Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Siejąc ziarno i plemniki...

20-07-2022 21:19 | Autor: Maciej Petruczenko
Sperma uderzyła mu na mózg – tak się zwykło mówić o pełnych temperamentu mężczyznach, którzy dopuszczają się publicznie skandalicznych zachowań. Ta dosyć brutalnie sformułowana refleksja odnosi się również do tych mężczyzn, którzy pełnią funkcje kapłańskie, chociaż wiele osób uważających, że duszpasterstwo automatycznie odbiera męskość, a czyni księdza osobą świętą – jest w błędzie. Co do mnie, powiem od razu, że jako ochrzczony i bierzmowany katolik nigdy nie czułem się źle w kontaktach z Kościołem i mam wśród księży wielu przyjaciół, ale już bardzo dawno zdążyłem rozejrzeć się po świecie i wysunąć głowę poza granice prowincjonalnej parafiańszczyzny. Samo odcięcie kościelnego nauczania od Biblii w polskich warunkach może zdziwić każdego Polaka podróżującego po świecie i znajdującego Biblię w pokojach hotelowych, podczas gdy nam proponuje się katechizm, czyli coś spreparowanego niczym podręczniki rekomendowane przez Najjaśniejszego Pana – ministra Czarnka.

Osiem miliardów ludzi zamieszkujących Ziemię wyznaje w sumie co najmniej 4200 różnych religii, których tak naprawdę można doliczyć się co najmniej dwa razy więcej. W tym morzu mieszkańców naszej planety, z grubsza biorąc, 32 procent to my, chrześcijanie, którzyśmy zasadniczy schemat wyznaniowy przejęli od wcześniejszych modeli religijnych, poczynając od motywu zmartwychwstania. W ośmiomiliardowej rzeszy ludzkiej nie brakuje ludzi światłych, którzy jak najbardziej wierzą w istnienie Stwórcy wszechświata. Niekoniecznie jednak wierzą w narzucane nam od przedszkola kościelne dogmaty. Świętej pamięci felietonista Daniel Passent twierdził, o ile dobrze pamiętam, że wierzy tylko w maszynę do pisania. W co wierzy natomiast podlaski gwiazdor stanu duchownego Andrzej Dębski, trudno mi zgadnąć. Można tylko przypuszczać, iż ten ognisty kawaler z Białegostoku uwierzył, że z łatwością zarwie poprzez internet upatrzoną w sieci trzydziestolatkę. Zaczął jej składać uparcie cokolwiek wyuzdane propozycje, stanowiące wymarzoną kanwę do napisania scenariusza filmu pornograficznego, w którym ordynarny seks mieszałby się z szarganiem świętości.

Życie, jak zwykle, wyprzedziło sztukę, bo zapewne takich bezeceństw, jakie proponował swojej internetowej interlokutorce 46-letni maniak seksualny Dębski, pewnie sam Pasolini na spółkę z Almodovarem by nie zdołali wymyślić. Białostocki talent scenariuszowy chyba się jednak zmarnuje, bo – jak słychać – kościelne władze odesłały jurnego księdza Dębskiego w pokutne odosobnienie, które pozwoli mu wyzwolić się z grzechu pożądania i pychy. Tak, tak – pychy, ponieważ ten koleś to duchowna wersja Bartłomieja Misiewicza, całkiem niedawno rzecznika prasowego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza i szefa gabinetu politycznego tegoż dostojnika. Misiewicz został w końcu aresztowany pod zarzutem niedopuszczalnego powoływania się na wpływy w czasie, gdy wiele osób mogło w jego możliwości uwierzyć, skoro salutowali temu Nikodemowi Dyzmie wysocy oficerowie wojskowi. Powierzono mu nawet z rekomendacji Macierewicza szefostwo parlamentarnej komisji do zbadania przyczyn tzw. katastrofy smoleńskiej. Dziś jest w niesławie i kłopotach, choć nikt nie zsyła go w miejsce odosobnienia.

Obywatel Dębski natomiast to jeszcze jeden farbowany lis. Jak wielu innych prominentnych przebierańców w sutannach – dochrapał się wielu eksponowanych stanowisk, które umożliwiały mu – podobno wieloletnie – realizowanie zachcianek seksualnych, niemających nic wspólnego z obowiązującym księży celibatem. Okazał się typowym przykładem dwulicowca, co to modli się pod figurą, a diabła ma pod skórą.

„Gazeta Wyborcza” wstrząsnęła opinią publiczną, publikując reportaż pod tytułem: „Będę jeździł po tobie jak po szmacie”. Jak wynika z informacji gazety, Dębski obiecywał trzydziestolatce: „Będziesz pierwszą kobietą w historii „wyr.........ą w gabinecie metropolity białostockiego”. Taka perspektywa nie spodobała się najwidoczniej metropolicie, który natychmiast pozbawił Dębskiego funkcji rzecznika prasowego archidiecezji białostockiej i pozbawił prawa wykonywania posługi duszpasterskiej, która temu przyjemniaczkowi pomyliła się z posługą duppasterską. W końcu metropolita nie byłby rad, że mu ktoś robi z gabinetu burdel.

Przy okazji ruszyła fala plotek na temat rozlicznych kochanek świętego męża, wśród których miały też być dziennikarki lokalnej telewizji. Bo ten doktor teologii, wykładowca Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego, kapelan klubu sportowego Jagiellonia i wydawca katolickiego magazynu „Pod Twoją Obronę” w TVP Białystok błyszczał też jako duchowy przewodnik dzieciarni w telewizyjnym programie „Ziarno”. I pewnie błyszczałby nadal, gdyby pewnego dnia nie naszła go chętka, by poprzez Messengera uwodzić obcą kobietę.

Kto ma olej w głowie, ten wie, że choć Kościół katolicki nawołuje do życia zgodnego z naturą i przeciwstawia się m. in. aborcji w zasadzie bez wyjątku, sam stawia swoich funkcjonariuszy w nienaturalnym stanie, zmuszając do celibatu. Jak wiadomo, w innych odmianach chrześcijaństwa takiego wymogu nie ma i nie przynosi go Biblia. Dlatego lepiej być kapłanem w obrębie protestantyzmu lub prawosławia niż w Kościele Rzymskokatolickim, który przed wiekami wprowadził celibat nie dla większego uduchowienia kapłanów, lecz z uwagi na nieuszczuplanie majątku kościelnego. W niczym nie zmienia to jednak sytuacji mających naturalny popęd młodych, a także już nie bardzo młodych mężczyzn w sutannach. Bo jak widać rozsiewają oni nie tylko ziarno, ale również plemniki.

Kościół traci coraz szybciej popularność i zaufanie w młodym pokoleniu. Może pora zastanowić się nad reformą?

Wróć