Wielu nazistowskich drani nie poniosło jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, czego dopuścili się podczas wojny. Sam o tym wiem najlepiej, bo jako student dorabiałem w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, opracowując dokumentację niemieckiego bestialstwa i dziwiąc się, ilu katów uszło karze i w powojennych Niemczech zajmowało prominentne stanowiska państwowe. A ci, którzy chcieliby ich rozliczyć, mogli tylko w bezsilnej złości zgrzytać zębami.
Bezmiaru zbrodniczej działalności pachołków Hitlera nie można oczywiście porównywać z pospolitymi przestępstwami, jakich dopuszczają się dzisiaj np. nasi politycy, których grzechem głównym jest marnotrawienie publicznych funduszy, liczone nie tylko tysiącach lub milionach, ale nawet w miliardach złotych. Takie zjawisko notujemy, w mniejszym lub większym stopniu, w okresie działania każdej ekipy rządowej lub samorządowej. To jednak, do czego doszło w okresie rządzenia Polską pod dyktando partii Prawo i Sprawiedliwość, przeszło już wszelkie wyobrażenia. Może największym skandalem okazała się postawa „jedynego sprawiedliwego”, za jakiego uchodził długo godny kiedyś pochwały - bo walczył odważnie z komuną w niezależnym ruchu studenckim - Mariusz Kamiński. Ten twórca i pierwszy szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego w nowej Polsce wprowadził niejako zwyczaj nieliczenia się z groszem publicznym oraz istotnymi potrzebami społecznymi. Już jego pierwsza głośna akcja, mająca zdemaskować „przestępcze” działania” działania kardiochirurga ze Szpitala MSWiA na Wołoskiej dr. Mirosława Garlickiego, wywołała kolosalne nieporozumienia w wymiarze sprawiedliwości, a jednocześnie, zdaniem znających temat, zahamowała rozwój transplantologii w Polsce. Były podejrzenia, że na mającym znakomitą opinię od strony fachowej Garlickim odgrywa się jego poprzednik, dobrze umocowany politycznie prof. Zbigniew Religa.
Garlickiego aresztowano na pewien czas, a pełniący już wówczas funkcję ministra sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oświadczył na konferencji prasowej, że już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie – za co musiał potem na mocy niekorzystnego dlań wyroku sądowego skrytykowanego lekarza publicznie przeprosić. Zarzut korupcyjny wobec doktora G. tak naprawdę nie za bardzo znajdował uzasadnienie. W efekcie lekarz dostał minimalny wyrok w zawieszeniu, wygrawszy też, jeśli dobrze pamiętam, proces o to, że go bezpodstawnie aresztowano. Summma summarum, było to tak naprawdę wiele hałasu o nic, a w generalnym efekcie na pewien czas zapanował mały kryzys w polskiej transplantologii, w której kamieniem milowym była w 1985 pierwsza w Polsce udana operacja przeszczepienia serca, przeprowadzona przez wspomnianego prof. Religę.
Mariusz Kamiński, tak samo jak jego współpracownik Maciej Wąsik, zostali w grudniu 2023 prawomocnie skazani na odsiadkę za fałszowanie dokumentów w tzw. aferze gruntowej, której politycznym celem było obezwładnienie Andrzeja Leppera z Samoobrony, wicepremiera i ministra rolnictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Na domiar złego działająca w tym wypadku CBA zmarnotrawiła publiczne pieniądze, kreując wyimaginowaną aferę korupcyjną. Kamiński zresztą, m.in. z pomocą agenta Tomka usiłował wielokrotnie kreować wydumane przestępstwa, zamiast realne ścigać, co mu zresztą zarzucił sąd. Ku zdumieniu opinii publicznej, mieniący się najtwardszym strażnikiem sprawiedliwości prezydent RP Andrzej Duda, ułaskawił Kamińskiego i Wąsika jeszcze przed prawomocnym wyrokiem, jaki w ich sprawie miał być wydany. Tym samym potwierdził niejako, że sam ich uważa za przestępców. Gdy z jego pałacu obu zabrała policja, zawożąc prosto do więzienia, Duda ułaskawił ich po raz drugi, udowodniając ponad wszelką wątpliwość, że prezydencka łaska na ukierunkowanym jednostronnie politycznym koniu jeździ.
Zanim pod skrzydłami PiS pojawił się były wójt Pcimia Daniel Obajtek, zwany człowiekiem, który wszystko może, codziennym przykładem polityka i urzędnika, gwiżdżącego na skalę publicznych wydatków wydawał się Jarosław Kaczyński, którego kolejne miesięcznice rozpamiętywania śmierci brata kosztowały nas, podatników doprawdy niemało. Mariusz Kamiński, pełniący szlachetną skądinąd misję zwalczania korupcji, bardzo szybko się w swoich działaniach zagalopował, o czym mogliśmy się naocznie przekonać, obserwując poczynania jego pupila – słynnego agenta Tomka. Chyba nikt dotychczas nie policzył dokładnie, ile kasy poszło na fanaberie tego Jamesa Bolda walki z plagą korupcji. Na Obajtka, niedawnego prezesa zarządu firm Orlen wymiar sprawiedliwości również ma kwity, ale tak samo jak w wypadku Kamińskiego i Wąsika na razie niewiele mu zrobi, bo wszyscy trzej zostali wybrani do Parlamentu Europejskiego... i obejmuje ich immunitet – chociaż i ta bariera jest, gdy się bardzo chce, do przełamania. I tak toczy się ten światek, w którym nie krystaliczna uczciwość, ale polityczny spryt jest – jak się okazuje - najważniejszy.