Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Suplementy bez komplementów

18-01-2023 19:59 | Autor: Tadeusz Porębski
Właśnie dokonałem ważnego odkrycia. Otóż od lat zżymałem się na infantylny poziom emitowanych w telewizji reklam. Wkurzało mnie to, co ludzie o wyrafinowanym guście i smaku nazywają „chwila dla debila”. Miejsce akcji: klatka schodowa. Z windy wychodzi baba ze skwaszoną miną i zabiera się do otwierania kluczem drzwi mieszkania. Z lokalu naprzeciwko wychodzi druga baba. „Co się dzieje, pani sąsiadko? Źle się pani czuje?”. „Mam straszny dzień i nerwy w strzępach”. Baba numer dwa wyciąga z torebki pudełeczko i prezentuje je do kamery. „Proszę kupić „Antystres”, 30 tabletek kosztuje tylko 5 złotych”. Cięcie. Baby znów spotykają się na klatce schodowej. Baba numer jeden: „Strasznie dziękuję, pani sąsiadko. Znakomity środek, teraz zupełnie się nie denerwuję”. Krótki komentarz lektora z off. Cięcie. Proste jak konstrukcja cepa. Myślę sobie – co za pozbawiona wyobraźni miernota kręci taką reklamę? Co za infantylny typek?

Aliści ostatnio pisałem o wysypie w narodzie tak zwanych analfabetów wtórnych i funkcjonalnych. Z badań przeprowadzonych przez PISA i OECD wynika, iż aż 40 proc. Polaków nie rozumie tego, co czyta. Kolejne 30 proc. rodaków rozumie kierowany do nich przekaz, ale w niewielkim stopniu. Osoby dotknięte analfabetyzmem funkcjonalnym mają kłopot ze zrozumieniem instrukcji obsługi, ulotek dołączanych do leków, nie potrafią też wypełnić prostych druków urzędowych i formularzy. I właśnie po napisaniu ostatniego felietonu przyszło olśnienie. Twórcy reklam nie są bynajmniej pozbawionymi wyobraźni miernotami. Reklama jest bardzo dobrze przemyślana – ona ma być właśnie prosta niczym konstrukcja cepa, bo inaczej przytępione umysły 30-40 proc. odbiorców nie zrozumieją jej.

Z danych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wynika, iż od 1997 r. do 2015 r. liczba reklam z sektora tak zwanych produktów zdrowotnych i leków (w tym suplementów diety) wzrosła blisko dwudziestokrotnie (dzisiaj rynek suplementów diety wyceniany jest na ponad 6 mld złotych rocznie), podczas gdy ogólna liczba reklam tylko trzykrotnie. Wyliczyłem ostatnio, że na 10 emitowanych w telewizji reklam aż 6-7 to reklama suplementów. Większość Polaków nie odróżnia suplementu diety od leku, dlatego od niedawna po interwencji ustawodawcy podczas każdej prezentacji i reklamy środków spożywczych, które mają uzupełniać naszą dietę, pojawia się komunikat: „Suplement diety, nie ma właściwości leczniczych”. Nie ma właściwości leczniczych – warto zapamiętać ten komunikat. Nasilająca się i wyjątkowo agresywna kampania reklamowa producentów suplementów diety spowodowała, że Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt zmian w ustawie o środkach spożywczych, który właśnie trafił do konsultacji społecznych. W aptekach, sklepach, punktach zielarskich suplementy diety mają być odseparowane od leków i umieszczane w wydzielonych miejscach. Nazwa suplementu nie będzie mogła kojarzyć się z nazwą leku. Suplementu w reklamach nie będzie mógł zachwalać ani lekarz, ani podszywający się pod niego aktor. Ta bardzo pożyteczna inicjatywa legislacyjna to kolejny – po zaostrzeniu kodeksu karnego i ustawy o ruchu drogowym – plus dla rządzącego państwem PiS. Szkoda tylko, że Prezes i jego drużyna mają na koncie dużo więcej minusów, niż plusów.

