Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Skąd my to znamy…

06-04-2022 20:28 | Autor: Mirosław Miroński
Gdyby pokusić się o najprostszą definicję kultury, można by przyjąć, że są to dzieła materialne i intelektualne oraz ludzie, którzy je tworzą, bądź stworzyli. Nie jest istotne, czy taka definicja wyczerpuje wszystkie aspekty złożonego zjawiska, jakim jest kultura, bo nawet bez znajomości definicji niemal każdy z nas i tak z kultury korzysta. Wszyscy korzystamy z długiej listy jej wytworów, często nie zastanawiając się nad tym. Kultura jest nieodłączną częścią naszego życia. Dzięki smartfonom i innym nośnikom możemy niemal wszędzie słuchać muzyki, radia. Oglądamy telewizję, filmy, widowiska, sztuki teatralne, reklamy. Posługujemy się mową i zwrotami, które również są wytworami kultury lub środowiskowych subkultur. Dlaczego o tym mówię teraz, gdy za naszą wschodnią granicą giną ludzie. Dlaczego zajmuję się czymś tak ulotnym jak kultura?

Otóż dlatego, że strata każdego człowieka to wielka strata dla ludzkości. To także strata dla kultury. Każdy z nas powinien zastanowić się nad tym, ilu wybitnych twórców kultury ginie podczas bombardowań ludności cywilnej. Także wśród obrońców w mundurach jest wielu ludzi, którzy na co dzień wykonują swoje zawody. O ile ubożejemy jako ludzkość, gdy w zaplanowanych mordach giną ludzie. Giną lekarze, nauczyciele, uczniowie, muzycy, malarze etc. Ilu pośród nich było lub mogło być w przyszłości twórcami kina, dramatopisarzami czy po prostu ludźmi, którzy mieli swój wkład w życie społeczeństwa? Nie dowiemy się już, czy wśród zamordowanych dzieci nie było następcy Tarasa Szewczenki albo kogoś na miarę naszego Pendereckiego?

Agresor zazwyczaj uderza w tych, którzy stanowią ostoję tożsamości narodowej i kulturowej. To dlatego chcąc sobie podporządkować podbite państwa, najeźdźcy mordują wszystkich, którzy mających potencjał do odbudowania tej tożsamości, zagrażający w jakikolwiek sposób agresorowi. Każdy obywatel, młody, czy stary jest dla niego niebezpieczny, zwłaszcza taki, który wykazuje zdolność samodzielnego myślenia. Dlatego napastnicy wydają bajońskie sumy na ogłupianie atakowanych społeczeństw jeszcze zanim wprowadzą na ich terytorium armaty i inny ciężki sprzęt. Ogłupianie ludzi, choć kosztowne, jest i tak nieporównywalnie tańsze od wojny konwencjonalnej czy tzw. działań kinetycznych. Mówiąc prościej, propaganda poprzedza bezpośredni atak. Im bardziej indoktrynowane jest społeczeństwo, tym mniejszą ma wolę do oporu i tym łatwiejszym celem jest dla agresora.

Tego rodzaju taktyki doświadczaliśmy niejednokrotnie w naszej historii. Najpierw propaganda uderzająca w morale obywateli, potem zmasowany atak medialny, mający na celu zakłamanie rzeczywistości. Po opanowaniu terytorium zaczyna się mordowanie elit oraz wszystkich niepokornych. Następnie eksterminacja tych, którzy mogliby wpaść na pomysł, by przeciwstawić się najeźdźcy. Z tym właśnie mieliśmy do czynienia po napaści Niemców i sowietów na nasz kraj we wrześniu 1939 roku. Zgodnie z doktryną podbijania i wynarodowiania Polaków mordowali nasze elity w sposób planowy. Potem rozszerzyli terror na ludzi, którzy wprawdzie nie stanowili dla okupantów bezpośredniego zagrożenia, ale mordowano ich w celu zastraszenia ludności. Chodziło o umocnienie przekonania, że terror jest wszechobecny, a władze okupacyjne są wszechwładne i nikt nie może czuć się bezpieczny. Obydwaj agresorzy już wcześniej przygotowali sobie listy proskrypcyjne, czyli spis nazwisk ludzi przeznaczonych do zgładzenia w pierwszej kolejności. Zarówno Rzesza Niemiecka (Deutsches Reich) jak też Rosja Sowiecka skrzętnie je wykorzystywały przy eksterminacji polskich elit. W ramach porozumień obydwa państwa wymieniały się schwytanymi przez nie obywatelami Rzeczypospolitej. Służby bezpieczeństwa obydwu agresorów współpracowały w mordowaniu Polaków wszelkich narodowości. Niemcy wymieniali się z Rosjanami doświadczeniami w organizowaniu i udoskonalaniu aparatu represji. Dotyczyło to m. in. metod mordowania na masową skalę, czy funkcjonowania obozów koncentracyjnych i obozów zagłady.

Przez kilka dekad od zakończenia II wojny światowej okropieństwa dokonywane na podbitych i okupowanych narodach Europy odeszły nieco w zapomnienie. Patyna czasu pokryła najbardziej znane i bolesne dla nas dramaty. Niewiele rodzin w Polsce przeszło przez tamte czasy bez ofiar, bez przymusowej rozłąki, czy utraconych szans na normalne życie. W mojej rodzinie również były tragedie. Dwaj moi wujkowie zostali rozstrzelani przez Niemców w masowym mordzie w Starych Jabłonkach pod Ostródą. Inny wujek również zginął podczas wojny. Niejednokrotnie zastanawiałem się jacy byli? Pozostały zdjęcia. One jednak nie powiedzą, jak układałyby się nasze relacje, gdyby żyli. Nigdy ich nie poznałem, a szkoda. To bezpowrotna strata. Osierocili swoje dzieci, zostawili żony, które straciły ojców, a tym samym straciły szansę na bycie razem, bycie rodziną. Wyrządzono im nieodwracalną krzywdę. Nie naprawi tego nic.

Listy proskrypcyjne powróciły do naszej świadomości za sprawą doniesień z Ukrainy. Według wywiadów zachodnich, takie listy zostały sporządzone przez obecnych na jej terytorium okupantów. Może słowo „okupanci” nie jest precyzyjne. Na szczęście nie są oni w stanie niczego okupować, bo siły ukraińskie skutecznie ich przeganiają. Korzystanie z list proskrypcyjnych wydają się potwierdzać mordy dokonywane na ludności cywilnej miast, miasteczek i wiosek. Ilu z zamordowanych to matki, córki, ojcowie i co najgorsze dzieci. Czy pociągnięcie któregokolwiek ze sprawców przywróci ich do życia? Czy sprawcy i ich mocodawcy odpowiedzą za zbrodnie? Już słyszymy głosy europejskich elit politycznych, że car jest dobry, że o niczym nie wiedział. Że to wszystko to wina złych bojarów. Skąd my to znamy?

Wróć