Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Statyny – leki czy trucizna?

06-09-2017 21:54 | Autor: Tadeusz Porębski
Już od ponad 30 lat producenci statyn (leków antycholesterolowych) księgują zyski liczone w dziesiątkach miliardów dolarów rocznie. Za komercyjnym sukcesem tych specyfików stoi histeryczny lęk przed cholesterolem, który od lat siedemdziesiątych XX wieku wtłacza w głowy lekarzy i pacjentów przemysł farmaceutyczny.

Prowadząc zakrojoną na gigantyczną skalę akcję promocyjną farmaceutyczne korporacje, mające coraz ściślejsze związki biznesowe ze światem medycyny, skutecznie poszerzają rynki dla swoich produktów oddziałując na środowiska naukowe, które zaostrzają w tym celu tzw. normy cholesterolu. Tym samym poszerzają liczebność grup kwalifikujących się do terapii statynami. Jednak od kilku lat narasta wśród naukowców sceptycyzm nie tylko wobec stosowania samych leków, ale również wobec teorii o szkodliwości cholesterolu. Coraz odważniej mówi się o tym, że zamiast leczyć statyny powodują poważne dolegliwości, ze zwiększoną śmiertelnością  włącznie.

Jednym z największych  krytyków statyn jest pani dr Stephanie Seneff, biofizyk z Massachusetts Institute of Technology (MIT), która wieszczy rychły upadek całej branży. – Przewiduję, że lukratywny handel statynami jest na wyczerpaniu – pisze Seneff w artykule pt. „How Statins Really Work Explains Why They Don’t Really Work”. – Będzie to twarde lądowanie, bo upadek przemysłu statyn przyćmi nawet porażkę thalidomidu z lat pięćdziesiątych, czy fiasko hormonalnej terapii zastępczej z lat dziewięćdziesiątych”. Czy postawiona przez dr Seneff teza potwierdzi się w niedalekiej przyszłości? To bardzo możliwe, ponieważ zgadza się z nią duża część akademickich ośrodków farmacji, nie związanych w ogóle, bądź związanych luźno z potężnymi, dysponującymi miliardami dolarów koncernami farmaceutycznymi. Coraz częściej słyszy się z ust naukowców, że normy cholesterolu są w Polsce mocno zaniżone i powinny oscylować na poziomie 250 mg/dl, a nie 190 mg/dl jak przyjęto. Normy cholesterolu są różne w różnych krajach, na przykład w USA są o 100 jednostek wyższe niż u nas, a co ciekawe, w niektórych państwach w ogóle ich się nie stosuje.

Według dr Seneff, popularność statyn wśród pacjentów i lekarzy utrzymuje się wyłącznie dzięki rozpowszechnianiu fałszywych informacji na temat cholesterolu, głównie przez producentów statyn. W rzeczywistości brak jest jakichkolwiek rzeczywistych powodów, dla których ktokolwiek miałby się poddawać terapii tymi lekami. Amerykańska naukowiec nazywa je bez ogródek „toksynami”. Po pierwsze, skuteczność tych leków w zakresie zmniejszania ryzyka zawału, chętnie podnoszona przez kartel farmaceutyczno – medyczny, jest co najmniej wątpliwa. A jeśli rozważymy bilans potencjalnych zysków i pewnych strat, czyli skutków ubocznych, ich zastosowanie okazuje się całkowicie nieuzasadnione. Co prawda, branża chwali się, że w badaniach wykazano, iż statyny zmniejszą ryzyko  ataku serca o jedną trzecią, ale dr Seneff wyjaśnia, co to w rzeczywistości oznacza.

Otóż metaanazliza siedmiu badań w okresie od trzech do pięciu lat na grupie 42.848 pacjentów faktycznie wykazała 29-procentowy spadek ryzyka wystąpienia poważnego incydentu kardiologicznego. Jednak z uwagi  na to, że w grupie badanych osób ataki serca były rzadkością, wynik ten w liczbach bezwzględnych oznacza, iż terapii statynami trwającej 3–4  lata należałoby poddać aż 60 pacjentów, by tylko jednego z nich uchronić przed pojedynczym atakiem serca. W tym samym czasie wszyscy  pozostali poddani badaniu doświadczyli osłabienia fizycznego oraz umysłowego. – Mitologia jaką zbudowano wokół rzekomych prozdrowotnych właściwości statyn oraz szkodliwości cholesterolu jest groźna nie tylko dla osób zażywających statyny – twierdzi dr Seneff. – Producenci statyn zdemonizowali cholesterol do tego stopnia, że Amerykanie boją się dziś panicznie niemal wszystkich zawierających go pokarmów.

