Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Tu przekaz masowy, tam – musowy...

26-01-2022 20:40 | Autor: Maciej Petruczenko
W tym roku wzruszyłem się wyjątkowo z okazji Dnia Środków Masowego Przekazu, przypadającego 24 stycznia. Dziś nie używa się już tego staromodnego terminu, całkowicie wypartego przez niezbyt precyzyjne określenie – „media”. A szkoda, bo przecież w latach 70-tych ubiegłego wieku poczytna i bardzo lubiana gazeta „Express Wieczorny” sugerowała stosowanie o wiele trafniejszego słowa „publikatory”.

Byłem zwolennikiem upowszechnienia tej nazwy i chcąc pomóc w jej popularyzacji, założyłem dziennikarską drużynę futbolową FC Publikator, która poprzez rozgrywanie wielu meczów, opisywanych w „Przeglądzie Sportowym”, zyskała ogólnopolski rozgłos. No cóż, tak jak pieniądz gorszy wypiera zawsze pieniądz lepszy, tak i publikatora wyparło „medium” , przed wojną kojarzące się przede wszystkim z seansami spirytystycznymi. W trakcie takiego seansu medium wpada w trans, pozwalający na wywołanie zjawisk nadprzyrodzonych. We współczesnym wydaniu nie jest to jednak zabawa w stylu rozegzaltowanej i zepsutej do szpiku kości sanacyjnej burżuazji, tylko traktowane całkiem serio próby wypędzenia z kogoś złego ducha przez licencjonowanych kościelnie egzorcystów.

Egzorcyzmy w dzisiejszym wydaniu mają stosunkowo niewinny charakter, jakkolwiek trudno zaprzeczyć, że w wielu wypadkach nawiedzenie przez Szatana myli się ze zwykłą chorobą psychiczną. Parę wieków temu wybranych osobników, zwłaszcza kobiety, Kościół oskarżał o czary. Jeśli oskarżone nie przyznawały się do winy, zmuszano je do odpowiednich zeznań za pomocą tortur. Niektórym z „wiedźm”, wykazujących skruchę po niewyobrażalnych mękach, łagodzono karę. Najpierw szły... na ścięcie, a dopiero potem palono zwłoki wspólniczek diabła. Wedle oficjalnych źródeł, ostatnią „czarownicą” spaloną na na ziemiach polskich był Barbara Zdunk, która w roku 1811 poszła na stos w warmińskim Reszlu.

Tradycja wynajdowania czarownic bynajmniej jednak w Polsce nie ustała. Całkiem niedawno wszak, bo w roku 2007 – jak słusznie doniósł opinii publicznej chociażby tygodnik „Wprost” pod redaktorem naczelnym Stanisławem Janeckim – po wielu latach przerwy czarownicę odnalazł w naszym pięknym kraju nieoceniony redemptorysta toruński – sławny „ojciec” Tadeusz Rydzyk. Pod adresem małżonki prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego skierował on ponoć następujące słowa: „Prezydentowa to czarownica, która powinna się poddać eutanazji. Prezydent to oszust ulegający lobby żydowskiemu.” Gdy się przypomni aż takie spostponowanie Pierwszej Damy i głowy państwa, można zrozumieć, dlaczego nazwanie obecnego prezydenta Andrzeja Dudy „debilem” sąd uznał za rodzaj dopuszczalnej krytyki...

Znieważenia Marii i Lecha Kaczyńskich suto dofinansowywany przez państwo obywatel Rydzyk dokonał na antenie kierowanego przez się środka masowego przekazu – Radia Maryja, które bodaj najlepiej słychać nie tylko w naszym kraju. Podobno jest to efekt korzystania potężnych nadajników na... Uralu, co Rydzyk miał załatwić w 1997 roku, podpisując umowę z Głównym Centrum Zarządzania Sieciami Radiofonii Ministerstwa Łączności Rosji. Wynikałoby z tego, że gdyby Władymir Putin zechciał zająć Polskę, tak jak parę lat temu zajął należący nominalnie do Ukrainy Krym, bardzo mocny środek przekazu miałby u nas od razu do dyspozycji.

W minionym 30-leciu obraz polskich mass mediów ukształtował się bardzo ciekawie, zarówno od strony technicznej, jak i politycznej. W zasadzie każde stronnictwo zyskało swoją tubę i z punktu widzenia demokracji było to dobre rozwiązanie. Obecnie sytuacja uległa radykalnej zmianie, bo pod naciskiem władzy państwowej próbuje się przywracać medialny aparat na wzór PRL. Środki masowego przekazu stają się w tych warunkach środkami musowego przekazu, albo – mówiąc otwarcie – środkami przykazu. W ostatnim czasie mnożą się marsze protestacyjne różnych grupa społeczeństwa przeciwko rozwiązaniom prawnym pod gust prezesa Polski Jarosława Kaczyńskiego. Gwałtownie wzrasta liczba zakazów i nakazów. W tych dniach wiceminister sprawiedliwości postanowił wesprzeć wysiłki próbującego uwstecznić edukację polskiej młodzieży innego ministra – Przemysława Czarnka. No i zaproponował, żeby dyrektorów szkół, nierespektujących czarnkowidztwa, wtrącać na wiele lat do więzienia. Podobne rozwiązania przyjęto już w sprawach związanych z aborcją, co wywołało gwałtowne protesty młodzieży. Od byłego wicepremiera Jarosława Gowina dowiadujemy się dziś, że w kręgach władzy byli tacy, co chcieli nasłać na protestującą dzieciarnię wojsko, ale jakoś to szaleństwo zdołano powstrzymać. Żeby więc stłumić nagłośnienie przejawów społecznego oporu, władza zaatakowała nieprzyjmującą postawy uległości telewizję TVN, której byt musiał ratować rząd Stanów Zjednoczonych.

Gdziekolwiek się rozejrzeć w kraju, wszędzie widać coraz wyraźniejsze przejawy narastającej dyktatury. Jak na ironię, są jednak media, które – wbrew wspomnianym demonstracjom ze strony społeczeństwa – ogłaszają Jarosława K. „Człowiekiem Wolności”. Ja bym się z tym nawet zgodził, gdyby zamiast słowa „wolność” posłużyć się terminem „dowolność”. Bo przecież jawne łamanie trójpodziału władzy jest taką dowolnością właśnie.

Do tego wszystkiego doszła przekraczająca granice wyobraźni inwigilacja obywateli poprzez infiltrację telefonów, na co pozwala izraelski system Pegasus. Wizja państwa totalitarnego, zasygnalizowana kiedyś przez George'a Orwella w powieści „Rok 1984”, zaczyna się u nas sprawdzać. Działania Wielkiego Brata odczuwamy coraz bardziej. Zbiegiem okoliczności w Warszawie wyrósł swoisty pomnik owej inwigilacji. Jacyś plastycy już dawno postawili przed Sądem Najwyższym modele Pegasusa (Pegaza), konia ze skrzydłami, który przestaje być w Polsce oznaką duchowego natchnienia, stając się symbolem ucisku. Ciekaw jestem, jak długo te figury jeszcze postoją...

Wróć