Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ruski potwór znów pokazuje pazury

16-03-2022 20:42 | Autor: Tadeusz Porębski
Minęło już ze dwadzieścia lat, a w mojej głowie ciągle tkwi teza, którą postawił w wywiadzie dla magazynu „New Musical Express” niejaki Fish, czyli Derek William Dick, mocno filozofujący lider progresywnej kapeli rockowej Marillion. Magazyn NME stylem nawiązywał swego czasu do „gonzo”, dlatego uwielbiałem czytać zamieszczane tam wywiady z gwiazdami rocka. Fish powiedział wówczas: "Dzisiejszy świat zaczyna mi przypominać świat sprzed Rewolucji Francuskiej – garstka ludzi ma wszystko, reszta tylko biedę i ciągłą walkę o przetrwanie. To musi się kiedyś źle skończyć". Dzisiaj nie mam już żadnych wątpliwości, że świat zmierza w złym kierunku i faktycznie „to musi się kiedyś źle skończyć”. Po ponad 70 latach spokoju i dobrobytu Europa na nowo poznaje smak wojny. Na razie wojenne barbarzyństwo, które Rosja Putina zgotowała niepodległej Ukrainie, oglądamy na ekranach telewizorów. Do czasu.

Wojna w Ukrainie to zasłona dymna dla tego, co dzieje się na świecie. Będzie coraz gorzej, ponieważ po raz pierwszy w dziejach ludzkości 1 proc. najbogatszych ludzi na świecie posiada większy majątek niż pozostałe 99 proc. populacji. Z każdym rokiem pogłębia się proces nierówności społecznych. Nasilające się w latach 2018-19 protesty w różnych częściach Europy łączyła przede wszystkim wściekłość na elity sprawujące władzę, których nieudolne i korupcjogenne rządy pogłębiają pauperyzację społeczeństwa. "Żółte kamizelki" zalały całą Francję, powodem nasilających się strajków była zapowiedziana przez prezydenta podwyżka cen benzyny i reforma kodeksu pracy. W ślad "Żółtych kamizelek" poszły „Czerwone długopisy”, powstała na Facebooku grupa tysięcy nauczycieli z terenu całego kraju niezadowolonych ze swojej sytuacji bytowej. Na początku grudnia 2018 r. dziesiątki tysięcy Węgrów wyszły na ulice miast, protestując przeciwko zmianom w kodeksie pracy. Ludzie nazwali nowelizację „ustawą niewolniczą”, ponieważ dopuszczała więcej nadgodzin, które miałyby być rozliczane z kilkuletnim opóźnieniem.

W Wiedniu ludzie wyszli na ulice po powstaniu rządu Sebastiana Kurza, który zawiązał koalicję z ugrupowaniem o faszystowskich korzeniach. Dominowały transparenty z napisami: „Nie pozwolimy przejąć rządu faszystom”. W Albanii dwaj najważniejsi ludzie w państwie – premier Edi Rama i minister spraw wewnętrznych Fatmir Xhafaj – zostali oskarżani o powiązania z mafią i przemyt narkotyków. W Belgradzie masowo protestowano przeciwko autorytarnym rządom prezydenta Aleksandra Vucicia, a w Skopje żądano dymisji premiera Nikoły Grujewskiego po oskarżeniu go o patronowanie korupcji. Protesty wyciszono, ale zaraz nadeszła pandemia i kryzys gospodarczy, a ostatnio wojna, której owocem są m. in. drastyczne podwyżki cen paliwa, a co za tym idzie także żywności, energii etc.

Lada moment niepokoje społeczne odżyją w znacznie ostrzejszej niż dotychczas formie. Przyczynią się do tego kolejne pandemie, wojny, galopująca inflacja, kryzys energetyczny oraz postępujące w szybkim tempie rozwarstwienie społeczeństwa.

Rosja to osobna historia. Ostatni protest społeczny, który spowodował zmianę ustroju i władzy w tym państwie, miał miejsce w 1917 roku. Od tego czasu każdy protest jest brutalnie pacyfikowany, a liderzy są likwidowani za pomocą trucizny i rewolwerowej kuli, bądź osadzani na wiele lat w koloniach karnych z daleka od cywilizacji. Federacja Rosyjska naszpikowana jest bogactwami naturalnymi i bronią jądrową, więc trudno się z nią nie liczyć. Z Rosją należy się liczyć, ale Europa popełniła straszliwy błąd, uzależniając się gospodarczo od hegemona, którego imperialne zapędy są powszechnie znane choćby z historii. Ocknięcie się z letargu, które nastąpiło w dniu 24 lutego, było dla większości Europejczyków bardzo przykrym przeżyciem. Przekonali się bowiem naocznie, że pokój w Europie jest czymś iluzorycznym i zależy od widzimisię dyktatora z Kremla. Zachód w ogóle nie zna Rosji, a młode pokolenie nie ma o historii tego państwa bladego pojęcia. Fakty historyczne dowodzą zaś, że Rosja to odwieczny napastnik i agresor, zaś rosyjska polityka to rzeka kłamstw, manipulacji i ukrywania niewygodnych faktów, poprzez bezczelne zaprzeczanie ich istnieniu.

