Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Przychodzisz z VHS-em, wychodzisz z CD

28-10-2015 23:11 | Autor: Magdalena Zwolak
Z kulturą jest związana nie od dziś. Ukończyła Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza, pierwsze kroki stawiała jako reporterka w radiu TOK FM. Współpracowała także z działem edukacji TR Warszawa. Miłośniczka literatury, pełni również inną ważną funkcję – Ambasadora Sąsiedztwa w Narodowym Instytucie Audiowizualnym. Animatorka kultury przeciera szlaki innym specjalistom do spraw lokalnego wizerunku. O roli Ambasadora Sąsiedztwa i fenomenie NInA w tworzeniu nowej jakości kultury rozmawiamy z Anną Gąsiorowską!

Ambasador Sąsiedztwa, to brzmi ciekawie. Ale kim właściwie on jest?

Pojęcie „Ambasador Sąsiedztwa” można rozumieć na dwa sposoby. Z jednej strony interpretuję siebie jako ambasadora mieszkańców, czyli pracownika Instytutu, który jest przedstawicielem miejscowych potrzeb w zespole NInA. Informuję kolegów i koleżanki, co mieszkańcy Służewa i Mokotowa chcieliby robić w tej instytucji, które wydarzenia wydają się im najciekawsze.  Pojęcie to da się także rozumieć w drugi sposób – jestem tą osobą z NInA, która informuje sąsiadów, co się u nas dzieje. Dbam o potrzeby sąsiadów, staram się zapewniać im podstawowe aktywności, które umożliwią im spełnianie się w naszej instytucji.  Promuję także NInA wśród pobliskich instytucji, stowarzyszeń i fundacji.  

Widziała Pani film autorstwa Piotra Stasika z okazji 10-lecia NInA, który pokazywaliśmy podczas otwarcia nowej siedziby? Tam padły takie słowa: „wachlarz prac jest bardzo różnorodny” – ja tak mogę o sobie powiedzieć Jak jestem w stanie pomóc, to pomagam, jak nie jestem – to też pomagam (śmiech).

Kto wpadł na pomysł z funkcją Ambasadora Sąsiedztwa?

Na pomysł wpadł zespół NInA, ja zostałam zaproszona do tego projektu w lutym tego roku. Program wydarzeń Instytutu był już wtedy ułożony. Dostałam zarys tego, co NInA zamierza oferować w nowej siedzibie przy ulicy Wałbrzyskiej. Moim zadaniem było animowanie środowiska otaczającego NInA oraz zadbanie o jego potrzeby. Nawiązanie relacji z sąsiadami i zachęcenie ich do codziennego odwiedzania NInA było bardzo ważnym elementem całej strategii.

Dużo osób zapewne nie wiedziało czym jest Narodowy Instytut Audiowizualny?

Tak, mieliśmy takie poczucie, że nie wszyscy wiedzą dokładnie, czym zajmuje się Instytut. Nie było łatwo dotrzeć do sąsiadów. Przeprowadziłam kilkadziesiąt spotkań, na których patrzono na mnie dziwnie: „kim pani jest i kogo pani reprezentuje? Wiemy, że taki Instytut istnieje, ale czego pani właściwie chce”. Po 10 minutach, kiedy okazywało się, że nie jestem kolejnym akwizytorem, że chcę tylko opowiedzieć o nowym miejscu, dostrzegałam,   że to, co chce robić NInA, cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Opowiadałam, że będą tutaj warsztaty, koncerty, pokazy filmowe – całkowicie za darmo. Dla osób, które spotykały się z trudnościami w dostępie do kultury,  których nie stać było na drogie bilety do kina, teatru – było to zaskakujące. Takie było moje pierwsze doświadczenie. Potem utworzyłam bazę kontaktów, dzięki czemu wiem, do kogo się odezwać, jeśli chcemy kogoś na coś zaprosić. Gdy są propozycje dla dzieci np. Dubbing Kids lub warsztaty z animacji poklatkowej i wiem, że będzie to atrakcyjne dla maluchów z pobliskiej świetlicy środowiskowej, odzywam się do ich opiekunki, proponując zapisy na zajęcia z moją pomocą. Staram się, żeby te dzieci miały pierwszeństwo udziału w takich warsztatach –  skoro mieszkają tak blisko, to dlaczego mają nie korzystać?

