Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Róbmy swoje…

18-08-2021 21:11 | Autor: Mirosław Miroński
Lubię patrzeć na ludzi. Gdy chodzę ulicami, rozglądam się dookoła. Ludzie są uśmiechnięci, rozmawiają ze sobą, idą razem, mijają się, nie widząc się nawzajem. Wpatrzeni w ekrany smartfonów nie dostrzegają, co dzieje się obok nich. Pędzą na hulajnogach, gromadzą się na przystankach. Wypełniają kawiarniane ogródki, zalegają w plecionych fotelach, sącząc napoje albo zajadają coś pochyleni nad stolikami.

Zajęci własnymi sprawami zapewne nie zastanawiają się, że to beztroskie życie jest w dużej mierze zasługą tych, którzy żyli tu przed nimi. Być może bohaterowie z dawnych lat wciąż żyją… Jest ich już coraz mniej. Ubywa ich z każdym rokiem, bo taka jest nieuchronna kolej losu. Rzadko pojawiają się wśród nas, poruszających się codziennie po ulicach stolicy. To ludzie, którzy doświadczyli okropności wojny, przeżyli Powstanie Warszawskie. Oczywiście, minęło już kilka pokoleń od tamtej pory – trzy a nawet cztery. Od tragicznych wydarzeń, które przeorały naszą historię, odmieniły drastycznie życie warszawiaków. Wydarzenia, o których mowa to: II wojna światowa, walka z okupantem niemieckim, następnie opór przeciwko sowietyzacji, a przede wszystkim Powstanie Warszawskie na zawsze wryły się w pamięć żyjących świadków historii. Przeszły także do świadomości następnych pokoleń jako wielka trauma. Powstanie Warszawskie do dziś budzi kontrowersje i spory wśród polityków, historyków osób zajmujących się Powstaniem zawodowo lub związanych z nim emocjonalnie ze zrywem, w którym sami brali udział, bądź brali ich bliscy, znajomi etc. W przekonaniu zwykłych ludzi był to zbrojny zryw wymierzony przeciwko osłabionych już wojną na wielu frontach Niemcom. Dla krytyków powstania było to niepotrzebne narażanie warszawiaków na represje oraz zniszczenie stolicy niemal do wypalonej ziemi.

Prawda wcale nie leży pośrodku, bo nie ma mowy o znalezieniu jakiegokolwiek środka w tej kwestii. Ocena Powstania zależy w dużej mierze od bieżących motywacji politycznych, społecznych czy nawet kulturowych. Jest to ogromna przestrzeń, która z jednej strony wymaga wielu badań, a z drugiej możliwe są próby naginania prawdy do własnych celów, nie zawsze naukowych. Za mniej niż ćwierć wieku będziemy obchodzili setną rocznicę Powstania Warszawskiego i jestem pewien, że jego oceny będą tak samo rozbieżne, jak dzisiaj. Uważam, że należy odejść od ocen, czy też wydawania kategorycznych wyroków na jego temat. Należy natomiast pozostawić otwartą przestrzeń dla historyków i badaczy oraz skupić się na tym, czym Powstanie było dla ówczesnych mieszkańców stolicy. To tamto pokolenie podjęło decyzję i to ono jest jedynym uprawnionym do oceny. Niezależnie od tego, czy była to decyzja słuszna, czy nie. Żadne próby stygmatyzowania uczestników bądź gloryfikowania ich po latach nie dadzą odpowiedzi na towarzyszące temu wydarzeniu wątpliwości. W nieskończoność można zadawać sobie pytania o jego celowość, ale to niczego nie wyjaśni po tylu latach, zwłaszcza gdy spogląda się na nie z dzisiejszej perspektywy. Podobnie, jak nie wyjaśniło to niczego wcześniej.

Sytuacja w sierpniu (1944), siedemdziesiąt siedem lat temu, w niczym nie przypominała dzisiejszej. Nie sposób więc z dzisiejszego punktu widzenia rozstrzygać cokolwiek na temat samego Powstania ani tego co wydarzyło się bezpośrednio po nim. Faktem jest, że jako alianci zachodnich mocarstw walczący z Niemcami i Sowietami zostaliśmy przez naszych sojuszników zdradzeni i potraktowani, jak karta przetargowa w międzynarodowej grze. Nasz los podzieliło wiele państw Europy Środkowej. Z tym przyszło nam żyć, a konsekwencje tego stanu rzeczy spadły na nas i na następne pokolenia, choć te ostatnie nie zawsze są tego świadome. Jest dość rozpowszechnione powiedzenie, że historia lubi się powtarzać. Uważam, że owszem, jednak nie powtarza się tak samo. Powiedzenie to jest tylko częściowo prawdziwe. Powodem jest m.in. to, że zmieniają się okoliczności wydarzeń, układy i cele geopolityczne. Zmieniają się sami ludzie, narody, społeczeństwa. Jednym słowem: panta rhei - jak twierdził starożytny filozof grecki Heraklit z Efezu. (ur. ok. 540 p.n.e., zm. ok. 480 p.n.e.).

Można się zastanawiać, czy współcześni beztroscy mieszkańcy Warszawy - młodzież, dorośli byliby zdolni do podobnych poświęceń w obronie swojego miasta, co ich przodkowie 77 lat temu? To jest pytanie, na które nie znajdziemy odpowiedzi. Być może tak, a może nie. Oby pytanie to pozostało retoryczne jak najdłużej. Oby nigdy nie trzeba było go zadać w praktyce. Być może odpowiedzi wcale nie otrzymamy. Może nie otrzymają jej także następne pokolenia. Wiemy jednak, że żadna sielanka, czas prosperity i pokoju nie trwają w nieskończoność. Niektóre procesy we współczesnym świecie przyśpieszają, stają się nieprzewidywalne. Historia uczy, że nic nie jest dane raz na zawsze, zwłaszcza wolność, którą łatwo stracić, o którą trzeba walczyć. Można to robić na różne sposoby, np.: wzmacniając gospodarkę kraju, rozwijając go technologicznie, zawierając sojusze z innymi, którzy mają podobne do naszych interesy polityczne, budować system wzajemnych powiązań handlowych regionalnych i globalnych etc.

Wierzę, że ludzie na ulicach w swojej codziennej gonitwie przyczyniają się do tego, wszyscy razem i każdy z osobna. Nie tracąc uśmiechu na twarzy, róbmy swoje - jako warszawiacy i jako naród.

Wróć