Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie

11-01-2023 20:43 | Autor: Tadeusz Porębski
Podczas Walnego Zebrania w SBM Stokłosy w czerwcu ub. r. procedowano w sposób wzbudzający wątpliwości natury prawnej. Nowa Rada Nadzorcza przegłosowała m. in. uchwałę o odwołaniu ze stanowiska wiceprezes Iwony Bocianowskiej. W dniu 6 grudnia Sąd Okręgowy w Warszawie ostatecznie wstrzymał wykonanie uchwały. Mimo to wiceprezeski nie przywrócono do pracy.

Zdaniem obserwatorów i lokalnych mediów z Ursynowa sam sposób przygotowania i przeprowadzenia czerwcowego Walnego Zebrania był co najmniej zastanawiający. To walne może przejść do historii SBM Stokłosy jako symbol naruszenia podstawowych zasad etyki i dobrych praktyk. Przeprowadzając obrady w skandalicznych warunkach (trwały nieprzerwanie od godziny 17.00 do 5 nad ranem), niewątpliwie naruszono Kodeks Dobrych Praktyk. Zebranie powinno zostać podzielone na dwa dni. Spółdzielnie opierają swoją działalność na takich wartościach jak demokracja, równość, sprawiedliwość i solidarność. W opinii wielu, czerwcowe WZ w SBM Stokłosy miało się nijak do tych idei. Jednym z kluczowych punktów obrad każdego walnego są wybory do Rady Nadzorczej, ponieważ jest to organ kontrolujący pracę prezesa spółdzielni i zarządu. Dobry obyczaj i dobre praktyki nakazują, by kluczowe punkty dla spółdzielni czy wspólnot mieszkaniowych rozpatrywane były w pierwszej kolejności, kiedy frekwencja jest najwyższa. To wymóg demokratyczny. Niestety, w większości dużych spółdzielń mieszkaniowych jest na odwrót – kluczowe punkty walnych zebrań lokowane są przez organizatorów w drugiej części porządku obrad, a często wręcz na szarym końcu. Jest to przemyślana taktyka, którą obserwujemy od początku lat 90. ubiegłego wieku, niestety nadal praktykowana. Prawdopodobnie chodzi o jak najszybsze zmęczenie zebranych, by najważniejsze decyzje podejmować we własnym gronie. Nie inaczej było na czerwcowym WZ w SBM Stokłosy. Początkowo w obradach brało udział ponad 300 członków spółdzielni, wśród których było sporo osób starszych. Nic zatem dziwnego, że z każdą kolejną godziną sala pustoszała. Zgodnie z wieloletnią spółdzielczą tradycją wybory do RN odbyły się późną nocą, kiedy sala świeciła pustkami. Gdzieś zagubione zostało poczucie równości i sprawiedliwości.

Wiceprezes Iwona Bocianowska jest autorką pomysłu wyburzenia starego, obskurnego pawilonu przy ul. Jastrzębowskiego 22 i postawienia w tym miejscu budynku ze 138 mieszkaniami, 4 lokalami użytkowymi, 180 miejscami w garażu podziemnym i 10 miejscami parkingowymi ogólnodostępnymi z poziomu terenu. Za próbę forsowania tej inwestycji zapłaciła posadą, ponieważ sam prezes spółdzielni Krzysztof Berliński nie widzi potrzeby rozebrania szpecącej Ursynów ruiny. Być może dlatego, że to nie on jest pomysłodawcą opłacalnej finansowo dla spółdzielców inwestycji. Punkt obrad o realizacji nowej inwestycji został wykreślony z porządku obrad czerwcowego WZ. W SBM Stokłosy widoczny jest podział na zwolenników i przeciwników wyburzenia ruiny przy ul. Jastrzębowskiego 22 i wybudowania w tym miejscu nowoczesnego obiektu mieszkalnego. Skoro dyskusję na ten temat odwołano, wielu zwolenników realizacji tego projektu opuściło obrady. Osoby starsze kolejno nie wytrzymywały przeciągających się dyskusji i bicia spółdzielczej piany. Frekwencja obniżała się z godziny na godzinę. Mniej więcej od północy do bladego rana obradowano więc w mocno ograniczonym gronie, które głosowało najważniejsze dla spółdzielni kwestie. Ostatnią uchwałę o pozbawieniu posady wiceprezes Iwony Bocianowskiej przegłosowano koło 5 nad ranem. Osoby bezpośrednio z nią współpracujące także zostały pozbawione pracy lub zdegradowane.