Zdaniem Seneff, jest to śmiertelny błąd, ponieważ nie spożywając cholesterolu, obciążamy nasz organizm. Zostaje on bowiem zmuszony do samodzielnego syntetyzowania, by móc zaspokoić swoje potrzeby. Co więcej, pozbawiamy się wtedy niezbędnych substancji odżywczych. – Serce mi się kraje, gdy widzę jak ktoś rozbija jajo i wyrzuca żółtko, gdyż zawiera ono „za dużo” cholesterolu – ubolewa amerykańska uczona. – Jaja to bardzo zdrowy pokarm i właśnie w żółtku znajdują się wszystkie ważne składniki odżywcze. Amerykanie masowo cierpią dziś na niedobory kluczowych składników odżywczych takich jak cholina, cynk, niacyna, witamina A i witamina D.

Dr Stephanie Seneff zauważa, iż cholesterol to substancja niezbędna do sprawnego funkcjonowania ludzkiego organizmu, bez której człowiekowi grozi rychła śmierć.  Nieobecny w roślinach cholesterol to substancja o kluczowym znaczeniu, warunkująca posiadanie zdolności ruchowych oraz funkcjonowanie układu nerwowego. Cholesterol posiada unikatowe właściwości wykorzystywane przez dwuwarstwę lipidową otaczającą wszystkie komórki – kiedy stężenie cholesterolu rośnie, płynność błon maleje. Jednak powyżej określonego stężenia cholesterol zaczyna tę płynność zwiększać. Komórki wykorzystują tę właściwość na swoją korzyść w procesie transportowania jonów, co ma kluczowe znaczenie dla możliwości ruchowych oraz przekazywania sygnałów nerwowych. Oprócz tego cholesterol to prekursor witaminy D3, hormonów płciowych, estrogenu, progesteronu i testosteronu, a także takich hormonów sterydowych takich jak kortyzol.   

Cholesterol jest absolutnie niezbędny dla błon wszystkich naszych komórek, w których chroni je zarówno przed wyciekami jonów, jak i przed uszkodzeniami w wyniku oksydacji tłuszczów znajdujących się błonach. Chociaż mózg człowieka odpowiada jedynie za 2 proc. masy ciała, to zawiera aż 25 proc. znajdującego się w organizmie cholesterolu. Cholesterol ma fundamentalne znaczenie dla transportowania sygnałów nerwowych w synapsach za pośrednictwem neurytów przekazujących sygnały z jednej części mózgu do drugiej. Siarczan cholesterolu odgrywa zasadniczą rolę w metabolizmie tłuszczów, a także w reakcji odpornościowej organizmu na wypadek działania patogenów.

Dr Seneff w szczegółach wyjaśnia złożone biochemiczne mechanizmy, w ramach których statyny obniżają stężenie cholesterolu we krwi. Opisuje również jakie szkody mogą wyrządzić w organizmie te specyfiki.  Na przykład statyny utrudniają syntezę wielu kluczowych substancji biologicznych biorących udział w procesach wewnątrzkomórkowych oraz zapobiegają  procesom utleniania. Jedną z tych substancji jest koenzym Q10, którego największe stężenie występuje w sercu. Odgrywa on kluczową rolę przy produkcji energii w mitochondriach oraz jest potężnym antyutleniaczem. Statyny zakłócają również mechanizmy sygnalizowania wewnątrzkomórkowego, które regulują złożone reakcje metaboliczne na stres.

Lekarze zalecają nam zwykle, by niepokoić się podwyższonym stężeniem cholesterolu LDL z uwagi na związane z tym ryzyko wystąpienia choroby serca. Warto jednak wiedzieć, że podział na cholesterol „dobry” (HDL) i „zły” (LDL) to uproszczenie, które ma w sposób „obrazkowy” utrwalać w głowach pacjentów lęki i obawy związane z cholesterolem. LDL bowiem to, zdaniem Seneff, nie rodzaj cholesterolu, ale raczej pojemnik, który dostarcza tłuszcze, cholesterol, witaminę D oraz rozpuszczalne w tłuszczach antyoksydanty do wszystkich komórek organizmu człowieka. Ponieważ składniki te nie rozpuszczają się w wodzie, muszą być zapakowane i transportowane wewnątrz cząsteczek LDL znajdujących się we krwi. Kiedy zaburzamy produkcję cząstek LDL zmniejszamy dostępność tych wszystkich składników dla komórek naszego organizmu.

