Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Strajki, panny i sutanny...

18-11-2020 20:02 | Autor: Maciej Petruczenko
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że Warszawa, która w 1944 stała się największą w Polsce ofiarą niemieckiego okrucieństwa – ma już zawsze odgrywać rolę miasta-cierpiętnika, a przynajmniej swoistego czyśća, za którym uchylają się drzwi do nieba albo otwiera się piekło. Stolicę traktuje się od lat jako poligon, wykorzystywany przez demonstrantów najróżniejszej maści. Ten dziwny układ ostatnio zmienił się nieco, gdy nagle wybuchł ogólnopolski strajk kobiet, przeciwstawiających się autorytarnej władzy obecnego państwa polskiego, próbującej poddać społeczeństwo religijnemu fundamentalizmowi, pasującemu do XXI wieku, jak pięść do nosa.

Wyszło przy tym na jaw, że Kościół Rzymskokatolicki, mający niekwestionowane zasługi na różnych etapach rozwoju (czasem zastoju) Polski – zapomniał u nas nagle o swojej podstawowej funkcji, czyli głoszeniu Dobrej Nowiny i działanich charytatywnych pro publico bono, stając się jawnym współuczestnikiem walki o władzę, no i oczywiście – o pieniądze (dla siebie). Dobrze uświadomione społeczeństwo, a zwłaszcza jego młoda część, czerpiąca błyskawicznie wiedzę z Internetu, oznajmiły zdemoralizowanym do cna hierarchom, zblatowanym z równie zakłamanymi politykami, że mają natychmiast „wypier.....ć”. Zamiast całować biskupów w pierścienie, ludzie poprosili, by ci całowali ich w d...pę.

Takie są skutki monopolizowania władzy i wpływów, a zwłaszcza nadużywania imienia Jezusa Chrystusa. On sam kiedyś się nie patyczkował, wyganiając przekupniów ze świątyni, więc niech teraz przekupnie nie narzekają, gdy się ich w świątyniach grzecznie prosi, żeby się wynieśli i przestali robić dobrą minę do złej gry. W sytuacji, gdy lubiący szermować epitetami publicysta Rafał Ziemkiewicz określił strajkujące kobiety jako „agresywne, wulgarne kurewki”, niezwykle ekspresyjnym rapem odpowiedziała mu na YouTube piękna i bardzo subtelna dziewczyna z Makowa Podhalańskiego, powtarzająca z wdziękiem refren „wypier....ć”. Onaż to z delikatnym uśmiechem na twarzy zaśpiewała słodkim głosem: „Podmiot nie zgadza się z orzeczeniem, podmiot się wkur....ił na wasze życzenie”. Oczywiście, podmiot czyli suweren wkur....ił się na znane powszechnie, a wsparte kościelną ideologią orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Chociaż nie tylko na to.

Dzisiejszy lud i tak ma łaskawe podejście do osób mieniących się ambasadorami Pana Boga, bo przecież nie chce ich wieszać, tak jak podczas powstania kościuszkowskiego w 1794 roku wieszał w Warszawie zaprzedanych Targowicy, a sprzyjających Rosji biskupów. Swego czasu szczegółowo opisał ową biskupią hańbę Jarosław Marek Rymkiewicz, który dziś stał się – o dziwo – apologetą współczesnego sojuszu tronu z ołtarzem i jest za to przez ten sojusz nagradzany. Tymczasem znaczna część osób, które zapewne przez długie lata kornie schylały głowy wobec kościelnych hierarchów, teraz czuje się przez nich zdradzona i jawnie lub konspiracyinie demonstruje swoją niechęć – nawet do nieżyjącego od 15 lat jedynego w historii polskiego papieża. Stąd nawet na Ursynowie napisy na jego cześć próbowano niedawno pozmieniać na hańbiące sformułowanie, mające upamiętniać „ofiary Jana Pawła II”. Chodzi oczywiście o ofiary księżego molestowania seksualnego i pedofilii, jakiej dopuszczali się nie tylko prości duszpasterze, lecz również biskupi i kardynałowie za rządów Karola Wojtyły w Watykanie. O ile społeczna krytyka pod adresem hierarchów ma pełne uzasadnienie, potwierdzane coraz liczniejszymi filmami dokumentalnymi, o tyle mieszania z błotem naszego niedawnego bohatera narodowego nie popieram. Jan Paweł II – jak każdy człowiek – miał swoje wady i zalety. W kwestiach religijnych był akurat skrajnym konserwatystą, a w Watykanie pozwalał, żeby mu jeździła po głowie „lawendowa mafia”, czego opłakane skutki poznajemy w pełni dopiero dzisiaj. Ja jednak zawsze zachowam o nim generalnie dobrą opinię. Tym bardziej, że to on właśnie – po kilkuset latach – zdjął klątwę kościelnego Ciemnogrodu z Galileusza. A teraz trochę głupio znęcać się nad człowiekiem, którego u schyłku życia praktycznie ubezwłasnowolniła choroba Parkinsona.

Oczywiście, liczba ważnych postaci Kościoła w Polsce, które dopuściły się niecnych czynów, a nawet przestępstw – jest po prostu załamująca. Niemal każdego dnia któregoś ze świątobliwych mężów zrzuca się z piedestału. Ich występki kładą się cieniem na całym Kościele i automatycznie podkopują autorytet tych księży, którzy starają się uczciwie prowadzić robotę duszpasterską i nie wywyższać z racji przywdziewania sutanny. Odnosząc się zatem pro domo sua, raz jeszcze nawoływałbym, by w ramach ekspiacji, Archidiecezja Warszawska zrezygnowała wreszcie z pochopnie przekazanym jej na własność w drodze nie bardzo równoprawnej wymiany działkom pod ursynowską Kopą Cwila. Ta własność została – Bogiem a prawdą – po prostu wycyganiona. Tymczasem ów teren parkowo-rekreacyjny to swoista agora dzielnicy, gdzie co roku odbywają się Dni Ursynowa. O ile wiem, mimo przychylnego stanowiska metropolity warszawskiego, kardynała Kazimierza Nycza, do dziś nie udało się przywrócić poprzedniego stanu własności.

No cóż, w sprawach duchowych zawsze łatwiej się porozumieć niż w materialnych. Najlepszym tego dowodem jest choćby awantura, jaka wynikła w związku z dokonanym przez ministra kultury, dziedzictwa narodowego i sportu rozdziałem funduszy na wsparcie twórców, pozbawionych dochodów na skutek pandemii koronawirusa. Sam minister szybko się zorientował, że strzelił głupstwo, przydzielając ponad pół miliona złotych zespołowi disco polo o nazwie Bayer Full, znanemu z tak wysublimowanego artystycznie przeboju jak choćby „Majteczki w kropeczki”. Nawet dla Teatru Wielkiego w Łodzi przewidziano mniej kasy, nie mówiąc już o wielu placówkach znienawidzonej przez władzę „Warszawki”. Minister Piotr Gliński próbował wprawdzie wytłumaczyć opinii publicznej, iż o wysokości poszczególnych kwot decydował jakiś algorytm, ale chyba zreflektował się po licznych protestach i zdoła jakoś dogadać się z tym na pozór nieubłaganym algorytmem. Chyba że Sejm zdecyduje o zmianie nazwy Rzeczypospolitej – na Disco Poland...

Wróć