Aliści odwołana ze stanowiska – jej zdaniem niesłusznie – kobieta okazała się twardym orzechem do zgryzienia dla decydentów w SBM Stokłosy. Odwołała się do sądu i po kilkumiesięcznych perturbacjach formalno-prawnych uzyskała w dniu 6 grudnia ubiegłego roku ostateczne postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie wstrzymujące wykonanie uchwały RN SBM Stokłosy o odwołaniu jej ze stanowiska. Skoro sędzia SO Joanna Kruczkowska zadecydowała, że uchwała RN w przedmiocie odwołania ze stanowiska Iwony Bocianowskiej jest dotknięta wadą prawną i nie może zostać skonsumowana, wiceprezes powinna zostać przywrócona do pracy. Wydaje się to logiczne. Ale nie dla członków nowej RN SBM Stokłosy i mecenas Agnieszki Stec z kancelarii Proradcy oraz mecenasa Macieja Orkusza z warszawskiej kancelarii DZP, której zarząd spółdzielni dał pełnomocnictwa do reprezentowania w procesie sądowym. Należy zaznaczyć, że DZP plasowana jest pierwszej siódemce najlepszych warszawskich kancelarii prawniczych, więc korzystanie z jej usług to – jak powiada pan Ferdynand Kiepski z kultowego serialu – nie jest tania rzecz. Według pana mecenasa Orkusza, tu cytat: „przedmiotem sporu nie jest stosunek pracy, jaki wiąże panią (I.B.) ze spółdzielnią. Relacje pracownicze nawiązywane są i istnieją obok korporacyjnego stosunku uczestnictwa w organie spółdzielni…Wydane i sprostowane później postanowienie (Sądu Okręgowego)… nie obliguje spółdzielni do podejmowania jakichkolwiek działań względem pani osoby. Dlatego też Rada Nadzorcza nie widzi podstaw do dopuszczenia pani do pracy” (koniec cytatu). Czyli sędzia Sądu Okręgowego, wysoko kwalifikowany prawnik – swoje, a znawcy prawa z kancelarii DZP oraz RN SBM Stokłosy – swoje. Być może, wywód pana mecenasa Orkusza w zleconej mu opinii prawnej jest jasny, klarowny i całkowicie zrozumiały dla każdego członka SBM Stokłosy, ale dla nas w żadnym razie. Chyba kłania się stara Pawlakowa z kultowego filmu „Sami swoi” – sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie.

A tak nawiasem – skoro pan mecenas uważa, iż zakwestionowanie przez Sąd Okręgowy w Warszawie zgodności z prawem uchwały RN, pozbawiającej Iwonę Bocianowską posady, „nie jest przedmiotem sporu o stosunek pracy, jaki wiąże ją ze spółdzielnią”, to co jego zdaniem jest prawdziwą istotą tego sporu? Być może spór dotyczy bardzo ważnej dla SBM Stokłosy kwestii, kto jest bardziej atrakcyjny fizycznie – wiceprezes Bocianowska czy prezes Berliński? Gdyby tak było, zdecydowanie poparlibyśmy kandydaturę pani Iwony Bocianowskiej. A mówiąc już poważnie, może przypuszczać, że wiceprezes Bocianowska może w nieskończoność walić głową w mur, a i tak pozostanie na bruku, podobnie jak poprzedni prezes spółdzielni, wiceprezes i główna księgowa, którzy również zostali zwolnieni z pracy bez podstaw prawnych. Z tą jednakowoż różnicą, że poprzedni prezes, wiceprezes i główna księgowa wygrali w sądzie procesy i SBM Stokłosy musiała wypłacić im zaległe wynagrodzenia oraz zadośćuczynienia idące w setki tysięcy złotych. Dla całkowitej jasności: my piszemy „SBM Stokłosy”, a należy to odczytać „kilka tysięcy spółdzielców”, ponieważ wypłacone wyrzuconym z roboty urzędnikom, sięgające miliona zł zadośćuczynienia nie wypłynęły bezpośrednio z kieszeni prezesa Krzysztofa Berlińskiego i członków RN, tylko pośrednio z kieszeni kilku tysięcy członków SBM Stokłosy. Mimo to nikt nie poniósł odpowiedzialności za ewidentnie chybione decyzje, generujące poważne straty w budżecie spółdzielni. Czy to nie kojarzy się z niegospodarnością, a przynajmniej się o nią nie ociera? Warto się mocno zastanowić, tym bardziej, że nie są to jedyne kosztowne procesy sądowe prowadzone przez SBM Stokłosy pod wodzą Krzysztofa Berlińskiego.

