Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Umiesz liczyć, nie licz na mnie...

05-10-2022 21:00 | Autor: Maciej Petruczenko
Podstawowe pojęcia w księgowości: „ma” i „winien” nieco inaczej są rozumiane w życiu codziennym, a inaczej w banku. Najlepiej więc posługiwać się w tych kategoriach młodzieżowym żartem. – Tata, daj mi tysiąc złotych. – Mogę ci tylko dać pięćset, synku. – To daj pięćset, drugie pięćset będziesz mi winien.

Nie wiem, czy na tej zasadzie premier Mateusz Morawiecki nie będzie rozmawiać z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem o wypłaceniu Polsce reparacji, należnych za szkody poniesione przez nas w następstwie wywołanej przez naszych zachodnich sąsiadów drugiej wojny światowej. W latach 60-tych osobiście odkrywałem bestialskie działania Niemców, dorabiając jako student w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Może – zanim wycycka się od potomków Adolfa żądaną sumę ponad 6 bilionów złotych – Morawieckiemu wystarczą na razie jakieś miliardy. Bo przecież bezprawie, jakiego dopuszczają się jego partia i rząd, sprawia, że na poziomie miliardów zablokowała nam kasę Unia Europejska. I ewentualne sypnięcie groszem ze strony niemieckiej byłoby dla Polski jak znalazł.

Oczywiście, na początek można rozwiązać stosunkowo proste problemy. Jak wiadomo, złośliwi Niemcy już dawno żartowali sobie zawołaniem: „Odwiedzajmy jak najczęściej Polskę, nasze mercedesy już tam są!” Była to, rzecz prosta, aluzja do samochodów, które polscy spryciarze w Niemczech ukradli. Na szczęście Polakom też nie brakuje poczucia humoru i powiadali: „Rodacy, odwiedzajmy jak najchętniej Niemcy! Dzieła sztuki naszych dziadków już tam są!” O ile dobrze rozumiem, Scholz – ustami pani minister spraw zagranicznych – wyjaśnił jej polskiemu odpowiednikowi: umiesz liczyć, nie licz na mnie.

Wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy o wiele pilniejsze powinno być zawołanie: „Odwiedzajcie Rosję, zanim Rosja odwiedzi was...” A w tym kraju, w którym Putin zmusza coraz liczniej mobilizowane kadry do napadania na bratni naród ukraiński, wiele osób marzy już o powrocie działającego za carskich czasów kaznodziei, wróżbity i jasnowidza Rasputina, który – niestety – nie był w stanie żyć wiecznie.

A kontynuując wątek „winien – ma”, pozwolę sobie zauważyć, że rząd wymaga od samorządów wypełnienia wielu skomplikowanych i bardzo kosztownych zadań, jednocześnie jednak nie zapewnia odpowiednich pieniędzy. Jeden z prominentów obecnej władzy już nieopatrznie zdradził się z tym, że brak dostatecznych funduszy nie będzie usprawiedliwieniem dla wybranych legalnie samorządowców. Jeśli wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast nie zrealizują społecznych celów, wyrzuci się ich na zbity pysk i wprowadzi zarząd komisaryczny. No cóż, w stanie wojennym, zarządzonym pod dyrekcją gen. Wojciecha Jaruzelskiego, już przećwiczono ten wariant. Komisarze pojawili się w administracji wszelkich instytucji, jak kraj długi i szeroki. Jeden z takich komisarzy kazał przez telefon zablokować występ naszego znakomitego skoczka wzwyż Jacka Wszoły w mistrzostwach Europy w Atenach. Wielu innych powzięło równie skandaliczne decyzje.

Gdyby nastąpił nawrót do tego rodzaju manewrów, mielibyśmy ostateczną likwidację efektów solidarnościowej rewolucji lat osiemdziesiątych, która pozwoliła nam znaleźć się znowu w wolnej Europie. Zamiast rzeczywistej demokracji, zyskalibyśmy kolejną dyktaturę. Bo system partyjnej nomenklatury w wielu władzach państwowych już mamy. Za czasów stalinowskich „ludowa” władza wmawiała niedokształconym ciemniakom: nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera... Teraz obserwujemy coraz częściej podobny syndrom. Może najbardziej ośmieszającym tego wyrazem była wpadka ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, który tak się orientował w sprawach międzynarodowych, że chcąc zapewne wymienić nazwę St. Kitts&Nevis, poinformował dziennikarzy o spotkaniu z ministrem... nieistniejącego państwa „San Escobar”. Miało to być pierwsze spotkanie w historii polskiej dyplomacji, ale po prawdzie publiczność dowiedziała się przy tej okazji, jak wielki ignorant pełni u nas odpowiedzialną funkcję ministra.

Obecnie niemal cała Polska miota się w poszukiwaniu materiałów, którymi będzie można ogrzać dom, skoro wszystko wskazuje na to, że większość ciepłowni nie dostarczy nam czego trzeba chociażby z braku węgla. Dobry ojciec narodu, czyli pan prezydent Andrzej Duda już wcześniej uspokoił nas, że o węgiel nie mamy się co martwić, bo mamy w kraju złoża, które wystarczą na co najmniej 200 lat. A tu nagle okazuje się, że może nie wystarczyć do... końca roku.

Jeśli chodzi o Niemców i krzywdy, jakie poprzez drugą wojnę światową wyrządzili obywatelom RP: Polakom, Żydom, Cyganom oraz przedstawicielom innych nacji – sam zawsze będę żądać nie tylko moralnego zadośćuczynienia. Jeśli chodzi zaś o zadośćuczynienie prawne i finansowe, to sprawa się komplikuje z wielu względów, a rząd polski wybrał na złożenie odpowiedniej noty dyplomatycznej bodaj najgorszy moment. Nie tylko dlatego, że druga wojna światowa odeszła już w siną dal, lecz również z powodu coraz bardziej dramatycznych bieżących wydarzeń: rosyjskiej napaści na Ukrainę, ogromnych komplikacji z surowcami energetycznymi, a nawet utrudnień w produkcji samochodów w związku z brakiem podzespołów elektronicznych. A przecież oprócz tego mamy wciąż nieposkromioną pandemię kolejnych odmian koronawirusa i postępującą suszę w Europie. W tych warunkach sąsiedzka jedność jest po prostu warunkiem sine qua non wyjścia z wielowarstwowego kryzysu, w jakim nasz kontynent znalazł się po raz pierwszy od wybuchu drugiej wojny światowej. To nie czas na pojedyncze rachunki krzywd. Tupanie małego dziecka nie zmusi starszych osób do spełnienia jego wszystkich życzeń. Ale kto to państwowym decydentom wytłumaczy?

Wróć