w tle, ale wszechobecna u Konwickiej, jakby w innym wymiarze. Pisarka opowiadała, jak kot Iwan , zaprzyjaźniony ze Stanisławem Dygatem, odczuwał jego śmierć. Jeszcze przez wiele tygodni później, leżąc wieczorem na swoim legowisku pod kaloryferem, niespodziewanie zrywał się, prychał, robił "koci grzbiet" wpatrując się w głąb ciemnego korytarza. Po chwili się uspokajał. Nikogo tam nie było, ale Iwan widział.

Pora więc na mistykę, zawsze ważną dla Marii Konwickiej. Rodzinne archiwum uporządkowane, sprawy w zasadzie opisane w "Byli sobie raz". I właśnie podczas wieczoru w Ursynotece Maria Konwicka zapowiedziała nową książkę, o której myśli i zapewne napisze. Książkę poświęconą metafizyce.

- Dlaczego metafizyka, czy ma Pani już jakąś wizję tej książki? - pytam Marię Konwicką. - W starożytności znano dużo więcej na temat świadomości - opowiada pisarka. - To takie rzeczy umowne. "Meta" to znaczy, że uczeni się tym nie zajmują. Ale to była nauka i wiedza tylko dla wtajemniczonych. Byłoby to niebezpieczne, że wszyscy znali te szczegóły. Tak jak teraz nie wszyscy muszą wiedzieć, jak się robi bombę. Ale w starożytności nie było tu wątpliwości. Na przykład w moim ukochanym starożytnym Egipcie nie było słowa 'wizja', bo wszystko było duchowością i podporządkowane duchowości. Sposób w jaki się siedzi, wszystko było symetryczne, wszystko musiało być uporządkowane. Dla nich porządek był celem, do którego dążyli. Chaos był złem, porządek był dobrem. Rzeczy, do których teraz dochodzimy, wtedy były dobrze znane. Na przykład Nikola Tesla, geniusz, ojciec nauki XXI wieku, który pracował naukowo po 20 godzin na dobę, bez rodziny, przyjaciół - podczas wizyty w USA hinduskiego mistyka Swami Vivekanandy, poświęcił swój czas na słuchanie jego wykładów i nauk. Tesla stwierdził, że to nie jest religia, to jest nauka, nauka do której my mamy dążyć. Obecnie mamy naukę, ale nie mamy tej podstawy moralnej, duchowej, jaką mieli Egipcjanie. Dla nauki torturujemy zwierzęta i wyśmiewamy się z barbarzyńców z Egiptu. Oni nie byli barbarzyńcami, wiedzieli, że zwierzęta mają taką samą duszę, tylko my mamy jeszcze parę więcej elementów - mówiła Maria Konwicka.

No cóż, z punktu widzenia materializmu i racjonalistycznego (?) spojrzenia naszych czasów, poglądy oryginalne i dla większości jakby z innej planety. Ale czy na pewno? W sumie w otoczeniu pisarki był mistyczny ale żyjący kot Iwan. Nikola Tesla też miał kota Maczka. Poczekajmy na nową książkę Marii Konwickiej, zobaczymy.

Wróć