Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Refleksje z wakacyjnych podróży po Dolnym Śląsku (1)

06-11-2024 21:11 | Autor: Prof. Lech Królikowski
Obecnej jesieni Dolny Śląsk jest wszechobecny w mediach, a zniszczenia dokonane przez wrześniową powódź, są wręcz niewyobrażalne. Ubolewam nad losami osób dotkniętych katastrofą oraz stratami materialnymi i kulturowymi tej wspaniałej krainy.

Od kilku dziesięcioleci jeżdżę na Dolny Śląsk, który uważam za najpiękniejszą część Polski. Bogata i różnorodna rzeźba terenu, bogata szata roślinna, dużo urodzajnych gleb, znaczne bogactwa naturalne, a także piękne miasta i miasteczka, liczne zamki, pałace i dwory oraz wspaniałe świątynie. Ziemie te, oprócz trudnych do przewidzenia kataklizmów przyrodniczych, charakteryzują się także skomplikowaną historię.

W początkowym okresie panowania Kazimierza Wielkiego, gdy jego władztwo obejmowało tylko Wielkopolskę i Małopolskę, monarcha musiał podejmować niekiedy drastyczne decyzje polityczne. W dziele budowy królestwa główną przeszkodą był sojusz czesko-krzyżacki. Czesi zhołdowali większość księstw śląskich, a Krzyżacy zawładnęli Pomorzem i ziemiami nad Dolną Wisłą. Czesi uzależnili nawet księstwo płockie na Mazowszu, a książę Wacław płocki w 1329 r. złożył hołd lenny Janowi Luksemburskiemu. Księstwo to z Płockiem, Wyszogrodem i Gostyninem było przekazane Janowi Luksemburskiemu w lenno w wyniku przegranej przez Mazowszan wojny z połączonymi wojskami krzyżackimi i czeskimi.

Jedynym sprzymierzeńcem Kazimierza były wówczas Węgry, ale także do czasu. W trakcie zjazdów i rokowań polsko-czesko-węgierskich w Trenczynie i Wyszehradzie w latach 1335-1341 zapadły brzemienne w skutki porozumienia. Kazimierz Wielki zrzekł się wówczas praw do księstw śląskich, co potwierdził dokumentem wystawionym w Krakowie 9 lutego 1339 roku. Na zjazdach ustalono także, iż po ewentualnie bezpotomnej śmierci króla Kazimierza na tron polski wstąpi syn węgierskiego monarchy – Ludwik.

Kazimierz, za kwotę 20 tysięcy kop groszy praskich, uzyskał zrzeczenie się przez króla Czech należnego mu tytułu króla Polski. Po kosztownym uporządkowaniu stosunków z Czechami i Węgrami, król Kazimierz doprowadził do sądowego sporu z Krzyżakami o władztwo nad przejętymi przez nich terenami. Proces odbył się w Warszawie, w okresie od 4 lutego do 15 września 1339 r. Sędziowie papiescy nakazali wówczas zakonowi krzyżackiemu zwrot Kujaw i ziemi dobrzyńskiej, Pomorza Gdańskiego oraz ziemi chełmińskiej i michałowskiej. Jednocześnie zasądzono Polsce odszkodowanie w wysokości 194 500 grzywien.

Następca Kazimierza – Ludwik Węgierski – w 1372 r. potwierdził zrzeczenie się przez Polskę praw do Śląska. W 1945 alianci przesądzili o przesunięciu granic państwa polskiego na zachód, co zaowocowało objęciem przez Polskę m. in. Dolnego Śląska. Nastąpiła prawie całkowita wymiana ludności. Istotne w tym jest to, że ludność, która osiadła na tych ziemiach, nie była do końca (bardzo długo) przekonana o trwałej przynależności „Ziem Odzyskanych” do naszego państwa.

