Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

To coś nie jest żadnym bazarkiem!

12-10-2022 21:10 | Autor: Piotr Karczewski
Powstał nowy projekt targowiska nad Południową Obwodnicą Warszawy. Nie ma nic wspólnego z wolą mieszkańców, bo ci wyrazili się jasno i to w konsultacjach organizowanych przez urząd dzielnicy: chcą powrotu Bazarku na Dołku w miejsce jego dawnej lokalizacji. A nie czegoś, na czym nie da się ani handlować, ani kupować.

Burmistrz na Facebooku napisał: „ursynowski bazarek odzyska drugie życie. […] Zgodnie z wolą mieszkańców targowisko zostanie odtworzone w swojej historycznej lokalizacji, ale w formie ucywilizowanej, zielonej (ponad 100 drzew) i na mniejszej powierzchni.”

Po pierwsze, bazarek nie musi zyskiwać drugiego życia, bo żyje – tysiącami klientów. U zbiegu al. KEN i ul. Płaskowickiej. To Bazarek na Dołku. Ten sam, który czasowo przeniósł się w obecną lokalizację, by potem wrócić na swoje dawne miejsce.

Po drugie, nie taka była wola mieszkańców. W organizowanych przez miasto konsultacjach społecznych oraz w konsultacjach społecznych organizowanych przez społeczność Bazarku na Dołku powiedzieli właśnie: chcemy powrotu Bazarku na Dołku w pierwotne miejsce. Nie jakiegoś bazarku, tylko tego! Przypomnę, że w pierwotnej lokalizacji Bazarek miał 415 miejsc handlowych. Burmistrz proponuje w swoim projekcie 44 miejsca – jak widać wbrew woli mieszkańców. Przecież mieszkańcy nigdy nie postulowali, by bazarek zredukować o 90 procent. Wręcz przeciwnie – chcieli, by był większy niż jest.

Po trzecie, burmistrz pisze o formie ucywilizowanej. Błonie mają nowocześnie zaprojektowany bazarek o charakterze open space, a nam na Ursynowie proponuje się budy, które niewiele różnią się od sławetnych szczęk z czasów rodzącego się w Polsce kapitalizmu. Budy wśród drzew wcale nie oznaczają cywilizacji, a jedynie bezsilność koncepcyjną. To dlatego w projekcie pana burmistrza powstała przestrzeń, która nie może być wykorzystana w dni niehandlowe i wygląda tak, jakby dziecko bawiło się programem do projektowania: tu postawię drzewko, tu daszek, a tu ławeczkę dla misia. Niech burmistrz nie dziwi się i nie obraża, że mieszkańcy zaczęli ten projekt nazywać ironicznie „bazarkiem dla filatelistów”. Wszak w swych wypowiedziach wysyła zaproszenie dla filatelistów i numizmatyków. Jeśli dobrze odczytuję intencje burmistrza, im akurat 44 stanowiska wystarczą. Ale tak wielkiej dzielnicy, jak Ursynów, nie wystarczą. Bo Ursynów chce kupować na bazarku warzywa, a nie wyłącznie wymieniać się znaczkami. Nie można projektować bazarku pod małą grupę hobbystów, zapominając o docelowej, gigantycznej grupie mieszkańców, którzy chcą kupować na Bazarku Na Dołku.

Wydano 160 tys. zł na projekt targowiska, który w żaden sposób nie był konsultowany ani z mieszkańcami, ani z kupcami. Nie przewiduje także prawdziwego handlu, nie tylko ze względu na mikroskopijną liczbę miejsc. Zawiera bowiem w sobie kardynalne błędy:

– brak możliwości dojazdu samochodem dostawczym do miejsca handlowego, by wyładować towar.

– brak możliwości zaparkowania pojazdu dostawczego, by donosić pojedyncze partie towaru.

– brak dostatecznej przestrzeni, by wyeksponować towar, np. kilkadziesiąt rodzajów warzyw i owoców, by klient wiedział, co ma do wyboru. Przewidziane stoły z daszkiem zmieszczą zaledwie kilka klaserów ze znaczkami, a nie chociażby kilka odmian jabłek.

– brak ochrony przed śniegiem czy deszczem tak dla kupców, jak i dla klientów, bo budy mają zbyt skromne dachy. Prawda jest taka, że ktoś handlujący w takiej budzie najpierw owinie ścianki folią, potem ktoś inny mu zwróci uwagę, że to nieestetyczne, więc obije je blachą i mamy gotową szczękę z lat 90!

– brak przestrzeni do innych inicjatyw lokalnych. Z terenu tworzącego prostokąt, stworzono prawdziwy labirynt.

– Przewiduje się tam 34 miejsca parkingowe. Teraz Bazarek Na Dołku po drugiej stronie ul. Płaskowickiej ma ponad 70 miejsc parkingowych, a i tak trudno jest zaparkować.

By zrealizować swoją wizję „bazarku dla filatelistów”, próbuje się zakończyć życie Bazarku na Dołku. Nie przesadzam. Wszak w projekcie nie ma miejsca na targowisko, którego chcą mieszkańcy i potwierdzają ową chęć w każdy dzień targowy, odwiedzając tłumnie nie 44, ale wszystkie 184 miejsca handlowe Bazarku na Dołku. Z drugiej strony urząd dzielnicy zabiega o to, by w konsultowanym właśnie Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego w miejscu po dawnej pętli, czyli tam, gdzie teraz jesteśmy, nie można było niczym handlować. Burmistrz chce zafundować mieszkańcom urząd skarbowy lub sąd. By róg al. KEN i Płaskowickiej zasłynął ludzkimi dramatami lub przestępcami prowadzonymi w kajdankach do sądu.

Wróć