W 1866 r. Rosja pod panowaniem cara Aleksandra II stała się najrozleglejsza w całej swojej historii (23,7 mln km kwadratowych), będąc trzecim co do wielkości państwem w dziejach ludzkości. Większe terytorialnie były tylko imperium brytyjskie za czasów panowania Jerzego V (35,8 mln km) oraz mongolskie za czasów Kubilaj-chana (33 mln km). Obecnie obszar Federacji Rosyjskiej liczy 17,1 mln km, co czyni Rosję Putina największym krajem świata. Spora część terytorium Rosji to zdobycze wojenne. Napadali praktycznie na wszystkich sąsiadów. W 1920 r. napadli na Polskę, a w 1939 r. na Finlandię i ponownie na Polskę, mordując w Katyniu tysiące polskich oficerów. Po wojnie zabrali Japonii Wyspy Kurylskie, które okupują do dzisiaj, jak również wzięli pod but całą Europę środkowo – wschodnią odbierając suwerenność wielu państwom, w tym Polsce. W 1956 r. zgotowali Węgrom krwawą łaźnię w Budapeszcie. W 1968 r. napadli na Czechosłowację, przymuszając naszych żołnierzy do udziału w inwazji. W roku 1979 przyszła kolej na Afganistan. Po rozpadzie ZSRR napadali na Czeczenię, Gruzję i Osetię, a w 2014 siłą odebrali Ukrainie Krym. Europa i świat smacznie spały, więc sięgnęli po całą Ukrainę.

Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy przypomina o terytoriach sąsiednich państw, które Rosyjska Federacja okupuje od wielu lat. Poza Archipelagiem Kurylskim są to Karelia – prowincja Finlandii zdobyta przez ZSRR w wyniku wojny zimowej 1939-1940 oraz Kaliningrad (Koenigsberg) – miasto w Prusach zaanektowane przez Sowietów we wrześniu 1945 roku. Zdobycze terytorialne – to od wieków priorytet Kremla i rosyjskiej dyplomacji. Putin ubrdał sobie, że odtworzy „Wielką Rosję” z okresu po konferencji jałtańskiej, co oznacza, że trzy państwa bałtyckie – Białoruś, Ukraina i Gruzja – miałyby zostać włączone do Federacji jako część „Wielkiej Rosji”, zaś Polska, Czechy, Słowacja, Rumunia i Bułgaria ponownie znalazłyby się w strefie wpływów Kremla. Jeśli plan by się powiódł, przyszłaby kolej na małą, acz zasobną Finlandię i wreszcie na resztę Europy. Takich planów lęgnących się w głowie Putina nie można wykluczyć, wszak już raz w 1920 r. Kreml wysłał sowiecką dzicz na zachód.

Przemowa Lenina do żołnierzy Armii Czerwonej przed wyruszeniem na front do Polski stanowi modelowy przykład rosyjsko – sowieckiego szowinizmu i nacjonalizmu. Wojna 1920 miała doprowadzić do zniszczenia burżuazyjnej, kapitalistycznej Polski i otwarcia rewolucyjnym wojskom Armii Czerwonej drogi do Europy zachodniej, by pokonać rządzących tam imperialistów i wprowadzić bolszewizm. Uniesienie odmalowane na słynnym obrazie Izaaka Brodskiego w całej sylwetce i postawie Lenina, koresponduje ze skupieniem ukazanym na obliczach ludzi zgromadzonych w tłumie. Każdy ze słuchaczy chłonie słowa Lenina, niektórzy robią notatki, inni zrywają czapki z głów i machają nimi w powietrzu porwani przemówieniem. Przywiązane od stuleci do buta i knuta rosyjskie społeczeństwo, przyjmujące ze skrywanym zadowoleniem dziedzictwo i spuściznę reżimów carskiego oraz stalinowskiego, wynosi na piedestał ludzi w typie Putina, bo wie, że tylko mocny i bezwzględny władca potrafi dopasować radziecką historię do egoistycznych celów politycznych oraz doprowadzić do odrodzenia się „Wielkiej Rosji”. Jest to społeczeństwo typowo wiernopoddańcze, moim zdaniem nie zasługujące na lepszy los.

Europa wreszcie zarejestrowała, że na wschodzie kontynentu obudził się potwór, który za nic ma integralność granic, prawa człowieka, międzynarodowe konwencje i generalnie – cały cywilizowany świat. Potwór chciał pokazać swoją moc i rzeczywiście pokazał, niszcząc miasta i zabijając ludność cywilną, w tym kobiety i dzieci. Ale wojny nie wygrał i prawdopodobnie nie wygra, bo natrafił na przeciwnika przewyższającego go determinacją, odwagą oraz wolą walki. Europa stała się dzisiaj dozgonnym dłużnikiem Ukrainy, która podobnie jak Polska w 1920 roku pokazuje bolszewikowi z Kremla miejsce w szeregu. A społeczeństwo w Rosji? Ponad 50 procent nawet nie stara się dojść do prawdy, wierzy w rządowe brednie o rzekomej denazyfikacji Ukrainy, w „operację specjalną”. Nadal marzy o „Wielkiej Rosji” i popiera swojego idola Władymira Władymirowicza. To dlatego Rosja jest największym niebezpieczeństwem dla świata, groźniejszym od katastrofy z kosmosu, wybuchu wulkanów i pandemii.

Wróć