Oprowadzam też grupy po NInA, zazwyczaj w środy, w różnych godzinach. Staram się przybliżyć misję Instytutu osobom, które nie wiedzą czym się on zajmuje. Dopiero po takim oprowadzaniu wiedzą, jak wiele funkcji pełni Instytut – zapraszamy zainteresowanych, wszystkie informacje znajdują się na stronie NInA, www.nina.gov.pl.

Znajduje się tutaj sala audiowizualna, Archiwum, odbywają się warsztaty, koncerty, oprowadzanie. Czym właściwie jest Narodowy Instytut Audiowizualny? Kinem, teatrem, domem sztuki, a może muzeum?

NInA jest unikatowym miejscem w Polsce, atrakcyjnym wizualnie i  z ciekawą misją. Nie jesteśmy zwykłym kinem, czy teatrem, nie jesteśmy muzeum ani domem kultury. To  jest coś nowego dla sąsiadów, którzy czasami nie wiedzą, jak taką instytucję odbierać, jak ją nazwać, do czego ją przypisać. Ludzie, którzy przychodzą na filmy, powiedzą, że to jest kino i nie zaprzeczymy;  jest sala audiowizualna, gdzie odbywają się pokazy filmowe, ale tam też odbywają się koncerty, spektakle, występy chóru, konferencje. Niektórzy powiedzą, ze jesteśmy archiwum, bo mamy ponad 11 tys. archiwalnych materiałów. Każdy powie coś innego. Ktoś, kto wcześniej słyszał o NInA, wchodził na stronę ninateka.pl, czy na dwutygodnik.com, wie jak szeroki jest zakres działalności Instytutu. Ktoś, kto zaś pierwszy raz o nas usłyszy, może być w szoku, stąd też moja praca wyjaśniająca i popularyzatorska wśród lokalnej społeczności.

NInA to po prostu NInA!

Tak – tak trzeba ją odbierać, można się jej nauczyć, przyjść i poznać. Panuje u nas miła atmosfera.

Jest tutaj kolorowo, oryginalnie, ciekawie. Meble są nawet jedyne w swoim rodzaju.

Zespół starał się, żeby to wnętrze było przyjazne dla dzieci, młodzieży i osób starszych. Ogromny wkład wnieśli projektanci mebli, wzory sof, krzeseł, biurek zostały opracowane specjalnie dla NInA. Nie ma takich samych nigdzie w Polsce ani na świecie. Sofy są na kółkach, więc dzieci lubią się na nich bawić. Poza tym nasze wnętrza są ciekawe i mają wyposażenie na bardzo wysokim poziomie. Osoby, które się znają na tej technologii, są zaskoczone jakością sprzętu zgromadzonego w tym jednym miejscu. Sala audiowizualna jest wyposażona w systemem dźwiękowy Dolby Atmos, jest także dostosowana do projekcji kinowej 4K. NInA jako jedyne miejsce w Polsce posiada sprzęt do digitalizacji materiałów z taśm 8 mm i 9,5 mm. Prowadzimy akcje digitalizacyjne - każdy po uprzednim zarejestrowaniu może przynieść np. swoją kasetę VHS, a my ją zdigitalizujemy i oddamy materiał na płycie CD, ale uprzedzam, czas oczekiwania jest coraz dłuższy ze względu na ogromne zainteresowanie. Oprócz tego, że są archiwa domowe, zespół NInA pozyskuje materiały profesjonalne, które później można obejrzeć w naszym Archiwum. Znajduje się tam wszystko co audiowizualne: dokumenty filmowe, reportaże, spektakle teatralne, koncerty, słuchowiska, audycje i wiele, wiele innych…

Zatem NInA to unikatowe miejsce, unikatowe działanie i unikatowi ludzie, jak widzę!