Bezpośrednio po ustaniu działań wojennych na przyłączonych terenach stacjonowała Armia Czerwona, a administrację sprawowały sowieckie komendantury wojskowe. W tym okresie – na terenie Dolnego Śląska, Pomorza, Warmii i Mazur Sowieci – przy pomocy „trofiejnych batalionów” zdemontowali większość fabryk i urządzeń technicznych. Rabowano wszystko, a szczególnie wszelkiego rodzaju obrabiarki (do listopada 1946 r. – 40 971 obrabiarek skrawających) oraz silniki elektryczne (66 127) i spalinowe. Demontowano linie kolejowe lub systemy trakcji elektrycznych tych linii (wraz z całym zapleczem technicznym), czego przykładem jest linia kolejowa z Wrocławia przez Jelenią Górę do Szklarskiej Poręby i Zgorzelca (decyzja Stalina z 8 lipca 1945 r.), a także lokalna linia z Jeleniej Góry do Karpacza. Łącznie na terenach w granicach obecnej Polski Sowieci zdemontowali ok. 5500 km linii kolejowych. Największym jednak powodzeniem cieszyły się wytwórnie paliw syntetycznych w Blachowni Śląskiej, Zdzieszowicach i Policach. Podczas czterech miesięcy demontażu Blachowni trofiejne oddziały wywiozły stamtąd 164 400 ton materiałów i urządzeń w 9723 wagonach kolejowych.

Stacjonujący w śląskich garnizonach „bojcy” – „prywatnie” rabowali zamki, pałace, dwory i miasta oraz wsie. Po obrabowaniu obiekty bardzo często były podpalane.

Po kilku tygodniach, miesiącach, a nawet latach , sowieckie komendantury wojskowe przekazywały tereny (np. część Legnicy) polskiej administracji. Wówczas rozpoczynał się drugi etap rabunku, tym razem w wykonaniu polskich szabrowników. Pomimo wojennych zniszczeń i fali kolejnych rabunków, „Ziemie Odzyskane”, a szczególnie Dolny Śląsk były wręcz Ziemią Obiecaną dla osadników z centralnej Polski i dawnych polskich kresów wschodnich. Uroda i standard tutejszych miast i miasteczek oraz wsi były czymś, co wygnańcom z Polesia, czy bezdomnym ze spalonych wsi Kielecczyzny wydawało się wręcz złudzeniem. Jednak w głowach osadników tkwiło zasadnicze pytanie: co będzie, jak wrócą Niemcy?

Ludzie bali się inwestować w nieruchomości. Remontowano tylko w wyjątkowych sytuacjach, a nowe (prywatne) domy do 1990 r. były czymś niezwykłym. Nieoficjalna polityka władz PRL sprowadzała się do cichej zgody na destrukcję i rozpad materialnej i kulturowej spuścizny po Niemcach. Tolerowane były tylko obiekty, które mogły wykazać się słowiańskimi korzeniami, bądź związkami z Polską. Tych jednak było niewiele. Jednym z nielicznych (i mało znanych) przykładów polskiej obecności na zgermanizowanym Śląsku, jest władztwo Jakuba Sobieskiego (najstarszego syna Jana III Sobieskiego) w księstwie oławskim w granicach ówczesnego Cesarstwa Austriackiego. Jego obecność w Oławie (opodal Wrocławia) wynikała z faktu, iż cesarz Leopold doprowadził do małżeństwa syna króla Rzeczypospolitej ze swoją szwagierką Jadwigą Elżbietą, księżniczką neuburską. Jakub, finansowy posag żony oraz oprawę daną przez Jana III, łącznie w wysokości pół miliona złotych reńskich, pożyczył cesarzowi Leopoldowi, który „pod zastaw” przekazał mu księstwo oławskie, a Jakub władał nim (z przerwami) do swojej śmierci w 1737 roku. Najmłodsza córka Jakuba – Maria Klementyna – wydana była za mąż za Jakuba Franciszka Stuarta – syna obalonego króla Anglii i Szkocji Jakuba II Stuarta.

Dopiero po zmianie ustroju w 1989 r., po zjednoczeniu Niemiec oraz po podpisaniu umów z tym państwem, obawy „osadników” osłabły, a nawet ustały. Obecnie na całym Dolnym Śląsku trwa boom inwestycyjny. Buduje się dużo i z fantazją, a jednym z przykładów jest willa w Miłkowie k. Karpacza (patrz fot.).

Polacy często podejmują pracę, a nawet osiedlają się na terenie byłej NRD, a Niemcy nie tylko odwiedzają Śląsk, ale także tu inwestują. Jest to nowe zjawisko, do którego jeszcze się nie przyzwyczailiśmy. W wielu kręgach wyrażane są jednak nadal obawy o wpływ Niemców na polskość tych ziem. Tym niemniej, życie pokazuje, że Polacy czują się pewnie i pełnymi garściami korzystają z otwartej i przyjaznej granicy z Niemcami. Coraz częściej w przewodnikach i innych publikacjach – czego nie było wcześniej – otwarcie i szeroko opisuje się dzieje różnych obiektów w czasach niemieckich, a także ich niemieckich mieszkańców i właścicieli. Na wielu obiektach pojawiły się niemieckie napisy.

