Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pożegnanie królowej

14-09-2022 21:29 | Autor: Mirosław Miroński
Kiedy odwiedzałem Wyspy Brytyjskie, wielokrotnie miałem okazję widzieć paradny orszak królewski. Zdarzało mi się widzieć przejazd samej królowej, która w otoczeniu świty w lśniącej od pozłoty karecie, zaprzężonej w kilka koni, przemieszczała się gdzieś pomiędzy Pałacem Buckingham a Pałacem Westminsterskim i gmachami parlamentu. Trudno było powstrzymać się od podziwu dla poszanowania tradycji przez Brytyjczyków z jednej, z drugiej zaś strony ogarniały mnie wątpliwości, czy cały ten przepych oraz pompa nie są nazbyt staroświeckie na tle zmierzającego w stronę nowoczesności współczesnego świata. Otóż odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z jednym czy drugim nie była wcale prosta.

Brytyjczycy przy całym swoim bogactwie, gromadzonym przez stulecia w ramach swojego imperium, wcale nie zamierzają wyzbyć się tego, co wyróżnia ich spośród obywateli innych państw. Wielu z nich chce i lubi czuć się częścią wielkiej wspólnoty, jaką stanowiła i stanowi Wielka Brytania. Bycie poddanymi królowej w żadnym razie nie pozbawia ich wpływu na własne państwo mające długą tradycję parlamentarną. Przekonywałem się o tym wielokrotnie w kontaktach z Anglikami, Szkotami, Irlandczykami czy z przybyszami z odleglejszych krajów należących do Wspólnoty Brytyjskiej.

Jako młody chłopak miałem wielką potrzebę usprawniania wszystkiego, lubiłem rzeczy praktyczne, choć z pewną dozą romantyzmu, który leży w mojej naturze. Na wyspach przeszkadzał mi na początku lewostronny ruch drogowy, krany z gorącą wodą i zimną oddzielnie. Ani to praktyczne, ani wygodne. Po co mieszać ukrop z zimną wodą w umywalce, czy wannie? Trudno to zrozumieć, jeśli nie jest się Brytyjczykiem. Z pozoru nie ma to żadnego uzasadnienia poza przywiązaniem do tradycji. Takich „drobiazgów”, odróżniających wyspiarzy od reszty kontynentu, jest więcej – np. system miar i wag, system monetarny oparty na zasadach rodem z minionych epok. Widziałem, z jaką atencją mama mojej cioci, Angielki, celebrowała pamięć o Winstonie Churchillu. W jej staromodnym londyńskim mieszkaniu wszędzie porozstawiane były statuetki zasłużonego i charyzmatycznego premiera - porcelanowe, mosiężne, wykonane z gipsu albo brązu. Nawet pies mojej kuzynki - rudy seter otrzymał imię Winston, żeby jej babcia łatwiej go zaakceptowała.

No cóż, tacy właśnie są Brytyjczycy - bardzo przywiązani do swojej historii. Nie czyni ich to jednak pięknoduchami. Wystarczyło ich zobaczyć w sytuacjach, kiedy brytyjski patriotyzm odzywał się w nich z dużą mocą. Kiedy Amerykanie próbowali ograniczyć loty Concorde’a na terenie USA, Brytyjczycy wściekali się i zapowiadali rewanż. Otóż to, Wielka Brytania była wielka, bo jej obywatele byli świadomymi obywatelami. Oczywiście nie chcę uogólniać, obracałem się w określonej klasie społecznej. Właśnie, klasowość - to jedna z tych rzeczy, którą przybyszowi z kontynentu trudno do końca zrozumieć. Wprawdzie Brytyjczycy są tolerancyjni wobec przedstawicieli innych narodowości, ale wciąż pozostają społeczeństwem zróżnicowanym klasowo, żeby nie powiedzieć kastowym. Nawet biorąc pod uwagę język angielski, trudno nie zauważyć różnic pomiędzy żargonem miejskim londyńczyków - cockney’em, którym posługują się przede wszystkim niższe warstwy społeczne a starannym i eleganckim posh language - językiem klasy wyższej (upper class).

Warstwowość i klasowość są nieodłączną częścią szeroko rozumianej tradycji Brytyjczyków. Ups! Byłbym zapomniał o snobizmie, który jest równie częsty na Wyspach Brytyjskim, jak i w całym imperium, choć Brytyjczycy nie zawsze są tego świadomi. To dla nich normalne i oczywiste, to coś, do czego dążą. Lubią ubrania szyte na miarę, buty nadające się do zelowania, tradycyjne potrawy etc. Oczywiście, nie tylko to…

Są wspaniałym narodem czy też zlepkiem narodów i kultur. Dzięki Brytyjczykom mieliśmy w Europie rewolucję przemysłową. Nie byłoby jej, gdyby James Watt – szkocki inżynier – nie wynalazł maszyny parowej. Odmieniła ona całą przemysłową produkcję. Jej zastosowanie umożliwiło szybsze podróże na znaczną odległość. Trudno znaleźć dziedzinę, w której Brytyjczycy nie mieliby swojego wkładu.

Te i inne przymioty Brytyjczyków „spinała” przez 70 lat monarchini Elżbieta II. Była prawdziwą opoką, na której przez długie lata opierało się państwo i całe imperium. Przyszła na świat w roku 1926 w Londynie, zmarła 8 września tego roku w Balmoral. Objęła tron Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej po śmierci swojego ojca króla Jerzego VI. Jej koronacja odbyła się 2 czerwca 1953 roku. Panowała długo, chociaż nie rządziła. Poddani w przeważającej większości docenili fakt, że robiła to z wielkim poświęceniem.

Była królową, odkąd pamiętam. Osobie nieobytej w kwestiach brytyjskiej monarchii, takiej jak ja, trudno zapamiętać wszystkie zawiłości dotyczące powiązań, koligacji arystokratycznych rodów oraz koronowanych głów. Zresztą, nie w tym rzecz. Pominę też całą listę przymiotników nadużywanych ostatnio przez komentatorów opisujących to, kim była i jaką rolę odgrywała przez niemal wiek. Pomimo towarzyszącej jej dyskrecji i tajemniczości można znaleźć wiele informacji z jej życia nieujawnianych wcześniej.

Wraz z nią odchodzi pewna epoka. Nadchodzi kolejna, a jaka będzie, zobaczymy.

Wróć