Bardzo kosztowne dla SBM Stokłosy były także nietrafione decyzje dotyczące wydzierżawienia pawilonu o powierzchni 1675 mkw. przy Koncertowej 13, które wygenerowały milionowe straty. W 2016 r. budynek został wydzierżawiony niepublicznej lecznicy „ALMED”. Umowę na wieloletnią dzierżawę pawilonu mieli podpisać urzędujący prezes SBM Stokłosy Krzysztof Berliński oraz jego zastępca ds. technicznych Jacek Popławski. Przed kilkoma laty RN SBM Stokłosy poprzedniej kadencji zleciła sporządzenie opinii prawnej, z której wynika krytyczna ocena postanowień umowy dzierżawy. Prawnik wytknął aż siedem poważnych uchybień, które spowodowały, że umowa jest wysoce niekorzystna dla spółdzielni. Członkowie zarządu, podpisujący przedmiotową umowę, tu cytat z informacji RN poprzedniej kadencji: „wykazali się brakiem dbałości o wystarczające zabezpieczenie interesów spółdzielni i jej członków, przez co mogli narazić spółdzielnię na straty i utratę korzyści z tytułu najmu pawilonu przy ul. Koncertowej 13”. Z informacji RN wynika również, iż nie zostały opłacone faktury od lipca 2016 do lipca 2020 r. na kwotę ponad miliona złotych. Został skierowany pozew o zapłatę w postępowaniu uproszczonym. Sąd wydał nakaz zapłaty, ale strona przeciwna wniosła sprzeciw i postępowanie trwa. Żadna z powyższych spraw (ani pracownicza, ani z zakresu prawa karnego) nie została przez spółdzielnię wygrana. Pawilon przy ul. Koncertowej 13 stoi pusty, systematycznie popada w ruinę i nadal generuje straty. Dziw bierze, że umową generującą milionowe straty dla spółdzielni jeszcze nie zajęła się prokuratura. Należy zadać członkom SBM Stokłosy, szczególnie mieszkańcom wielorodzinnych budynków, których liczba zdecydowanie przewyższa liczbę członków mieszkających w domach jednorodzinnych, pytanie: czy jak na jedną spółdzielnię i jeden zarząd nie za dużo finansowych wpadek? I kolejne pytanie: czy mniejszość zamieszkała w domach jednorodzinnych – popierająca obecny zarząd spółdzielni oraz prezesa Krzysztofa Berlińskiego – powinna dominować nad zdecydowaną większością mieszkającą w budynkach wielorodzinnych, a taką sytuację mamy obecnie w SBM Stokłosy?

Zablokowanie inwestycji Jastrzębowskiego 22 nie na wiele się zda. SBM Stokłosy jest bodaj jedyną dużą spółdzielnią mieszkaniową na południu Warszawy, która nie realizuje nowych planów inwestycyjnych i nic nie buduje. Prędzej czy później będzie jednak musiała pójść śladem sąsiadów i przystąpi do realizacji inwestycji Jastrzębowskiego 22, tym bardziej że posiada wszystkie niezbędne decyzje administracyjne. Realizację wymusi zwykła ekonomia. W dobie kryzysu ponad 30 mln złotych pozyskane z tytułu wybudowania wielorodzinnego budynku mieszkalnego, to zbyt łasy kąsek, by przejść obok niego obojętnie. Należy jedynie uzgodnić wysokość nowego budynku z mieszkańcami sąsiednich domów, by nie przysłaniał im widoku i nie ograniczał nasłonecznienia mieszkań. Zarząd SBM Stokłosy kierowany przez prezesa Krzysztofa Berlińskiego i popierająca go RN prawdopodobnie wciągną spółdzielnię w kolejny kosztowny proces sądowy. Tym razem z Iwoną Bocianowską, której determinację w dążeniu do obrony własnego wizerunku i dobrego imienia potwierdzają kolejne pozwy składane w sądzie. Członkowie RN SBM Stokłosy oraz innych spółdzielni mieszkaniowych powinni w tym miejscu pojąć, że ich członkostwo wiąże się nie tylko z pobieraniem diet, ale także z odpowiedzialnością karną. Nie jest tak, że gremia te mogą hulać bezkarnie i kpić z przepisów oraz sądowych postanowień.

W obecnym stanie prawnym perspektywa pociągania członków rad nadzorczych do odpowiedzialności karnej wynika z przyjęcia, że podstawą takiej odpowiedzialności może być niedopełnienie ciążącego na nich ogólnego obowiązku nadzoru nad działalnością osoby prawnej. Sprawcą przestępstwa niegospodarności mogą być osoby obowiązane na podstawie przepisu ustawy, decyzji właściwego organu bądź umowy do zajmowania się sprawami majątkowymi lub działalnością gospodarczą osoby prawnej. Członek rady nadzorczej może być zatem sprawcą czynu zabronionego z art. 296§1 k.k. i jego zmodyfikowanych postaci.

Od redakcji: Przygotowując powyższą publikację opieraliśmy się przede wszystkim na dokumentach sądowych, które nie wymagały weryfikacji, oraz spółdzielczych dostarczonych nam przez członków SBM Stokłosy. Osobno na relacjach zamieszczanych w ursynowskich mediach lokalnych i pochodzących od uczestników czerwcowego Walnego Zebrania w spółdzielni. Chętnie poznamy też stanowisko urzędującego prezesa SBM Stokłosy oraz Rady Nadzorczej.

Wróć