Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Sprawa Narbutta 60 również w Radiu dla Ciebie

09-12-2015 21:18 | Autor: Tadeusz Porębski
W dniu 26.05.2014 r. Jerzy Mrygoń, zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami w Urzędzie m. st. Warszawa, wydał decyzję nr 197/GK/DW/2014 o zwrocie (przyznaniu prawa własności czasowej) spadkobiercom byłego właściciela nieruchomości przy ul. Narbutta 60. Kontrowersyjna decyzja do dzisiaj jest przedmiotem zainteresowania mediów, ostatnio stacji Radio dla Ciebie.

Wszystko wskazuje na to, że decyzja nr 197/GK/DW/2014, wydana w imieniu prezydent Warszawy, obarczona jest wadą prawną. Polega ona na tym, że BGN jako organ winno wyda  decyzj  administracyjną jedynie o ustaleniu prawa użytkowania wieczystego na rzecz oznaczonych osób i należnej z tego tytułu stawki czynszu symbolicznego. Dopiero w ramach drugiego etapu, w sporządzonym akcie notarialnym, organ może rozstrzyga  o warunkach zawarcia tej umowy, a więc rónież o własności istniejącego na przedmiotowym gruncie budynku posadowionego po dniu wejśia w życie dekretu, czyli takiego, któego własność nie pozostała przy właścicielach przeddekretowych (ich następcach prawnych). Sprawa ta należy do kompetencji sądów powszechnych (postępowanie cywilnoprawne). Tymczasem urzędnicy BGN w jednej decyzji połączyli te dwa etapy.

Ale to nie jedyny mankament decyzji BGN. Zawiera ona dane, które są sprzeczne ze stanem faktycznym, co powinno czynić ją nieważną z mocy prawa. Kluczowym dokumentem, na którym BGN opierało się wydając decyzję, jest akt notarialny ze stycznia 1947 roku, sporządzony poza kancelarią notarialną w suterenie budynku Narbutta 58, który był wówczas kupą gruzów. Czemu akt spisywano poza kancelarią, skoro droga z kancelarii w gruzy i z gruzów do kancelarii była dokładnie taka sama? Urzędnicy BGN nie trudzili się, aby znaleźć odpowiedź na to ważne pytanie. Fakt ten można by nawet przemilczeć jako mniej istotny dla sprawy, ale nie da się przemilczeć tego, że Jerzy Mrygoń podpisał decyzję nie mając w aktach sprawy kserokopii oryginału aktu notarialnego, lecz jedynie kserokopię wypisu, którego treść w kilku punktach różni się od treści zawartej w oryginale.

W dniu 2 grudnia dyrektor Mrygoń oraz autor niniejszej publikacji i Sławomir Jabłoński reprezentant 10 lokali komunalnych, znajdujących się w budynku Narbutta 60, spotkali się w studiu Radia dla Ciebie w audycji "Jest sprawa". Mrygoń czterokrotnie zapewniał, że jego biuro dysponuje kserokopią oryginału aktu notarialnego, a przedstawiciel lokatorów budynku Narbutta 60 czterokrotnie zarzucał urzędnikowi kłamstwo, upierając się, że w aktach sprawy znajduje się kserokopia wypisu, a nie oryginału aktu notarialnego, który znajduje się w Archiwum Akt Dawnych w Milanówku. Kilka dni później Sławomir Jabłoński ponownie oglądał w BGN akta sprawy i potwierdził swoje racje przesyłając do redakcji sfotografowane na miejscu dokumenty. Udał się również do archiwum w Milanówku i nie znalazł tam śladu w książce wpisów, który świadczyłby o tym, że ktokolwiek z BGN kiedykolwiek zapoznawał się z oryginałem.

