Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Premierze, przyjeżdżaj choćby na rowerze...

18-01-2023 20:00 | Autor: Maciej Petruczenko
Jak ja biorę, to ja biorę, lecz jak ja mówię, że ja daję, to ja tylko mówię – tak wielu przewidujących komentatorów ocenia ostatnią wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, który niespodziewanie obiecał dofinansowanie budżetu Warszawy imponującą kwotą aż 3 miliardów złotych, co się uważa za zwykłą „kiełbasę wyborczą”, mającą zjednać warszawiaków niechętnych obecnym władcom kraju. No cóż, gdyby tylko zebrać kary nałożone przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jakie musi płacić Polska (1 mln euro dziennie) w związku z łamaniem niezależności sędziów – już miasto stołeczne Warszawa mogłoby się nieźle obłowić, wykorzystując te pieniądze w zbożnym celu. Ale cóż, premier stał się niewolnikiem układu politycznego, dyktującego Polsce zrywanie z podstawowymi standardami cywilizacji i już od lat paru musi robić dobrą minę do złej gry. W oczach wielu osób obozu rządowego Unia Europejska jest ciemiężycielem Polski, a wrogiem numer dwa są Niemcy. Widząc czołobitności, z jakimi obóz ten podchodzi do strojącego się w piórka świętego męża, tzw. ojca Tadeusza Rydzyka, można sądzić, że Rydzyk daje Polsce o wiele więcej korzyści niż Unia i że lepiej jest klękać w Toruniu, niż obradować w Brukseli.

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny zarazem Zbigniew Ziobro, któremu sędzia Agnieszka Pilarczyk – po wnikliwych analizach – niebezpodstawnie zarzuciła prywatę w działaniach i dążenie do autorytaryzmu w wymiarze sprawiedliwości, stwierdził, że „Komisja Europejska działa metodami zorganizowanej grupy przestępczej”... Skoro dostrzegł taki charakter Komisji, aż dziw bierze, że nie zauważył, co wyprawiali ludzie z jego najbliższego otoczenia w tzw. aferze hejterskiej, co do których znaleźli się świadkowie potwierdzający, iż to dobrane towarzystwo stanowiło bez wątpienia zorganizowaną grupę przestępczą.

Ziobro jawnie przeciwstawia się pozyskaniu przez Polskę funduszy z Krajowego Planu Odbudowy. Swojego szefa – premiera Morawieckiego – krytykuje za „popełnienie historycznego błędu”, czyli za zgodę na to, by należne nam pieniądze wypłacono dopiero „za praworządność”, czyli za powrót do przestrzegania demokratycznych norm. Ziobrze się widać te normy za bardzo nie podobają. Jak najsłuszniej więc wiele osób pyta: z jakiej racji cała Polska ma cierpieć z powodu uprzedzeń pana ministra, który wraz ze swą partyjką stał się języczkiem u wagi w osiągania większości sejmowej przez koalicję zwaną Zjednoczoną Prawicą. A w szczególności, dlaczego ma cierpieć i tracić fundusze miasto stołeczne Warszawa.

Jeśli zaś już o cierpieniu mowa, to trudno zapomnieć o wstrząsających faktach, jakie w swoim „wstępie do wykładu” na Uniwersytecie Warszawskim ujawniła dr Hanna Machińska, zapewne nieprzypadkowo (żeby nie powiedzieć „koniunkturalnie”) zwolniona niedawno ze stanowiska zastępcy rzecznika praw obywatelskich prof. Marcina Wiącka. Początkowo obecny rektor UW próbował uniemożliwić wygłoszenie owej – jak się okazało – niezwykle ważnej ze społecznego punktu widzenia prelekcji, ale w końcu się na nią zgodził. A dr Machińska przedstawiła cały dramatyzm współczesnych problemów migracyjnych i coraz częstszego, sztucznego odgradzania się jednych narodów od innych. Pani doktor zwróciła uwagę, że obecnie istnieje na świecie aż 77 murów granicznych, choć w 1945 roku było ich tylko pięć. Od ponad 30 lat nie ma już legendarnego Muru Berlińskiego, jest za to mur (płot) na 168-kilometrowym odcinku granicy polsko-białoruskiej. Ów mur zbudowano w zasadzie w słusznej intencji blokowania przejścia nielegalnym imigrantom, celowo wpychanym przez władze Białorusi. Tyle że przy okazji przeciwstawiania się podstępnym działaniom reżimu Łukaszenki i tzw. pushbacków, czyli przepychania owych imigrantów z powrotem na Białoruś, doprowadzono ponoć do śmierci ponad 30 osób, pochodzących z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Jest to już – jak powiedziała dr Machińska – przedmiotem skarg na Polskę, skierowanych do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zdaniem wykładowczyni, te pushbacki są faktycznie równe tak dobrze pamiętanym przez Polaków wywózkom. Bo w wielu wypadkach Polska odmawia azylu znajdującym się w skrajnie trudnej sytuacji emigrantom politycznym, a jednocześnie nie pomaga skrajnie wycieńczonym podróżą emigrantom ekonomicznym. W opinii dr Machińskiej nasza władza państwowa sprawiła, że każdemu z tych uciekinierów przyszywa się łatkę bandyty i nie udziela pomocy nawet małym dzieciom, które z zimna umierają w lesie. Co gorsza, niemal tak samo źle traktowani są u nas Romowie uciekający przed wojną z Ukrainy. Pani doktor przytoczyła bulwersujące fakty i można się domyślać, dlaczego jej postawa i poglądy przestały się podobać dzisiejszym władcom Polski. A swoją drogą, warto byłoby zapytać, jak w stosunku do obcokrajowców na granicy polsko-białoruskiej i polsko-ukraińskiej zachowuje się nasz Kościół, który przecież zawsze głosił przykazanie o miłości do bliźniego.

Na koniec wspomnę o nieco mniejszej sprawie, jaką jest stopniowa adaptacja użytkowników hulajnóg do ruchu miejskiego. W Warszawie niemal co tydzień zdarza się albo potrącenie „hulajnogisty” przez samochód, albo przechodnia przez hulajnogistę. Sam byłem niedawno świadkiem, jak jadący na hulajnodze chłopczyk wpadł pod wyjeżdżającego z posesji mercedesa. Na szczęście nie odniósł żadnych obrażeń. Dużo gorzej bywa wtedy, gdy ktoś rozwija dużą szybkość na hulajnodze elektrycznej. Coraz więcej mamy przypadków dowodzących, że taki jeździec myli nazwę hulajnoga z powiedzeniem „hulaj dusza!”. To samo dotyczy niektórych rowerzystów. Niemniej, wiedząc, że nasz premier jest gorącym zwolennikiem ekologii w ruchu ulicznym, miałbym do niego prośbę, by ruszył na ratunek tym, których dobijają podatki i wymuszane sytuacją gospodarczą wszelkiego rodzaju opłaty. Premierze, przyjeżdżaj choćby na rowerze, nim fiskus cały szmal zabierze...

Wróć