Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Szczepić albo nie szczepić…

08-12-2021 20:52 | Autor: Mirosław Miroński
Z racji zawodu często bywam na różnego rodzaju spotkaniach z udziałem dużej liczby osób. Dziesiątki, a nawet setki zaproszonych gości pojawiają się na nich w maseczkach, które jednak po jakimś czasie lądują w kieszeniach albo pod brodą. Podobnie jest z zachowaniem dystansu pomiędzy gośćmi. A dystans to drugi niezwykle ważny środek zapobiegawczy, który może uchronić nas przed zakażeniem covid-19. Wymieniam dwa czynniki, które mogą być skuteczne w obronie przed zarazą – pod warunkiem, że traktuje się je poważnie i pamięta o nich w każdej sytuacji bez wyjątków. Tak się jednak nie dzieje. Zresztą, trudno się temu dziwić, bo jak tu wznieść toast i wypić kieliszek wina w maseczce? Jak wręczyć kwiaty, okolicznościowy dyplom, czy medal np. od ministra kultury na odległość?

Wirus jest niewidoczny, więc łatwo o nim zapomnieć. Szczególnie w gronie przyjaciół czy znajomych. W towarzystwie rzadko ktoś myśli o przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa. Nawet jeśli temat pandemii pojawia się w rozmowach, to i tak szybko przestajemy dbać o to, co jej dotyczy, bo mamy inne ciekawsze sprawy.

Niedostrzeganie zagrożenie, jakim jest koronawirus, to jedno, a lekceważenie go to drugie. Warto pamiętać, że nikt z nas nie ma napisane na czole, że jest zdrowy, a tym bardziej, że jest chory. Zresztą wirusowi jest wszystko jedno, czy dana osoba informuje otoczenie o jego obecności, czy też nie. W ogóle jest mu wszystko jedno. Nie ma też żadnej presji, żeby się rozmnażać. Śmieszą mnie opinie, że wirusy mają swój rozum dlatego nie leży w ich interesie zabijanie nosiciela – organizmu który umożliwia im rozprzestrzenianie się i trwanie. One po prostu są. Chociaż nie mają rozumu, potrafią przetrwać. Złap mnie i podaj dalej – to zasada, która im to umożliwia, ale to my sami jesteśmy za to podawanie odpowiedzialni. Siłą wirusów jest to, że mają za sobą miliardy i więcej prób i błędów. Niektóre z mutacji, wariantów okazują się na nasze nieszczęście sukcesem wirusów. Dla nas to porażka, ale my też mamy swój arsenał defensywny, który pozwala nam przeciwstawiać się im z lepszym lub gorszym skutkiem.

Wszystkie wirusy, podobnie jak wszystko co żyje i potrafi się rozmnażać lub namnażać, to dzieło ewolucji. Ewolucja leży zaś u podstaw rozwoju. Wpadł na to półtora wieku temu Karol Darwin. Nie tylko na to wpadł, ale też zdefiniował najważniejsze procesy ewolucyjne. A to one właśnie odpowiadają za specyficzny wyścig zbrojeń, z którym właśnie mamy do czynienia w ostatnim czasie. Z jednej strony – białko zawierające podstawowe instrukcje dla organizmu, do którego przenika, z drugiej zaś strony najwyższa forma ewolucyjnego wyścigu – człowiek. Jako gatunek mamy ogromny potencjał umysłowy, ale też o ciało, które dla wirusów nie jest już tak mocnym przeciwnikiem jak umysł. To wyścig nauki z prawami natury i z prawami ewolucji. A ta, jak wiadomo preferuje organizmy najsilniejsze, najlepiej sobie radzące oraz wszystkie żywe formy najlepiej przystosowane do warunków środowiskowych. Dotyczy to również wirusów, które są formą pośrednią między materią nieożywioną a żywą.

Dzięki naszym możliwościom intelektualnym możemy wpływać na naturę. Chociaż, jak pokazują liczne przykłady, nie zawsze skutecznie. Udało nam się okiełznać wiele szkodliwych czynników dotyczących nas samych, zwierząt hodowlanych i dzikich. Potrafimy zmieniać genotyp zwierząt i roślin. Potrafimy wiele, ale nie wszystko. Paradoksem jest, że zwyciężamy w konfrontacji z wyspecjalizowanymi organizmami, a przegrywamy z tymi najprostszymi. Może mówienie o prostocie w wypadku wirusów nie jest trafne, bo przy całej swojej prostocie są one niezwykle skomplikowane. Mają wiele atutów po swojej stronie. Jednym z nich jest to, że mogą podejmować nieskończenie wiele prób. I robią to m. in. na nas. W dodatku są znacznie starsze niż gatunek ludzki.

Niedawno spotkałem sąsiadkę, u której po drugiej dawce szczepionki przeciw covid-19 wystąpiły efekty niepożądane w postaci zakrzepicy. Nie wdając się w szczegóły, stwierdziła, że z tego powodu nie może zaszczepić się trzecią dawką, przypominającą. To przypadek wyjątkowy. Nie spotkałem dotąd nikogo, kto po zaszczepieniu się miałby podobne problemy. Ale przyjmuję to do wiadomości. Nie wiem, czy zaistniały u niej inne czynniki, które sprzyjałyby wystąpieniu tego rodzaju niepożądanym komplikacjom. Jeśli nawet da się znaleźć związek z powikłaniami i szczepionką, to jest to sytuacja wyjątkowa. Powtarzam – znam setki, jeśli nie tysiące osób, które bezobjawowo przeszły trzykrotne szczepienia. To zdecydowanie świadczy na korzyść szczepień. Z kolei, w moim najbliższym i dalszym otoczeniu wiele osób zaszczepionych przeszło łagodnie zakażenie covidem-19. Znam też takich, którzy nie zdążyli się zaszczepić i już niestety ich nie ma. Smutne to, ale taka jest rzeczywistość. Rzeczywistość, na którą wciąż mamy wpływ. Porównajmy korzyści płynące ze szczepień i straty w przypadku ich odmowy.

Bilans mówi za siebie. Nie czekajmy aż politycy zdecydują za nas i przymuszą nas do przyjęcia szczepionki. Po prostu, dla własnego dobra i dobra innych – szczepmy się!

Wróć