Uważam, iż ciekawy jest przykład polsko-niemieckiego współżycia w zjednoczonej Europie: są dzieje dwóch, prawie całkowicie zdewastowanych, zabytkowych obiektów w okolicach Jeleniej Góry, Łomnicy i Pakoszowa (obecnie – część Piechowic).

Łomnica to posiadłość złożona z dwóch pałaców i folwarku, położona kilka kilometrów od Jeleniej Góry w kierunku Karkonoszy. Historii nie będę opisywać; normalna: obiekty okradzione po wojnie, później PGR i przypadkowi użytkownicy, a w ostatnich latach PRL – obraz nędzy i rozpaczy. W III RP – mienie Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa. W 1991 r. nieruchomość została wystawiona na sprzedaż. Nabywcami (w 1995 r.) okazali się potomkowie poprzednich właścicieli – młodzi ludzie: Elisabeth i Ulrich von Küster, którzy pozostawili mieszkanie w Berlinie i osiedlili się na stałe w Łomnicy. Ulrich von Küster jest sędzią zatrudnionym w sądzie w Goerlitz, gdzie spędza większość tygodnia. Aby utrzymać i odbudować posiadłość w Łomnicy, nie wystarczyły rodzinne zasoby oraz dochody z pracy zawodowej. Küsterowie opracowali więc plan stworzenia z posiadłości „przedsiębiorstwa”, które będzie pomagać w sfinansowaniu niezbędnych wydatków na odbudowę. Stworzyli imponujący obiekt turystyczny, tętniący życiem niemal przez cały rok. Elisabeth nauczyła się języka polskiego i włączyła byłych pracowników PGR-u do przedsięwzięcia. Obiekty folwarku odbudowano i zamieniono m. in. na restaurację (w byłej stajni), pomieszczenia ekspozycyjne, sklepy z regionalnymi wyrobami itd. W pałacu urządzono hotel.

Pakoszów, to miejscowość położona prawie w połowie drogi pomiędzy Jelenią Górą a Szklarską Porębą. W miejscowości, która jest obecnie częścią Piechowic, wyróżniającą budowlą jest pałac z 1725 r., który był „fabryką” na parterze, a obiektem mieszkalnym na pierwszym piętrze; łącznie 3 tysiące metrów kwadratowych. Obiekt należał do zamożnej rodziny kupieckiej. Ze względu na prowadzoną w nim działalność przemysłową, a jednocześnie wysoki standard pomieszczeń mieszkalnych, był on odwiedzany m. in. przez króla Fryderyka II Wielkiego (1768 i 1777) oraz przez Johna Quincy Adamsa – później prezydenta Stanów Zjednoczonych, podczas jego podróży po Europie.

Posiadłość przez 200 lat, aż do 1945 roku, należała jednej rodziny, której przedstawicielem jest obecnie Hagen Hartmann. Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku Hartmann z żoną Ingrid postanowili odkupić posiadłość, tj. zrujnowany pałac i 15 ha ziemi. Oboje są lekarzami i właścicielami kliniki w Niemczech. W wyniku zainwestowania ogromnych pieniędzy i zatrudnienia renomowanych i zdolnych projektantów oraz wykonawców uroczyste otwarcie luksusowego hotelu w Pakoszowie miało miejsce 31 marca 2012 roku. Marek Perzyński, opisując obiekt w „Przewodniku dla dociekliwych”, napisał m. in.: „Nie żałowano też na pensję dla projektanta restauracji, która jest ogromna, na 120 miejsc, w niej kominek, nowoczesne lampy, stoły i krzesła, na których od razu zawiesili baczne oko bywalcy salonów. Według nich, jedno krzesło kosztuje tyle, co pensja przeciętnego Polaka. Przytulny salonik, przylegający do restauracji, przywołuje na myśl buduary prababek”.

Gorąco polecam „wyprawy” na Dolny Śląsk. To piękna część naszego kraju, chociaż – niestety – od czasu do czasu nawiedzana przez niszczące powodzie. Obecnie wybranie tego regionu, jako celu wyjazdu rekreacyjnego, jest wręcz czynem patriotycznym, gdyż wrześniowa powódź, w ogromnym stopniu ograniczyła ruch turystyczno-wypoczynkowy, także na terenach niedotkniętych kataklizmem, a to grozi upadkiem wielu przedsiębiorstw z sektora turystyki i rekreacji – ważnej gałęzi gospodarki tej pięknej krainy.

Wróć