Dla młodszych Czytelników kiepsko skumanych z historią, czekista to funkcjonariusz Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, zwanej potocznie „Czeka”. Jej twórcą był nasz rodak Feliks Edmundowicz Dzierżyński. Ile milionów Rosjan „Czeka” posłała do piachu, wie tylko jeden Bóg. W sierpniu 1918 r. czekiści rozpoczęli realizację tzw. czerwonego terroru, co pozwoliło na stosowanie masowych egzekucji i tortur na niespotykaną do tej pory skalę. Trzeba przyznać, że katalog tortur nie był specjalnie wyrafinowany – np. przepiłowywano ofiarom kości; umieszczano nagie ofiary w nabijanych gwoździami beczkach, które potem toczono; miażdżono czaszki zaciskając wokół głów ofiar skórzany pas z żelaznym sworzniem; przymocowywano do tułowia ofiar klatkę ze szczurami i ją podgrzewano, tak że rozjuszone zwierzęta wgryzały się w jelita szukając drogi ucieczki; przykuwano ofiary łańcuchami do desek i powoli wsuwano do pieca albo zbiornika z wrzątkiem. Natomiast zimą nagie ofiary oblewano wodą dopóty, dopóki nie zamieniły się w żywe lodowe posągi. Często też grzebano ofiary żywcem albo wkładano do trumien z cudzymi zwłokami i zakopywano.
Z upływem lat sowieckie tajne służby przybierały kolejne nazwy – GPU, OGPU, NKWD, MWD, MGB, KGB, a po „pierestrojce” MB i FSK przekształcona w 1995 r. w FSB. Od 1919 r. siedzibą rosyjskich tajnych służb jest Łubianka – okryty ponurą sławą budynek na placu Łubiańskim w Moskwie. Nad drzwiami głównego wejścia do gmachu FSB nadal widnieje płaskorzeźba z godłem ZSRR. Władimir Bukowski – dysydent mieszkający na stałe w Wielkiej Brytanii, uważa, że FSB nie zrezygnuje z ideowego patronatu Dzierżyńskiego. Portrety „Krwawego” Feliksa wiszą w gabinetach funkcjonariuszy, a rok temu w moskiewskiej Dumie Miejskiej pojawił się pomysł przeprowadzenia referendum lokalnego w sprawie powrotu zlikwidowanego w 1991 r. pomnika Dzierżyńskiego na pl. Łubiańskim. We wrześniu 2021 r. FSB uczciła 144. urodziny komunistycznego oprawcy, odsłaniając jego pomniki w Krasnodarze i w Symferopolu na Krymie. Służba prasowa FSB poinformowała, iż „Żelazny” Feliks jest nie tylko symbolem walki z kontrrewolucją, ale także z nędzą i biedą. Dzięki niemu „odbudowano dwa tysiące mostów, naprawiono prawie trzy tysiące parowozów i dziesięć tysięcy kilometrów torów kolejowych”. W uroczystości odsłonięcia popiersia w centrum Symferopola wzięli m. in. udział podchorążowie ze szkoły nr 4, której patronat objął krymski wydział FSB.
Zupełnie nieprawdopodobnego patrona dla FSB wymyślili w Irkucku. Tamtejszy portal poinformował, że zdaniem części obywateli, FSB powinna zastąpić dotychczasowego patrona, czyli nie zawsze pozytywnie odbieranego przez Rosjan towarzysza Dzierżyńskiego, kimś lepiej odbieranym i cieszącym się szacunkiem Rosjan – mianowicie Malutą Skuratowem, o dziwo, podobnie jak „Krwawy” Feliks z pochodzenia Polakiem. Co to za postać? Naprawdę nazywał się Grigorij Bielski i jest jedną z najbardziej złowrogich postaci rosyjskiej historii. Można bez ryzyka założyć, że Skuratow był pierwowzorem ludzkich bestii z „Czeka” i NKWD, takich jak Dzierżyński czy Jeżow. W lipcu 1570 r. car Iwan IV Groźny spędził mieszkańców Moskwy na krwawy spektakl. Carska gwardia przywlekła na miejsce kaźni 300 torturowanych uprzednio członków ówczesnych elit państwa – ministrów, wysokich urzędników, duchownych oraz bojarów Dumy i dowódców armii. Na rozkaz cara rozpoczęła się masakra. Maluta wraz z pomocnikami szedł od ofiary do ofiary ścinając klęczącym głowy. Kiedy znudził się monotonią egzekucji zadawał toporem straszne rany, by okaleczane ofiary umierały długo i w męczarniach. Nazwisko Skuratowa wryło się w zbiorową świadomość Rosjan przysłowiem: „Nie taki car straszny, jak jego Maluta”. Stało się też synonimem okrucieństwa i ślepego wykonywania rozkazów „po trupach do celu”.