Historia suplementów diety sięga czasów starożytnych. Odżyły one w USA w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku jako specyfiki dobre na wszystko i rzekomo powstrzymujące proces starzenia się ludzi. Jednak badania naukowe nawet w jednym procencie nie potwierdzają cudownych właściwości suplementów. Wartość rynku suplementów diety szacuje się dzisiaj na nie mniej niż 200 mld dolarów. Mało który konsument suplementów zdaje sobie sprawę z tego, że ich wyprodukowanie jest bajecznie proste. Produkcja może mieścić się dosłownie wszędzie, na przykład w domowej pralni bądź w garażu, o ile ma się do dyspozycji odpowiednią powierzchnię. Należy zainwestować kilkanaście tysięcy złotych w zakup maszyny do napełniania kapsułek oraz puste kapsułki i wkład do nich, czyli magnez pod postacią cytrynianu w proszku bądź chlorku magnezu. No i oczywiście w „cudowne” zioła w postaci suszu, czyli borówkę, dziurawiec, dziką różę. Ostatnio furorę robi Ashwagandha, cudowny środek na wiele schorzeń. To świetny chwyt marketingowy – egzotyczna, tajemniczo brzmiąca nazwa, pochodząca z Indyjskich Himalajów (Kaszmir + Ladakh). Każdy frajer to łyknie. Tylko jak sprawdzić, czy w danym suplemencie jest choć ćwierć grama tego cudownego korzenia? Ciężka sprawa, bo odkąd suplementy diety wprowadzono na polski rynek, są one poza wszelką kontrolą. Wystarczy zgłoszenie produktu w Głównym Inspektoracie Sanitarnym w Warszawie przy ul. Targowej 65, który jedynie je rejestruje, ale nie może kontrolować produkcji. I to by było na tyle. "Cudowny” środek kierowany jest do hurtowni i krótko potem ląduje w żołądku konsumenta.

Czym naprawdę różni się suplement diety od produktu medycznego, czyli leku? Między innymi właśnie tym, że leku nie da się wyprodukować w garażu, bo leki są pod ścisłym nadzorem organów państwa. Zanim lek trafi do sprzedaży, musi być zatwierdzony przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Leki, ich sprzedaż i stosowanie są też kontrolowane przez inspekcję farmaceutyczną. Te, które sprzedawane są bez recepty, mają stosowną informację na opakowaniu oraz numery pozwolenia na dopuszczenie do obrotu. Natomiast występujące w postaci tabletek, kapsułek lub syropów suplementy diety przypominają leki, ale nimi nie są. Leki produkuje się bowiem z surowców jakości farmaceutycznej, natomiast suplementy z surowców jakości spożywczej. Kilka lat temu inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli – po zakupie i zbadaniu kilkudziesięciu próbek suplementów – stwierdzili bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia konsumentów. W czterech z jedenastu badanych próbek probiotyków stwierdzono obecność szkodliwych szczepów drobnoustrojów, w tym obecność bakterii kałowych. Aż w 45 suplementach wykryto składniki mogące wykazywać właściwości alergenne i rakotwórcze, przyczyniać się do powstawania ropni, powodować zakażenia dróg oddechowych i moczowych, a nawet zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Raport Izby mówi m. in. o tym, że „rynek suplementów diety w Polsce należy ocenić jako obszar wysokiego ryzyka zdrowotnego, niedostatecznie nadzorowanego przez służby państwowe odpowiedzialne za bezpieczeństwo żywnościowe”. To brzmi groźnie.

Generalnie nie można pozwolić sobie na postawienie tezy, że suplementy diety są szkodliwe dla ludzkiego organizmu, choć ich przedawkowanie z pewnością szkodzi. Niemniej jednak, w jednym z preparatów na odchudzanie, zakupionych przez kontrolerów NIK, wykryto stymulanty podobne do amfetaminy. Zdaniem kontrolerów Izby, produkt ten zawierał składniki niebezpieczne dla ludzi, m. in. środek wymieniony w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Analizy dowodzą, że długotrwałe przyjmowanie suplementów diety daje mniej więcej taki sam rezultat, jak w przypadku przyjmowania placebo. Badania prof. Stephena Cunnane, światowej sławy uczonego z Katedry Farmakologii i Fizjologii kanadyjskiego Université de Sherbrooke, wykazały w sposób niezbity, że kluczem do spowolnienia procesu starzenia się nie jest kuracja suplementami. Dysfunkcje poznawcze związane z wiekiem są nierozerwalnie związane z różnicami w pobieraniu i stosowaniu tłuszczów dietetycznych, szczególnie Omega-3. Od ponad 30 lat profesor studiuje kwasy Omega-3 i odkrył stopniowe zmiany w sposobie, w jaki organizm starszego człowieka je wykorzystuje. Mózg jest bogato wyposażony w kwas dokozaheksanowy (DHA) i kwas tłuszczowy Omega-3, więc musi być nimi systematycznie wspierany. Szukajmy zatem serum Anti-aging nie na rynku suplementów diety, które de facto są czystą chemią, lecz na bazarkach i w sklepach rybnych. Pijmy każdego dnia przynajmniej jedną łyżkę stołową oleju lnianego, jedzmy w dużych ilościach śledzie i sardynki, a kogo stać – orzechy nerkowca, włoskie oraz avocado. Śledzie to jedne z najzdrowszych ryb, są bogatym źródłem potasu oraz bezcennych dla organizmu kwasów Omega-3. Ponadto jako jedyne zostały wyposażone przez naturę w swoistą blokadę, która powoduje, że nie pochłaniają metali ciężkich, takich jak na przykład rtęć.

Wróć