Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Trzeba mieć zdrowie, żeby chorować...

19-08-2015 17:20 | Autor: Mirosław Miroński
Jako zwykły obywatel, bez koneksji w służbie zdrowia korzystam od czasu do czasu ze świadczeń tejże, będącej częścią systemu opieki zdrowotnej w Polsce. System ten, jak wiadomo, tworzy zespół osób i instytucji, które mają nam tę opiekę zagwarantować...

Zaliczając się do szeroko rozumianej „ludności” i mając ubezpieczenie zdrowotne, śmiało ruszam na spotkania z ww. służbą, a właściwie z jej przedstawicielami. Już poczynając od okienka, w którym dokonuje się rejestracji pacjentów, czyli mówiąc zwyczajnie zapisuje się do któregoś z lekarzy, nabieram respektu dla systemu. Okazuje się bowiem, że wizyta u lekarza pierwszego kontaktu to nie taka prosta sprawa, a spotkanie ze specjalistą w bieżącym roku nie jest możliwe. Zapisy na następny rok będą w grudniu. Trzeba dzwonić dowiadywać się – słyszę. Od razu przychodzą mi, laikowi, różne pomysły, jak można małym kosztem system poprawić. Ale od tego są inni, mądrzejsi, biorący za to pieniądze i to zwykle niemałe.  

Na osłodę okazuje się, że lekarz pierwszego kontaktu wcale nie jest tak oblężony przez pacjentów, jak wynikało z zapewnień pań dokonujących rejestracji. Zresztą, trudno mieć pretensje do lekarzy, którzy są obarczeni całą listą obowiązków biurokratycznych, a w związku z tym znaczną część czasu – zamiast pacjentowi – poświęcają na sprawdzanie, czy aby nie popełniają przestępstwa wypisując lek z refundacją, który jest refundowany tylko w przypadku niektórych schorzeń, lub tylko w określonym czasie.

Może ktoś odpowiedzialny za ochronę zdrowia w Polsce wyjaśni ludziom chorym, dlaczego drogi lek (którego nazwy nie wymienię z określonych przyczyn), stosowany w wielu schorzeniach m. in. przy zakrzepicy żył głębokich jest refundowany, a w przypadku migotania przedsionków, które zagraża życiu i często prowadzi do udaru mózgu, już nie jest. Czy to próba wartościowania obywateli, czy decydentom tak po prostu wyszło.

Ale i tak jest dobrze, jak mówił Nalberczak w słynnym monologu o dobrym dojeździe do pracy. Nie zdążał na autobus, który i tak się nie zatrzymywał, bo był przepełniony. Otóż 60 tabletek wspomnianego leku bez refundacji można kupić o około 30 złotych taniej niż takich samych tabletek po refundacji. Trudno to zrozumieć? No właśnie. Można zapytać, po co w takim razie ta cała refundacja?. I kto za takie i inne sytuacje w czymś, co nazywa się systemem zdrowia, odpowiada? Jak dotąd chyba nikt, bo byłego ministra zdrowia Bartosza A. odwołano za coś całkiem innego niż decyzje dotyczące resortu, za który był odpowiedzialny. 

Warto przypomnieć, że głównym źródłem finansowania systemu jest ubezpieczenie zdrowotne w NFZ. Obywatele obciążeni są obowiązkową składką ubezpieczeniową stanowiącą 9% dochodów osobistych (7,75% odliczane jest od podatku dochodowego, zaś 1,25% pokrywa ubezpieczony), która odprowadzana jest do instytucji ubezpieczenia zdrowotnego (NFZ).

Wróć