Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pewnego razu w inteligenckim Wrocławiu

07-05-2025 20:51 | Autor: Tadeusz Porębski
Cytowane poniżej „stanowisko” powinien przeczytać każdy przeciętny obywatel naszego kraju. Przytaczam obszerne fragmenty, by nie zarzucono mi wyciągania z kontekstu konkretnych słów, zdań i stwierdzeń: „Moje stanowisko jest takie: po pierwsze, jeśli chcesz coś do mnie powiedzieć, to musisz mieć maturę. Sorry, nie rozmawiam z ludźmi bez matury (prawdę mówiąc, mam ją gdzieś, ale to przydatne kryterium, żeby bez bólu wyeliminować ewidentnych debili). Tak że ten, ci bez matury – wypierdalać. Po drugie – nie rozmawiam z tymi, którzy nie wyrażają poglądów, pomysłów, nie promują swoich idei, a jedynie zajmują się opiniowaniem i krytykowaniem innych. Wy także – wypierdalać. Tak że ten, gadam tylko z rozumnymi”. Zapytacie, kto jest autorem zalatującego rynsztokiem elaboratu? Żulik z przestępczego półświatka? Bynajmniej. Tej treści „stanowisko” zamieścił w ubiegłym tygodniu na swojej stronie internetowej na FB pan Jerzy Sawka, urzędujący dyrektor Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych – Partynice, w latach 1990-2012 redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” we Wrocławiu – członek wrocławskich elit towarzyskich i intelektualnych, wybrany na dyrektorskie stanowisko przez komisję konkursową Urzędu Miejskiego Wrocław, zatwierdzony w 2013 r. przez ówczesnego prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza i mimo wielu wpadek tolerowany na tym stanowisku przez obecnego prezydenta Jacka Sutryka.

Należy wiedzieć, że Tor Partynice utrzymywany jest z budżetu miasta Wrocław, czyli z pieniędzy wrocławskich podatników. Także tych bez matury i bez wykształcenia. Pan Sawka jest więc każdego roku dysponentem kilkunastu milionów złotych pochodzących z miejskiego budżetu, w którym spory udział finansowy (podatki) mają osoby bez wykształcenia. Wychodzi na to, że elitarny pan Sawka chętnie przytuli gotówkę od prostaczków, ale im samym każe wypier... Ci, którzy w demokratycznym kraju ośmielają się opiniować, a – nie daj Bóg – krytykować (nawet w sposób konstruktywny) też niech wypier... Jak sklasyfikować tego gościa? Moim zdaniem, dzięki tego typu działaczom i politykom – butnym, pysznym, traktującym pogardliwie innych ludzi i objawiającym jedyne prawdy – PiS mogło w roku 2015 wziąć na wiele lat władzę w państwie. Ludzie mieli serdecznie dosyć panoszących się pseudoelit, które Kaczyński określił jako łże-elity. I słusznie. Jeśli faktycznie istnieje w społeczeństwie taki twór jak elita, to m.in. po to, by przekazywać niższym warstwom wzory przyzwoitości, uczciwości i honoru oraz spełniać pewne wyśrubowane normy, dotyczące nie tylko umiejętnego posługiwania się widelcem, nożem, czy szczypcami do łuskania raków i homarów.

Przytoczone wyżej „stanowisko”, wyartykułowane publicznie w Internecie, świadczy o tym, że pan Jerzy Sawka to facet z mocno rozdętym ego uważający się za lepszego od innych, pozujący na światowca i angielskiego dżentelmena (na uroczystych galach wyścigowych podpiera się laską ze srebrną gałką paradując w cylindrze, fraku, sztuczkowych spodniach i lakierkach). Tu glosa do prezydenta Jacka Sutryka i rady miejskiej Wrocławia: nie tylko mnie dziwi, że od lat przymykacie państwo oczy na wybryki pana Jerzego Sawki, które kompromitują nie tylko jego, ale także Tor Partynice i cały inteligencki Wrocław. Tak nawiasem: „Wielka Piątka” to najczęściej stosowany system badania cech osobowości, autorstwa dwóch wybitnych amerykańskich psychologów Paula T. Costa Jr. i Roberta R. McCrae. Ich sprawdzony przez dekady system kwalifikuje autora cytowanego wyżej „stanowiska” jako osobę dotkniętą histrionicznym i narcystycznym zaburzeniem osobowości. Charakterystyczną cechą pierwszego zaburzenia jest przesadne wyrażanie emocji, teatralne i często prowokacyjne zachowanie oraz dążenie do pozostawania w centrum uwagi. Natomiast narcystyczne zaburzenie osobowości charakteryzuje się brakiem empatii, niewrażliwością na perspektywę innych osób oraz potrzebą bycia podziwianym. Osoby narcystyczne czują się lepsze od innych i tkwią w przekonaniu, że to właśnie im należą się szczególne przywileje.

