Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Romantyczna kariera przybysza z Ukrainy

06-04-2022 20:40 | Autor: Tadeusz Porębski
Rozmowa z Tarasem Saliwonczykiem, czołowym powożącym w gonitwach dla kłusaków francuskich rozgrywanych na polskich torach.

PASSA: Z jakiego regionu Ukrainy pan pochodzi?

TARAS SALIWONCZYK: Pochodzę z miasta Kostopol obwodzie Rówieńskim. Miasto uzyskało przywileje miejskie w 1792 r. od króla Stanisława Augusta.

Zadebiutował pan na polskich torach jako powożący w 2007 roku. Kiedy trafił pan do naszego kraju i dlaczego akurat tu zdecydował się osiedlić?

Do Polski przyjechałem po koniec 2005 r. na praktyki do stajni duńskiego trenera Petera Simoniego niedaleko Szczecina. Tam poznałem swoją przyszłą małżonkę. Do 2007 r. jeszcze pracowałem z kłusakami, później wziąłem ślub i uzyskałem stały pobyt w Polsce.

Ma pan na koncie ponad 100 wygranych wyścigów i od lat dzierży tytuł Czempiona Powożących. Które zwycięstwo sprawiło panu największą satysfakcję?

To prawda, mam na koncie najwięcej zwycięstw w gonitwach dla kłusaków rozgrywanych w Polsce. Każde z nich cieszyło, ale chyba najbardziej to pierwsze w Warszawie na klaczy Nitisa Josselyn u trenera Wiesława Kałuży w 2011 r. Nie mniejszą radość sprawiło mi 100. zwycięstwo na kłusaku Fulham w sierpniu 2020 r.

Służewieccy gracze nie są ekspertami, jak idzie o typowanie w gonitwach kłusaków. Często głowią się, co jest decydujące w takich wyścigach – klasa konia, taktyka obrana podczas gonitwy przez powożącego, czy technika powożenia sulką?

W gonitwach dla kłusaków typowanie rzeczywiście może być trudne. Dodatkowym utrudnieniem jest bowiem to, że konie często przechodzą w galop i są dyskwalifikowane. Tego nie jest w stanie przewidzieć ani powożący, ani trener, a tym bardziej gracz, ponieważ wszystko tkwi w głowie konia. Kłusak francuski to gorącokrwista rasa, dlatego dyskwalifikacje zdarzają się stosunkowo często na każdym torze.

Na jakie elementy podczas wyścigów kłusaków powinien przede wszystkim zwrócić uwagę gracz, by zwiększać swoje szanse na prawidłowe typowanie takich gonitw?

Należy obserwować i analizować każdy kolejny start – szczególnie ostatni – by wiedzieć, czy mamy do czynienia z progresem. Trzeba też zwracać uwagę na formę stajni – to bardzo ważny element. Rzecz jasna, rola powożącego jest kluczowa, bo musi rozłożyć siły konia w dystansie i wyrobić sobie dogodną pozycję do ataku przed wejściem w ostatnią prostą, by nie dać zamknąć się w koniach. Zachęcam graczy, by bacznie obserwowali rozgrzewkę koni przed gonitwą: czy nie są zbyt zdenerwowane, zlane potem i czy prawidłowo kłusują. Co znaczy prawidłowo? Kłus to chód dwutaktowy konia. Podczas kłusowania dwie przeciwległe kończyny (prawa przednia i lewa tylna, bądź odwrotnie) jednocześnie odbijają się od ziemi. Im większa harmonia w kłusie, tym większe szanse na wygraną.

Trenerem kłusaków, którymi pan powozi, jest małżonka, pani Anna Frontczak – Salivonchyk. W jakich okolicznościach poznali się Polka i obywatel Ukrainy? Czy jest to historia romantyczna?

Nawet bardzo romantyczna, bo w tle były konie – boskie stworzenia. Szczegółów nie będę zdradzał. Z Anną, jak wcześniej mówiłem, poznaliśmy się w stadninie. Połączyła nas wspólna pasja i oczywiście głębokie uczucie.

Gdzie państwo mieszkacie? Macie wspólne potomstwo?

Mamy córeczkę Olgę i mieszkamy w przysiółku Brzezina w gminie Twardogóra, niedaleko Wrocławia.

Ciągle pozyskujecie nowe kłusaki, by prezentować je na naszych torach. Są coraz lepsze. Gdzie kupujecie konie i czym kierujecie się państwo przy zakupie?

Kłusaki kupujemy na aukcjach we Francji i na Ukrainie. Najpierw patrzymy w rodowód , na rodzeństwo i kariery. Ważny jest też charakter kłusaka. Tak naprawdę jest to w jakimś sensie loteria, jak przy zakupie każdego konia wyścigowego. Przy zakupach naszych kłusaków korzystamy ze wsparcia kolegów po fachu z Ukrainy.

Bierze pan również udział w gonitwach za granicą. Największy sukces?

W Niemczech wygrałem w pięknym stylu z Parasolką, czteroletnią klaczą z Ukrainy. Była typowana dopiero na 4-5 miejsce, więc tę wygraną uważam za mój największy sukces zagranicą.

Pana ulubiony podopieczny w stajni to…

Nie mam ulubionych koni, kocham wszystkie, z którymi pracuję. Tęsknię za tymi, które zakończyły karierę i odeszły ze stajni.

Z czym państwo wychodzicie w tym sezonie na tory? Będą kolejne wartościowe debiuty?

Mamy obecnie w stajni siedem kłusaków, w tym sześć francuskich, którymi będziemy się ścigać w Polsce i za granicą. Wygrać w tym sezonie z Gobsem będzie rywalom bardzo trudno. Grinder jest bardzo mocny i powinien być lepszy niż w poprzednim sezonie. Wartościowym debiutem powinien być wałach Inoui de Boijaret (ur. 2018) po Olitro od Quirabelle/ Ustang de Mai. Startowałem z nim w Berlinie, jest ambitny. Ma solidnego ojca z niezłym rekordem 1`11,8, który zarobił 357.320 euro. Ojciec matki z 15. zwycięstwami na koncie

Który z pańskich koni jest według pana obecnie najlepszy w stawce?

Numerem jeden w stajni, jak również w Polsce, jest Factoriel.

Zapewne ma pan na Ukrainie rodzinę. Co chciałby pan przekazać za naszym pośrednictwem członkom rodziny i rodakom walczącym o niezawisłość i suwerenność ojczyzny?

Mam rodziców i dwie młodsze siostry, które mieszkają na zachodzie Ukrainy. Na razie są bezpieczne. Ukraina ma teraz mocne wsparcie cywilizowanego świata, zwłaszcza ze strony Polski. Mój naród jest bardzo waleczny i nade wszystko ceni sobie wolność. Boli mnie serce, jak oglądam w telewizji, co z moją ojczyzną robią ruscy barbarzyńcy. Ale wierzę, że dobro zwycięży. Sława Ukrainie!

Dziękuję za rozmowę i życzę samych sukcesów w nowym sezonie.

Foto: Tor Wyścigów Konnych Służewiec

Wróć