Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Polski Ład pełen łat

02-02-2022 21:56 | Autor: Maciej Petruczenko
Chociaż rząd kierowany przez Mateusza Morawieckiego miał – być może – jak najlepsze intencje, próbując wprowadzić nowy system podatkowy, korzystny dla najuboższych obywateli, wyszła mu z tego karykatura reformy. Od kiedy płacę podatki, nie spotkałem się jeszcze z takim chaosem w sferze skarbowości. I trudno się temu dziwić, skoro sami twórcy owego novum zorientowali się co do swoich błędów poniewczasie. Polityczny nacisk Jarosława Kaczyńskiego, zwanego prezesem Polski, sprawił, że odpowiednia ustawa została nie tylko bez właściwych konsultacji społecznych pospiesznie uchwalona przez usłużnych mu posłów, lecz również czym prędzej przyklepana przez jeszcze bardziej nieodpowiedzialnego – jak widać – prezydenta Andrzeja Dudę. Prostactwo myślenia kombinatorów z Ministerstwa Finansów przekroczyło granicę wyobraźni. Wiele rozwiązań przyjęli oni na zasadzie, jaką stosowano w Anglii, gdy pojawiły się tam pierwsze samochody i dopuszczano te ryczące maszyny do ruchu na drogach pod warunkiem, że przed każdym pojazdem biegł człowiek z chorągwią, ostrzegający o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Teraz takim chorążym stał się z konieczności sam premier.

Szczególnie razi to, że autorzy Polskiego Ładu okazali się ignorantami, którzy wymyślili rozwiązania uderzające w coś, co rząd powinien najbardziej popierać, czyli w przedsiębiorczość. I w dodatku nie bardzo zdawali sobie sprawę, jakie będą praktyczne skutki wprowadzenia ustawy podatkowej, tak skomplikowanej i niejasnej, że nie ma mowy, by istniała jej jednolita interpretacja. Jak Polska długa i szeroka, księgowi rwą sobie włosy z głowy. A to samo czynią pracownicy urzędów skarbowych. W tym wypadku powrócono do najgorszych wzorów „realnego socjalizmu” z czasów PRL i teraz rząd walczy z problemami, które sam stworzył. Tylko że w tej walce muszą uczestniczyć – chcąc nie chcąc – również obywatele. Wiadomo, że właściwi ministrowie postanowili wziąć się wreszcie za poskramianie szarej strefy zarobkowej w postaci burdeli, nie zauważając jednak, iż koledzy z rządu stworzyli jednocześnie w sferze podatkowej – jeden wielki burdel. Pomógł im w tym dziele sam prezydent RP i po podpisaniu ustawowego bubla beztrosko wyjechał sobie na narty, udając niewiniątko. Tylko bezpośrednio odpowiedzialny za stworzenie prawnego chaosu premier jął się – wobec gwałtownych protestów społeczeństwa – gęsto tłumaczyć. Pobił przy tym absolutny rekord w tworzeniu bałaganiarstwa. Z jednej strony bowiem nie był w stanie „odwołać” Polskiego Ładu, z drugiej jednak zaproponował tym obywatelom, których nowe rozwiązania uderzyły po kieszeni, by – jeśli zechcą – rozliczali się w urzędach skarbowych po staremu. Równie dobrze pan premier mógłby zapowiedzieć: wprawdzie z mocy prawa nie można zabijać ani kraść, ale jeśli ktoś ma w tym roku na to ochotę, niech to czyni bez obawy, że zostanie ukarany. Na miły Bóg, nie może pozostawać u steru państwa chłopiec w krótkich majteczkach – bo tylko dziecko mogłoby rzucać takie propozycje.

Zamiast się wycofać generalnie z nieprzemyślanych rozwiązań i przyznać do ewidentnej porażki, rząd usiłuje łatać to, co zdążył lekkomyślnie zepsuć. W rezultacie mamy przypieczętowane ustawą zamieszanie i tak naprawdę każdy sąd powinien uniewinnić obywatela, któremu w tej sytuacji będzie się przypisywać przestępstwo skarbowe.

Poza wszystkim, gołym okiem widać, że decydujący się lekkomyślnie na najróżniejsze kosztowne wydatki nasz miły rząd szuka teraz na gwałt pieniędzy w kieszeniach podatników. Łudząc wielu naiwnych obywateli, że im dołoży kasy, w rzeczywistości ich łupi, co przy potężnej inflacji i narastającej drożyźnie już teraz zaczyna doprowadzać ludzi do rozpaczy. Ty, szary człowieku, płacz i płać, a pan Morawiecki nie wstydzi się tego, że zmarnotrawił bodaj ponad miliard złotych, wpompowanych w bezsensowny projekt elektrowni w Ostrołęce i że utrudnia nam dopływ funduszy z Unii Europejskiej, burząc też nasze relacje z kontynentalną wspólnotą, dzięki której Polska rozwinęła się, jak jeszcze nigdy w historii. Skądinąd wiadomo – o czym prawię w tym miejscu nie po raz pierwszy – że Morawiecki przepisał znaczny majątek na żonę. Polski jednak, co podkreślam raz jeszcze, przepisać się nie da, więc musi ponieść pełną odpowiedzialność za swoje działania. Bo Polska to nie ruletka, w której kasy przybędzie lub ubędzie w zależności od tego jak się potoczy kulka.

Zawsze byłem zdania, że o właściwe rozwiązania prawne i gospodarcze należy prosić oblatanych w świecie wytrawnych praktyków. I zgadzam się z tymi, którzy pamiętają, że na ostatnim etapie PRL nagle jednym ruchem przywrócił nam gospodarkę wolnorynkową ówczesny minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego, jego imiennik zresztą – Mieczysław Wilczek. Zainicjowana przezeń i w bardzo prosty sposób sformułowana ustawa uruchomiła od 1 stycznia 1989 na powrót prywatną przedsiębiorczość, zachęcając ludzi do samodzielnego decydowania o swoim losie. W przeciwieństwie do cokolwiek przechwalonego, późniejszego reformatora Leszka Balcerowicza Wilczek nie był li tylko teoretykiem gospodarki. Facet stał się najpierw wybitnym wynalazcą, autorem licznych patentów w dziedzinie chemii (słynny proszek IXI 65), jednocześnie zdobywając gruntowane wykształcenie prawnicze i zyskując znajomość państwowych kolosów przemysłowych. A przy tym „przejrzał na oczy”, bywając w zachodnich sferach kapitalistycznych. No i jeszcze w majestacie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zerwał więzy, krępujące najeżoną koncesjami gospodarkę socjalistyczną. Dzięki Wilczkowi niekoncesjonowany nareszcie handel wyległ szeroko na ulice, on sam zaś wypracował jedną z największych fortun w Polsce. Jak na ironię jednak, z czasem kolejni urzędnicy zaczęli tłumić, u nas gospodarczą wolność, wprowadzoną przez Wilczka i tak to trwa do dziś, bo stopniowo nakłada się nie tylko kolejne więzy gospodarcze, lecz również rozwija niespotykaną inwigilację obywateli. Skutki są coraz bardziej zatrważające. Jedni w tych warunkach wyciągają do państwa proszalną dłoń, żebrząc o podwyżki, inni, bardziej przedsiębiorczy natomiast – uciekają do krajów, gdzie wolność nie jest jedynie pustym słowem.

Wróć