Cząsteczki LDL zawierają także specjalne białko o nazwie „apoB”, które umożliwia LDL dostarczanie niezbędnych składników do komórek. ApoB jest podatne na działanie glukozy i innych cukrów we krwi, zwłaszcza fruktozy. Wysokie stężenie cukru we krwi uszkadza cząsteczki LDL oddziałując na białko „apoB”. Na tym jednak działanie cukrów we krwi się nie kończy. Kiedy cząsteczki LDL dostarczą już swoją zawartość do komórek stają się „małe i gęste”. W normalnych warunkach pozostałości te powracają do wątroby, a ta rozkłada je i przetwarza pod kątem dalszego wykorzystania. Jednak przyczepione do nich cukry zaburzają ten proces. W rezultacie rozkładem cząsteczek LDL zamiast wątroby zajmują wyspecjalizowane makrofagi znajdujące się między innymi w tętnicach. „Przepakowują” one cholesterol z uszkodzonych cząsteczek LDL, które zostają uwięzione w tętnicach, do cząsteczek HDL. Uszkodzenie cząsteczek LDL wskutek wysokiego stężenia cukru we krwi prowadzi do gromadzenia się ich w ścianach tętnic, co uznawane jest dzisiaj przez naukowców za fundamentalną przyczynę miażdżycy. Natomiast cząsteczki HDL, nazywane „dobrym cholesterolem”, oraz ilość cholesterolu w tych cząsteczkach traktuje się dziś jako najważniejszą miarę w określaniu ryzyka choroby wieńcowej serca. Im więcej HDL, tym ryzyko mniejsze.

Badaczka omawia wpływ fruktozy na „jakość” cholesterolu, który krąży w naszej krwi. Jak tłumaczy Seneff, z jednej strony wątroba odpowiada za wytwarzanie cząsteczek  LDL, które wypełnia cholesterolem. Z drugiej strony wątroba musi również metabolizować fruktozę, którą zamienia w tłuszcz. Fruktoza jest dziesięć razy bardziej aktywna od glukozy. Kiedy jemy dużo fruktozy (np. w formie wysoko fruktozowego syropu kukurydzianego obecnego w wielu pokarmach wysoko przetworzonych oraz napojach gazowanych) obciążamy wątrobę, która musi całą  fruktozę wydobyć z krwioobiegu i zamienić w tłuszcze. Wskutek tego obciążenia wątroba nie nadąża z produkcją cholesterolu. Niedobór cholesterolu sprawia zaś, że tłuszcze nie mogą być bezpiecznie transportowane we krwi.

Ważna część badań dr Stephanie Seneff dotyczy szkodliwego wpływu statyn na mięśnie. Europa, a zwłaszcza Wielka Brytania, ostatnio dosłownie rozkochała się w statynach. Na Wyspach możne je już nawet kupić bez recepty, dzięki czemu ich spożycie szybko wzrosło o ponad 120 proc. W tym samym czasie kliniki ortopedyczne zaczęły przyjmować coraz więcej pacjentów, których dolegliwości „leczy się” poprzez odstawianie leków na cholesterol. Terapia statynami jest zdaniem amerykańskiej badaczki szczególnie szkodliwa dla komórek mięśni szkieletowych.

Dr Seneff podkreśla też, że statyny zaburzają syntezę koenzymu Q10, który występuje w wysokim stężeniu w sercu oraz mięśniach szkieletowych. A jego niedobór wywołuje deficyt energii w komórkach. Rosnące stężenie mleczanów we krwi jest korzystne zarówno dla serca jak i wątroby, ponieważ mogą one wykorzystać mleczany jako paliwo znacznie bezpieczniejsze aniżeli glukoza lub fruktoza. Mleczany są bardzo bezpiecznym paliwem, bo rozpuszczają się w wodzie jak cukier, ale nie powodują glikacji białek. Mamy zatem sytuację, w której serce, zamiast z tłuszczów lub cukrów, korzysta z mleczanów jako bezpiecznego i wydajnego paliwa nie narażającego go na żadne ryzyko.

I głównie na tym ma polegać, zdaniem dr Seneff, działanie statyn w zakresie zmniejszania ryzyka wystąpienia ataku serca. Jednak jest to korzyść pozorna, ponieważ ceną za ten stan jest trwałe uszkodzenie mięśni.