W trakcie trwania audycji w RDC Mrygoń od początku usiłował zrzucić całą winę na brak ustawy reprywatyzacyjnej, twierdząc m. in., że "prawo własności gruntu jest nadrzędne, więc nawet jeśli powstał budynek po komunalizacji, dzisiaj następuje obowiązek zwrotu i sprzedaży gruntów za wartość, jaką ustali rzeczoznawca". Warto nadmienić, że rzeczoznawca ustalił wartość 10 mieszkań o łącznej powierzchni 466 m kw., w kompleksowo wyremontowanym (ze środków dzielnicy Mokotów) budynku, zlokalizowanym w jednej z najlepszych dzielnic stolicy, na, uwaga!... 1,9 mln zł. Dla porównania, budynek przyległy (Narbutta 58), o mniej więcej podobnej powierzchni, tyle że w stanie kompletnej ruiny i przeznaczony do generalnego remontu, dzielnica Mokotów sprzedała ostatnio za ponad 3 miliony. Tak drastycznej rozbieżności cen pan dyrektor nie potrafił wyjaśnić. Jego zdaniem, operat szacunkowy, sporządzony na zlecenie BGN przez majątkowego rzeczoznawcę, nie podlega weryfikacji przez podległych mu urzędników. Skoro tak, to zlecając np. remont we własnym mieszkaniu, Mrygoń zapewne wypłaca wykonawcy żądaną kwotę, w ogóle nie sprawdzając, czy roboty budowlane zostały wykonane zgodnie ze sztuką.

Prawda jest taka, że BGN mógł z łatwością odrzucić roszczenie, powołując się choćby na rozbieżności zapisów w oryginale aktu notarialnego i w wypisie. W akcie jest tyle nieścisłości, że można zakwestionować jego autentyczność. W jednym miejscu widnieje zapis, że został on zeznany w kancelarii przy Kapucyńskiej 6, a w preambule aktu, że dokument sporządzono w zrujnowanym budynku przy ul. Narbutta 58. W aktach sprawy znaleźliśmy "lewy" dokument urzędowy potwierdzający, że budynek przy ul. Narbutta 60 powstał przed 1945 r., co jest kłamstwem, a prawnie "poświadczeniem nieprawdy", czyli przestępstwem ściganym z art. 271 kk. Jednak prokuratura odmówiła ścigania urzędnika, który wystawił "fałszywkę". Sprzedający i nabywca posłużyli się w 1947 r. przy spisywaniu aktu fałszywymi kennkartami jeszcze z lat okupacji. To, że były one fałszywe, można ławo ustalić po numeracji tych, za przeproszeniem, dokumentów.

Stoimy na stanowisku, że zasłanianie się przez Jerzego Mrygonia brakiem ustawy reprywatyzacyjnej jest w przypadku kamienicy Narbutta 60 wygodną wymówką. Mógł odesłać spadkobierców byłego właściciela do SKO, a w przypadku pozytywnego dla nich rozstrzygnięcia zaskarżyć orzeczenie do sądu i wydać im nieruchomość dopiero po uprawomocnieniu korzystnego dla nich wyroku. W ten sposób wykazałby się urzędniczą troską o nasz wspólny majątek. Nie zrobił tego, a powodów wyjątkowej życzliwości urzędnika niezbyt przyjaznego dla petentów - powiedzmy to sobie szczerze i nie wstydźmy się tego - stołecznego magistratu w stosunku do spadkobierców zapewne nigdy nie poznamy. To jednak nie koniec i pan wicedyrektor musi być przygotowany na dalszą część batalii, która nie zakończy się dopóty, dopóki stosowne badania nie potwierdzą, że akt notarialny ze stycznia 1947 r. jest autentyczny.

W sierpniu 2014 r. wnieśliśmy do prezydent Warszawy o wstrzymanie wykonania decyzji nr 197/GK/DW/2014 z powodów jak wyżej. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Ponowiliśmy więc wniosek w styczniu br., niestety i on pozostał bez odpowiedzi. W związku z nowymi faktami (m. in. różnice w oryginale aktu notarialnego i w wypisie) skierowany zostanie kolejny wniosek, tym razem do prokuratury apelacyjnej o ściganie urzędnika BGN z art. 271 kk oraz podjęcie działań mających na celu wstrzymanie wykonania wspomnianej decyzji i skierowanie jej do ponownego rozpoznania.

Wróć