Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Robi się duszno i... porno

29-09-2021 21:39 | Autor: Maciej Petruczenko
Si vis pacem, para bellum – chcesz pokoju, szykuj się do wojny. To wciąż trafne powiedzenie dawnego mędrca przychodzi mi na myśl, gdy dziś wokół Polski zaczyna się robić niespokojnie. Rząd, deklarujący ustami premiera i różnych ministrów bezustanną troskę o bezpieczeństwo i dobrobyt naszego kraju – wskazuje przede wszystkim na nękające właśnie Polskę rusko-białoruskie zaczepki, polegające na wysyłaniu na terytorium RP coraz większej liczby sprowadzanych podstępnie z Afryki i Azji nielegalnych emigrantów, oficjalnie mieniących się uchodźcami politycznymi. Ma to być wojna podjazdowa, w nowoczesnej terminologii zwana raczej hybrydową.

Oczywiście, diabli wiedzą, kogo tak naprawdę podsyła nam na zieloną granicę wspierany przez Władka Putina Olek Łukaszenka, co do którego jednak powinniśmy być całkowicie spokojni. Wszak były marszałek Senatu Stanisław Karczewski – po trzydniowej wizycie w Mińsku w 2016 roku – poinformował nas, że prezydent Białorusi to bardzo ciepły człowiek, a więźniów politycznych tam nie ma. Dlaczego zatem w tej chwili tzw. uchodźcy są przepychani to na polską, to na białoruską stronę przez pograniczników obu państw? Przecież ciepły człowiek po tamtej stronie powinien, zgodnie ze swoim charakterem, przyjmować ich ciepło, tym bardziej zaś my powinniśmy cieszyć się z ich niespodziewanej wizyty, będąc znani w szerokim świecie ze staropolskiej gościnności.

Podobno postawione w trybie przyspieszonym na Podlasiu graniczne zasieki bardziej powstrzymują przechodzącą tamtędy zwierzynę niż nielegalnych emigrantów albo uchodźców zwanych ostatnio nachodźcami. Ktokolwiek chce się zresztą do nas dostać, będąc w stanie wyższej konieczności, nie musi być od razu brutalnie odkopnięty. Wystarczy przypomnieć, jak do niedawna to my, Polacy, zjawialiśmy się w wielu innych krajach w poszukiwaniu bezpieczeństwa, wykształcenia, a przede wszystkim przyzwoicie opłacanej pracy. Tylko do Wielkiej Brytanii czmychnął w ostatnich latach milion naszych rodaków. A ilu przytuliły Stany Zjednoczone!

Ktoś pewnie jak najsłuszniej zauważył, że z jednej strony hołubimy sprowadzonych w trybie pogotowia ratunkowego afgańskich współpracowników naszych wojsk i służb specjalnych, z drugiej zaś plujemy na każdego, kto znalazł się w desperackiej sytuacji na granicy z Białorusią. Wprost trudno uwierzyć, że minister spraw wewnętrznych proponuje publiczności oglądanie w telewizji aktów zoofilii, których rzekomo miał się dopuszczać (a przynajmniej przechowywać w telefonie) jeden z przybyszów, dobijających się o wstęp do Polski. Czy ktoś z władz zdecydowałby się na podobną akcję w celu zaprezentowania pedofilskich wyczynów naszych księży – z biskupami włącznie? To oczywiście pytanie retoryczne.

W czasach PRL parodiowaliśmy państwowotwórcze hasła, powtarzając chociażby: „tylko margaryna mleczna przeciw ciąży jest skuteczna”, „zamiast w kącie macać dziwki, zrób jesienne podorywki”, „Eisenhowerze, przyjeżdżaj choćby na rowerze, bo Chruszczow wszystkie świnie nam zabierze”...

Do posunięcia z opublikowaniem sceny zoofilskiej bodaj z koniem czy krową najbardziej chyba jednak pasuje cokolwiek przetransponowane (poprzez usunięcie słowa „rolnik” i zaimka dzierżawczego „swoje”) hasło: „Każdy Arab postępowy sam zapładnia czyjeś krowy”. Choć w tym wypadku nie wiadomo, czy chodziło o kogokolwiek z Arabów, wobec których ja akurat nie żywię złych uczuć, jakkolwiek dostrzegam ich niedostosowanie do kultury europejskiej i wzdragam się na widok arabskich ekstremistów, wybierających drogę terroryzmu. Acz patrząc z drugiej strony, trzeba sobie przypomnieć, że nasz tak zasłużony w dziele odzyskania i utrzymania niepodległości Józef Piłsudski był w swoim czasie również uważany za terrorystę, tylko przez władze carskiej Rosji – jako rabuś napadający na pociągi.

Jeszcze kilka lat temu można było obserwować w Piasecznie poranne sceny pod odrapanym budynkiem dawnej mleczarni. Była to swoista giełda pracy, nazywana jednak pogardliwie przez miejscowych targiem niewolników, bo na zaangażowanie do jakiegoś możliwie prostego zajęcia czekali tam – głównie rosyjskojęzyczni – przybysze, przeważnie Ukraińcy, a w mniejszej liczbie Białorusini. Podobne sceny widziałem przed laty w Chicago, gdzie tzw. kontraktorzy znajdowali Polaków chętnych do sprzątania sklepów lub fabryk. W obydwu wypadkach było to cokolwiek upokarzające dla biednych obcokrajowców, liczących choćby na niewielki zarobek. Z czasem owa piaseczyńska giełda zniknęła. W skali całej Polski milion imigrantów z Ukrainy wtopił się w miejscowe społeczeństwo, już bez kłopotu znajdując – i to całkiem godziwe – zatrudnienie.

Dziś żyjący w jakim takim dobrobycie Polacy zapomnieli już, jak sami byli ubogimi krewnymi zachodniej Europy i Ameryki. Co gorsza zaś, poprzez zdumiewające nie tylko mnie działania rządu, zaczynamy sprawiać wrażenie, że to my dyktujemy warunki międzynarodowe, że Ameryka już nam do niczego niepotrzebna, a Unia Europejska – dzięki której nasz kraj wyrwał się z długoletniego zacofania – jest nam dziś tylko kulą u nogi. Aż za bardzo przypomina to mocarstwowe mrzonki przedwojennej Polski, która miała nie oddać Niemcom ani guzika, a jak się w praktyce okazało – guzik im mogła zrobić.

Nasi obecni liderzy z góry przeciwstawiają się „Stanom Zjednoczonym Europy”, bo widzą w perspektywie „groźbę” powstania takiej kontynentalnej federacji. Wolą pozostawać w roli szczerzącego kły samotnego odyńca. Czy naród polski ostatecznie na taką izolację pozwoli, tego nie wiem. Na razie jednak mamy podstawowy wewnętrzny problem – lawinowy wzrost cen dosłownie w każdej sferze życia. Okres polityki bezkarnego rozdawnictwa powoli się kończy. A koszty życia niezależnie od tego i tak za chwilę zdecydowanie wzrosną, bo już same kombinacje Putina z przykręcaniem gazowego kurka dadzą się mocno we znaki nie tylko nam.

Wróć