Część Polaków i mieszkańców zachodniej Europy wierzy, że wraz z narastającą presją gospodarczą związaną z sankcjami Rosjanie sprzeciwią się działaniom Kremla. Nic bardziej mylnego. Trzymane od setek lat pod knutem i butem rosyjskie społeczeństwo nauczyło się zgadzać z każdą decyzją władzy. W Izraelu do dzisiaj istnieje przekaz, że ofiary Holocaustu zamiast walczyć szły niczym owce na rzeź. Do roku 1961 ocalałych z Zagłady nazywano tam pogardliwie „mydłem”, ale Rosjanie niczym się od nich nie różnią. Filmy z czasów stalinowskich „czystek” pokazują, że miliony karnie stawały przed plutonami egzekucyjnymi „Czeki” bądź NKWD, karnie maszerowały kilometrami do łagrów, karnie pracowały tam ponad siły i karnie umierały szepcząc pod nosem „такая судьба” (taki los). Po wojnie aż do „pierestrojki” kolejne lata terroru, propagandy w sowieckim stylu, prania obywatelom mózgów i panoszenia się tajnych służb. Nie dziwmy się zatem, że choć w Rosji mieszka ponad 140 mln osób, demonstracje przeciwko „operacji specjalnej” na Ukrainie gromadziły zaledwie od kilkunastu do kilkuset osób. Ten, kto liczy na to, że Rosjanie chwycą za widły i sprzeciwią się Putinowi z powodu sankcji i pozbawienia ich dóbr konsumpcyjnych, liczy gruszki na wierzbie. Nadchodzący kryzys gospodarczy jest już piątym w ostatnich 30 latach. Rosjanie są przyzwyczajeni do "kartoflanej gospodarki", czyli jedzenia tego, co wyhoduje się w ogródku.
Ostatnio nowożytny car, pan życia i śmierci wszystkich Rosjan, były oficer KGB i szef FSB, łaskaw był przemówić do ludu w swoim carsko – sowieckim stylu:
„Zachód postawi na tzw. piątą kolumnę, na zdrajców narodowych. Na tych, którzy tu z nami zarabiają, ale tam żyją – nie w geograficznym znaczeniu tego słowa, lecz zgodnie ze swoim niewolniczym umysłem. Nie osądzam tych wszystkich, którzy żyją w Miami, czy mają wille na francuskiej Riwierze i nie mogą obejść się bez foie gras, ostryg i tzw. wolności genderowej. Problem w tym, że wielu z tych ludzi mentalnie osadza się tam, a nie tu. Nie z naszym narodem, nie z Rosją. Oni byliby w stanie sprzedać własną matkę, byleby tylko wpuścili ich do przedsionka, gdzie żyje zachodnia wyższa kasta. Ale naród rosyjski jest w stanie sobie z tym poradzić i oddzielić prawdziwych patriotów od szumowin i zdrajców".
W przededniu wybuchu wojny Putin przekonywał, że upadek Związku Radzieckiego był tak naprawdę ograbieniem ich państwa z Krymu i Ukrainy. Mówi też ciągle o „Wielkiej Rosji”, dając do zrozumienia, że każdy, kto sprzeciwia się „operacji specjalnej”, jest na usługach Zachodu i nie może nazywać się Rosjaninem, bo wspiera siły dążące do zniszczenia ojczyzny.
Wprowadzenie w grudniu 2020 r. ustaw ograniczających działalność organizacji pozarządowych, swobodę zgromadzeń publicznych oraz cenzury w mediach pokazało, że Putin porzucił pozorowanie procedur demokratycznych na rzecz zwiększonej kontroli i represji. Do połowy kwietnia zatrzymano ponad 15 tysięcy osób biorących udział w antywojennych demonstracjach. To kropla w morzu 140-milionowej populacji. Dlatego Putin będzie w tym społeczeństwie wiecznie żywy, niczym jego imiennik Lenin, a wojna na Ukrainie potrwa jeszcze wiele miesięcy.