Bóle mięśniowe i osłabienie to powszechnie znane skutki uboczne przyjmowania statyn. Odnotowują je nawet producenci tych leków. Zwykle należą do nich skurcze mięśni, osłabienie ogólne, osłabienie mięśni, trudności z chodzeniem, utrata masy mięśniowej, otępienie. Z biegiem czasu statyny powoli niszczą komórki mięśniowe. Po kilku latach mięśnie dosłownie rozpadają się, a ich pozostałości trafiają do nerek, co może powodować wystąpienie rzadkiego schorzenia znanego jako rabdomioliza, które w wielu przypadkach jest śmiertelne. Obumierające mięśnie narażają unerwiające je komórki nerwowe na działanie substancji toksycznych, co prowadzi do powstawania takich schorzeń jak neuropatia, a nawet do stwardnienia zanikowego bocznego (ALS) znanego jako choroba Lou Gehriga. Jest to bardzo rzadkie i bardzo groźne schorzenie prowadzące do śmierci. Występuje obecnie coraz częściej, co jest zdaniem dr Seneff spowodowane statynami.

Na podstawie literatury medycznej Seneff twierdzi, że terapia statynami znacząco podnosi ryzyko wystąpienia tego rodzaju niewydolności serca. Jak twierdzi dr Seneff, długotrwałe zażywanie statyn powoduje szeroką gamę skutków ubocznych, które wiążą się także ze słabnięciem zdolności umysłowych. Zwykle objawy te łączy się ze starszym wiekiem, natomiast Seneff uważa, że skutki terapii statynami można opisać jako „przyspieszone starzenie się” organizmu.

Co zatem robić, by nie chorować na serce, skoro statyny tak naprawdę nie działają? Według dr Seneff kluczowe znaczenie ma stosowanie naturalnych sposobów na zmniejszanie stężenia małych gęstych cząsteczek LDL, które budują blaszkę miażdżycową. Należy przede wszystkim ograniczyć spożycie fruktozy, bowiem przy mniejszej ilości fruktozy wątroba nie musi wytwarzać tak wiele cząsteczek LDL. Zdaniem dr Seneff, należy też spożywać pokarmy dostarczające organizmowi mleczany, które mogą być wykorzystane jako paliwo zamiast glukozy i tłuszczów. Będą to na przykład kwaśna śmietana i jogurty, a także mleko zwierające laktozę, którą organizm zamienia na mleczany.

Bardzo korzystny jest wysiłek fizyczny, ponieważ usuwa z organizmu nadmiar fruktozy oraz glukozy. Dodatkowo podczas treningu mięśnie szkieletowe zamienią część glukozy i fruktozy właśnie w mleczany. Dr Seneff zaleca spożywanie pokarmów, które są bogate w siarkę i cholesterol. Optymalne pod tym względem są bogate w oba te składniki jaja. Po wtóre, należy często wystawiać skórę na działanie słońca. Ta koncepcja stoi w sprzeczności z obowiązującymi zaleceniami ekspertów w USA, aby unikać słońca z obawy przed rakiem skóry. Badaczka uważa jednak, że naturalna, ale nie przesadna, opalenizna, którą uzyskujemy na skutek działania słońca, gwarantuje o wiele lepszą ochronę przed nowotworem skóry, niż związki chemiczne zwarte w kosmetykach do opalania.

Poglądy na cholesterol oraz działanie statyn, jakie prezentuje dr Stephanie Seneff, choć pozostają na razie w mniejszości, zyskują stopniowo coraz więcej zwolenników w środowisku naukowo – medycznym. Wśród bardziej znanych krytyków hipotezy lipidowej znajdziemy znanego angielskiego kardiologa Malcolma Kendricka, czy szwedzkiego naukowca Uffe Ravnskova, autora kilku książek na ten temat, m.in. znanej w Polsce "Cholesterol – Naukowe Kłamstwo". Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że jedną z książek Ravskova podarł w strzępy podczas debaty telewizyjnej w napadzie furii przedstawiciel szwedzkiego kompleksu państwowo – medyczno – farmaceutycznego jako „literaturę niebezpieczną”. Ta złość nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę gigantyczne zyski tej branży uzyskiwane z „leczenia wysokiego poziomu cholesterolu”. Uffe Ravnskov jest założycielem międzynarodowej organizacji zrzeszającej sceptyków wobec teorii lipidowej pod nazwą „The International Network of Cholesterol Skeptics”.

Wróć