Dział Biura Obsługi Gości zawsze zbiera dobre opinie (śmiech). Goście chwalą, że panie są miłe i odpowiadają na pytania. Rzeczywiście, trochę tak jest, staramy się tworzyć dobrą jakość. Działamy we wspólnej wierze dobrego celu, co sprawia, że zespół też działa dobrze. Lubimy się i lubimy to, co robimy.

W Instytucie nie mamy pań siedzących w kątach, które zabraniają dotykać eksponatów, jest wręcz odwrotnie – nasza wystawa zakłada dotykanie. Mówię o wystawie „Opowiadanie na nowo” , która miała premierę podczas festiwalu NInA Wersja Beta i którą można oglądać u nas do 18 października. Zachęcamy w niej do dotknięcia ekranu, założenia oculusa na głowę i wejścia do wirtualnego świata Staramy się, żeby było na odwrót niż w muzeum. Stawiamy wszystko na głowie.

Kultura sama wychodzi do ludzi...

Instytut bierze udział w różnych festiwalach i je współtworzy, organizuje wydarzenia artystyczne, promuje kulturę polską za granicą. Pole działań Instytutu jest szerokie: od budowania relacji z sąsiadami po wysokie standardy promocji i rozwoju kultury audiowizualnej.

Pracownicy starają się tak samo przy organizacji oficjalnego otwarcia festiwalu z udziałem takich osób jak np. jednego z najbardziej znanych teoretyków mediów cyfrowych Lva Manovicha, jak i przy niedzielnym pikniku. Takie stany napięcia: czy nam wyjdzie – zdarzają się niemal każdego dnia.

Jeśli już mówimy o sąsiedzkich, niedzielnych spotkaniach, to czym jest dokładnie Ninówka? Kto ją wymyślił?

Ninówka miała być festiwalową domówką, czyli piknikiem na naszym dziedzińcu. Trzeciego dnia festiwalu NInA wersja Beta. Od razu się ucieszyłam wiedząc, że coś takiego się odbędzie. Takie gry i zabawy na świeżym powietrzu są bardzo integrujące. Mam nadzieję, że ta akcja będzie kontynuowana. Sąsiedzi pytali, czy u nas jest tak codziennie No cóż, codziennie to byłoby ciężko, gdyż „Ninówka” zakładała, iż oprócz tego, że każdy dział przygotowuje swoją aktywność np. filmowy warsztat czy zdjęcia z festiwalowym kotem, to pracownicy przyniosą jeszcze z domów śniadaniowe posiłki. Obawialiśmy się trochę, niesłusznie, jak się potem okazało, że tylko my przyniesiemy smakołyki, ale wyszło świetnie, bo sąsiedzi też przyszli ze swoimi wiktuałami. Pani sąsiadka przyniosła nawet całą brytfankę pysznego ciasta z jabłkami! Widzimy, że nie tylko my coś dajemy od siebie, ale sąsiedzi również chcą się z nami serdecznie przywitać.

NInA nie jest zamkniętą, sztywną instytucją?

Obecną siedzibę NInA otwarto zaledwie przed paroma miesiącami. Na razie jest tak, że trzeba tu wejść przez próg, co stwarza wrażenie formalności. Chcieliśmy się tego pozbyć. Otwieramy więc furtki, które są od ulicy Wróbla i zapraszamy sąsiadów do swobodnego przemieszczania się. Całe piętro, na którym właśnie się znajdujemy, jest otwarte. Chcemy, żeby ludzie przychodzili tu spędzić miło czas np. w Archiwum, do którego zapraszamy, bo jest to ogromna kopalnia wiedzy. Jednocześnie jednak warto przyjść dla czystej przyjemności, bo znajdzie się tu bardzo atrakcyjne materiały audiowizualne. Można tu spędzić cały dzień w miłej atmosferze zwieńczonej pokazem filmowym czy koncertem.

