Na start halloweenowy autobus
Już na początek dużym „wow” stał się halloweenowy autobus. Od stacji metra Imielin autobus specjalny „Halloween H1” – elektryk udostępniony z inicjatywy Miejskich Zakładów Autobusowych, dowoził uczestników imprezy w pobliże Areny. Już przejazd autobusem, z ozdobami w duchu halloweenowym, był atrakcją samą w sobie. Sporo osób czekało, czatowało, żeby się nim przejechać. Dalsze atrakcje rozpoczynały się tuż po wejściu do Areny. Wielki stół wypełniony dyniami zachęcał do robienia z dyń lampionów. Oblężony był od samego początku.
A po przekroczeniu drzwi hali – dosłownie kolorowy zawrót głowy. Bardzo wiele stanowisk twórczości plastycznej, oczywiście w temacie głównym halloweenowym. Szmatki, wstążeczki, piórka – tam powstawały pacynki. Tasiemki, jakieś sznurki, patyczki pomagały robić łapacze snów. Kolorowe gluty, pardon slime’y, powstawały obok, dając możliwość wymazania się i sąsiadów barwnikami i masami plastycznymi, oczywiście na wesoło. Kawałek dalej – coś dla młodych dam, ale chyba nie tylko – malowanie buziek, kocie oczka i pyszczki, wąsiki, jakieś podsypki brokatowe – wszystko co zmieniało dzieciaczka w uśmiechniętego, kolorowego zwierzaczka. I wszechobecne mamusie, tatusiowie, których pomoc bywała czasem niezbędna.
W sali dominował tłum, stojący w czterech różnych kolejkach – do trzech nadmuchiwanych zjeżdżalni i stanowiska symulacji bezpieczeństwa samochodowego, gdzie można było przeżyć bez uszczerbku dachowanie samochodu. Dotarcie do dmuchawców wymagało półgodzinnego oczekiwania, ale nie widać było zniecierpliwienia kolejkowiczów. Dzieci biegały, bawiły się razem, wśród nich maluszki czasem dopiero ledwo chodzące, ale próbujące naśladować te „doroślejsze”. Większość w kolorowych ciuszkach w stylu księżniczek, wampirów w pelerynkach, czarownicach różnej maści. Migał czasem pomarańczowy krokodylek, tygrysek i inne tworki – potworki. Nic dziwnego. W planie był przecież konkurs na najciekawszy strój halloweenowy. Co ciekawe, również sporo rodziców przywdziało stylowe stroje z pelerynkami i szpiczastymi czapkami czarodziejów.
W porze obiadowej pojawiły się kotły z darmową grochówką dla wszystkich. A po grochówce, a nawet przed, można było oglądać i zajrzeć do środka wozu strażackiego, który podstawiła ursynowska JRG 17 Państwowej Straży Pożarnej.
A w środku Areny cały czas wiele atrakcji. Przy stanowisku policji mnóstwo dzieci. Zakładały czapki policjantów, mogły wziąć do ręki pałkę czy „izak” do zatrzymywania pojazdów. Były gry, obrazki do kolorowania, a pani policjantka i dwóch jej kolegów z uśmiechem i cierpliwością odpowiadali na pytania dzieciarni. Kawałek dalej kilka stołów do gry w piłkarzyki, gdzie każda rączka z piłkarzykami była przez kogoś zajęta, a obok już czekały inne dzieci, żeby też sobie pograć.
Wśród setek osób w sali zauważam Agnieszkę Pająk-Czech, rzeczniczkę Ursynowskiego Centrum Sportu i Rekreacji, kierowniczkę działów merytorycznych i Agnieszkę Domańską organizatora z działu imprez. – Myślę, że tegoroczna impreza odniosła wielki sukces, na co wskazuje znacznie wyższa frekwencja niż w poprzednich latach – powiedziała rzeczniczka UCSiR. – Przewinęło się tu dzisiaj zapewne ponad 10 tysięcy osób, to jest naprawdę dużo. W tym roku zaproponowaliśmy trochę inną formułę zabawy niż wcześniej. Nowe elementy to dyskoteka, konkurs na najlepsze przebranie, nowe tematy warsztatów. Wygląda na to, że ta formuła spodobała się – mówiła Agnieszka Pająk-Czech z UCSiR.
Gry, konkursy, zabawy
A na scenie przy wejściu do sali głównej cały czas coś się działo. To było już królestwo animatora i kreatora Dawida Rymarczyka. Dzieci występowały, pokazywały jakieś sztuczki. Był trening taneczny przed popołudniową dyskoteką. Dzieci oczywiście ubrane na kolorowo, wampirki, szkieleciki, potworki, ale wszystko na wesoło. Potem jeszcze konkurs na przeciąganie liny, oczywiście we współzawodnictwie dziewczynek i chłopców. Uniwersalny disk jockey, kreator, organizator, animator w jednej osobie wspaniale wypełniał swoje zadania. Pomagał rozplatać linę do przeciągania, skakał, śpiewał, pocieszał zapłakanego malucha który coś zgubił. Cały czas uśmiechnięty, widać było, że kocha to czym się zajmuje. Był wszędzie przy dzieciarni. A na potrzeby zbliżającej się dyskoteki pokazywał różne figury disko, ruchy macareny i inne niezbędne rzeczy, by tam się odnaleźć.
Tuż po zakończeniu dyskoteki podchodzę do disk jockeya Dawida Rymarczyka. Jest otoczony wianuszkiem dzieciaków, rozentuzjazmowanych dyskotekową zabawą. – Dziękuję, dziękuję za super zabawę! – wykrzykuje do dj’a Dawida dziewczynka. – Dziękujemy, było fantastycznie! – przekrzykiwało się dwóch chłopców. Dj był wyraźnie zadowolony. W sumie takie podziękowania dzieci, autentycznie i spontaniczne są najcenniejsze. – Był pan tu dzisiaj wodzirejem, animatorem, prowadzącym czyli duszą całej tej imprezy – rozpoczynam rozmowę z Dawidem Rymarczykiem. – Tak jest, byłem jako turbo kreatywny chłopak, który zasila to wszystko energią, żeby miało wydźwięk, duszę. To bardzo miłe, gdy dzieciaki same z siebie tak przychodzą, dziękują. A impreza była zorganizowana bardzo dobrze, wszystko zapięte na ostatni guzik, i warsztatowo, animacyjnie, i bezpieczeństwo. Naprawdę, Ursynów zrobił świetną robotę, każda dzielnica powinna organizować coś takiego dla dzieciaków. Tutaj łączy się społeczność, cały Ursynów się zebrał, wszyscy się bawią, integrują. O to właśnie chodzi, taki jest cel – mówił disk jockey Dawid Rymarczyk.