Opublikowane przez pana Sawkę „stanowisko” wywołało falę krytycznych komentarzy nie tylko w środowisku wyścigowym, ale także wśród internautów. Autor znalazł się w ogniu krytyki, nie zabrakło szyderczych wpisów, a nawet skleconych na okoliczność wierszyków: „Wnet poddani już przyznają, taki Pan ich wykształcony – z lśniących butów mu wystają jeno źdźbła brudnej słomy”. Swoim nieprzemyślanym wybrykiem pan Sawka naraził na śmieszność nie tylko siebie, ale także swoje miasto Wrocław i zabytkowy Tor Partynice, któremu dyrektoruje. Nazajutrz po opublikowaniu wpisu zamieścił coś w rodzaju przeprosin mętnie tłumacząc, że użył nieodpowiedniego „skrótu myślowego”. W moim odczuciu kierował nim strach o dalszą karierę po tak kompromitującej wpadce, a nie chęć zadośćuczynienia ludziom, których publicznie zelżył. Mój komentarz do tej sprawy jest tożsamy z komentarzem austriackiego dziennikarza Gerharda Oberschlicka, który w artykule opublikowanym w 1991 r. nazwał Jörga Haidera, ówczesnego lidera Austriackiej Partii Wolności „idiotą”. Artykuł dotyczył wystąpienia Heidera, w którym ten oświadczył, że „wszyscy żołnierze podczas II wojny światowej, łącznie z armią niemiecką, walczyli o pokój i wolność”. Sprawa znalazła swój finał w Europejskiej Komisji Praw Człowieka, która stanęła na stanowisku, że słowa „idiota” nie można uznać za osobisty atak, lecz za obiektywny komentarz związany z prowokacyjnym wystąpieniem Haidera. Zamieszczając w Internecie chamskie, obelżywe „stanowisko” pan Sawka nie ma prawa obrażać się, kiedy zostanie nazwany bucem, chamem i prostakiem.

Powyższy przypadek skłania do zadawania w nieskończoność pytań, czy mamy w kraju elity, a jeśli tak, to co się z nimi porobiło? Pan Grzegorz Braun, o którym ostatnio bardzo głośno w mediach, to podobnie jak pan Sawka człek wszechstronnie wykształcony. Ukończył studia polonistyczne na Uniwersytecie Wrocławskim i studia podyplomowe na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. W odróżnieniu od pana Sawki nie dystansuje się od prostaków, a wręcz przeciwnie. Podróżuje po kraju i wspólnie ze swoimi zwolennikami, a jest ich zadziwiająco duża liczba, przeprowadza naloty „obywatelskie” strasząc i siejąc niepokój. Najbardziej spektakularna „akcja obywatelska” miała miejsce w szpitalu w Oleśnicy, gdzie Braun i jego „Prawdziwi Polacy – Katolicy” uwięzili ginekolożkę Gizelę Jagielską i uniemożliwili jej przeprowadzenie legalnej aborcji ciężko uszkodzonego płodu.

Bartłomiej Sienkiewicz, polityk dosyć radykalny i nie przebierający w słowach, nazwał ultrakatolickie środowisko Brauna „tłuszczą”. Zgadzam się z takim określeniem, ponieważ od zawsze hołduję zasadzie Alexisa de Tocqueville'a, która powiada, że wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Pozbawienie wolności ginekolożki w Oleśnicy może być zaczynem coraz brutalniejszych ataków katolickiej ekstremy na szpitale, gdzie dokonuje się legalnych aborcji. Na przełomie XX i XXI wieku w USA radykałowie spod znaku Armii Boga pikietowali i blokowali kliniki aborcyjne oraz oblewali ginekologów czerwoną farbą. Zachęceni bezkarnością szybko sięgnęli po radykalne środki. Aborcyjny ośrodek dr. George'a Tillera w Wichita w stanie Kansas był od wielu lat celem pikiet antyaborcyjnych, samego Tillera postrzeliła aktywistka Shelley Shannon. W tym samym czasie z rąk katolickiego ekstremisty Michaela Griffina zginął dr David Gunn, dyrektor kliniki aborcyjnej w Pensacola na Florydzie. Kilka miesięcy później Paul Jennings Hill, były duchowny prezbiteriański, wydał oświadczenie podpisane przez 30 przywódców antyaborcyjnych, w którym stwierdził, że zabijanie lekarzy dokonujących aborcji jest uzasadnione. Władze nadal nie reagowały i źle to się skończyło.

Rok później „obrońca życia” Hill wszedł do kliniki aborcyjnej na Florydzie i z zimną krwią zastrzelił ginekologa Johna Brittona oraz jego ochroniarza Jamesa Barretta. Tego władzom stanu Floryda i tamtejszym mieszkańcom było za wiele. Hill został skazany na dwukrotną karę śmierci. Aktywiści pro-life liczyli, że ówczesny gubernator Florydy Jeb Bush – podobnie jak jego brat, prezydent George W. Bush – zdecydowany przeciwnik aborcji, zamieni Hillowi wyrok śmierci na dożywocie. Przeliczyli się. Wieczorem 3 września 2003 r. Paul Jennings Hill wyruszył z celi śmierci w stanowym więzieniu Starke w swoją ostatnią drogę. Został zgładzony przez podanie mu śmiertelnego zastrzyku. Plaga fizycznych ataków na amerykańskich lekarzy – ginekologów została przerwana na wiele lat. Katolicka ekstrema jest jak Putin – działa na nią wyłącznie siła. Żadne inne argumenty nie skutkują.

Wróć