Obawiam się, rozglądając się tutaj, że jeden dzień nie wystarczy!

Oczywiście, jeden dzień to za mało, zwłaszcza że mamy teraz wystawę, która zakłada kilka ścieżek zwiedzania, a przejście każdej trwa kilkadziesiąt minut, więc jeśli odwiedzający chciałby zobaczyć wszystko, co mamy, zaczynając od Archiwum, a kończąc na wystawach, to potrzeba na to nieco więcej czasu.

Mieliśmy także wystawę sąsiedzką – Krzysztofa Żwirblisa, który chodził od domu do domu i zbierał eksponaty, potem nagrał film z ciekawymi osobami, zrobił warsztaty plastyczne na osiedlu. Podczas wernisażu, na który przyszli sąsiedzi, dyskutowaliśmy o ich dziełach np. obrazach, zdjęciach, obejrzeliśmy film o nich samych na dziedzińcu – prawdziwa kultura stworzona przez naszych sąsiadów.

Widzę, że sąsiedzi mają tutaj naprawdę dużo do powiedzenia.

To prawda, tak samo jest zresztą z programem. Mamy „Kino na głosy”, w ramach którego staramy się raz na jakiś czas wypuszczać informację do sieci o propozycjach czterech filmów do obejrzenia w danym terminie. Podczas głosowania internetowego sąsiedzi mogą wybrać najbardziej interesujący ich film.

Dział Programowy dba o misję Instytutu, ale nie jest też tak, że jesteśmy oderwani od rzeczywistości. Ogromną kopalnią wiedzy sąsiedzkiej są Ojcowie Dominikanie, z którymi dobrze żyjemy. Oni do nas przychodzą, my do nich (śmiech). Prosimy o sąsiedzkie przysługi np. czy by nie użyczyli nam parkingu dla muzyków, a oni pytają, czy nie mogliby czegoś zrobić u nas w przyszłości i my się zgadzamy. To jest takie sąsiedzkie chodzenie po szklankę cukru.

Czy NInA już się zakorzeniła przy Wałbrzyskiej?

Myślę, że tak. Mieszkańcy w większości wiedzą, czym jest NInA, potrafią ją zidentyfikować. Mam nadzieję, że to się będzie rozwijało, że funkcja ambasadora się poszerzy i będę miała więcej sąsiadów pod skrzydłami. Może też sąsiedzi staną się także naszymi ambasadorami? Chyba już teraz trochę tak jest – pewna pani, dobrze się u nas czująca, zaczęła przyprowadzać wnuczka, a w ślad za nimi naszymi gośćmi stali się jego rodzice.

Zwieńczeniem mojej dwumiesięcznej pracy w Instytucie było tworzenie ogrodu z sąsiadami. Zaprosiłam ich do wspólnego sadzenia kwiatów. Jak wyjdzie pani z Instytutu i skieruje się prawo, to zobaczy pani taki kwietnik – to wszystko stworzone jest rękoma sąsiadów. Słonecznik, który wyrósł bardzo wysoko, to dzieło naszej sąsiadki, mamy także pomidorki. Zanim  Instytut się otworzył, już myśleliśmy o sąsiadach, a oni o nas.

Zamiast muru, zbudowaliście most.

Tak, staramy się nadal ten most budować, bo wiemy, że niczego nie zbudujemy  odgradzaniem się i tworzeniem dystansu. Skoro misją Instytutu jest popularyzowanie, gromadzenie i udostępnianie kultury, to komu mamy to udostępniać, jak nie sąsiadom, osobom, którzy do tej kultury mają najbliżej?

Wróć