Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Opozycyjna miałkość

24-11-2021 21:47 | Autor: Tadeusz Porębski
Im dłużej obserwuję tzw. polską scenę polityczną, tym częściej konstatuję, że rodzima opozycja robi wszystko, by przegrać kolejne wybory parlamentarne. Mijają miesiące, lata, a ja oraz elektorat popierający opozycję nadal nie znamy spójnego programu, który byłby zachętą do wsparcia opozycjonistów i oddania im władzy w państwie. Osobiście pojęcia bladego nie mam, co ludzie spod znaku Tuska, Hołowni, Kosiniaka – Kamysza, Czarzastego, Biedronia i Zandberga mogliby takim niezdecydowanym wyborcom jak ja zaoferować, bym zdecydował się dać im kreskę. Powielane do znudzenia hasło „Odsunąć PiS od władzy” (w domyśle: oddać ją nam) już do mnie nie przemawia. Strzałów w stopę, które wymierzyła sobie opozycja, trudno zliczyć. Ostatni to krytykowanie działań rządu w sprawie ochrony naszej granicy przed najazdem ekonomicznych emigrantów i użalanie się nad „biednymi, głodnymi, zziębniętymi ludźmi”. W użalaniu przodują poprawne politycznie dzierlatki z lewicy.

Moje zdanie w kwestii imigrantów na granicy z Białorusią jasno wyartykułowałem w ostatnim felietonie. Widzę tam przede wszystkim przestępstwo, polegające na próbie nielegalnego przekroczenia granicy, co jest surowo ścigane pod każdą szerokością geograficzną. W głowie się nie mieści, by kilka tysięcy uchodźców z zupełnie innej strefy kulturowej i obyczajowej, ot tak sobie, wchodziło sobie rączym krokiem na terytorium naszego państwa. Należy wbijać im do głów, że za chęć poprawienia sobie sytuacji bytowej azylu nie dają. Polska to nie przytułek, który przytuli każdego głodnego i zziębniętego. Ale nawet do przytułku nie wchodzi się bez pukania. Trzeba wpierw poprosić o schronienie, być trzeźwym i wylegitymować się. Znaczy, nawet tam obowiązują pewne zasady. Krytykowania więc rządu za twardą rękę wobec ekonomicznych emigrantów zdecydowana większość polskiego społeczeństwa po prostu nie kupuje. I Prezes łapie kolejne punkty, a opozycja po raz kolejny strzela sobie w stopę.

Czas goni, bo kolejne wybory parlamentarne już w 2023 roku, a opozycja jak gadała, tak nadal gada wieloma głosami. Używam słowa „gada”, gdyż mamy do czynienia nie z merytoryczną debatą, szczerą rozmową z wyborcami, lecz z gadulstwem i ze słowotokiem, z którego nic nie wynika. W tej sytuacji jest coraz bardziej prawdopodobne, że w wyborach 2023 wrzucę do urny puste karty, byle tylko spełnić obywatelski obowiązek uczestniczenia w tym najważniejszym akcie. Już nigdy nie będę głosował w kontrze, tylko po to, by na kredyt dać komuś władzę w państwie. Chcę wreszcie zagłosować w pełni świadomie na to ugrupowanie, którego program akceptuję. Problem w tym, że nie ma ani takiego ugrupowania, ani programu. Nadal więc muszę tkwić w politycznym sieroctwie. Dla mnie, obywatela o świadomości obywatelskiej powyżej średniej krajowej, nie jest to komfortowa sytuacja. Może dojść do sytuacji, że mimo słusznego wieku po raz drugi wyemigruję z kraju.

To nie jest czcza gadanina. Znoszenie przez kolejne cztery lata rządów panów Ziobry, Suskiego, Czarnka, Kowalskiego, Horały i im podobnych może być ponad moje siły. Jestem człowiekiem postępowym i nie marzę o zakończeniu życiu w średniowieczu, wśród cnót niewieścich, stref wolnych od LGBT, kobiet zmuszanych prawem do rodzenia potworków oraz wszechwładzy splamionego w globalnym wymiarze pedofilią katolickiego kleru. Na poważnie więc rozważam, czy w święta nie poprosić córki, by zatrudniła mnie w Hiszpanii w charakterze ciecia. Wcale nie muszę żyć w Polsce, bo nasza jedyna córka zrobiła w Londynie doktorat, jest współwłaścicielką kliniki oferującej terapię par (Psychosexual and Relationship Therapy), posiada brytyjskie obywatelstwo i bardzo dobrze jej się tam wiedzie. Tak dobrze, że ostatnio nabyła pod wynajem spory apartament w hiszpańskim kurorcie Benidorm koło Alicante. To najbardziej nasłoneczniona część Hiszpanii na wysokości Ibizy, temperatura nawet zimą nie spada poniżej 18 st. C. Czemu nie miałbym spędzić ostatnich lat życia w tak wspaniałych okolicznościach przyrody, wolny od towarzystwa polityków tzw. Zjednoczonej Prawicy? Przekazywać klucze kolejnym turystom, odwozić pościel do pralni i pilnować dobytku, to niezbyt trudne zadanie nawet dla emeryta. Tylko krok dzieli mnie od powzięcia takiej decyzji.

Przestaję wierzyć w sukces opozycji w wyborach 2023, chyba że weźmie wzorzec od opozycjonistów czeskich i węgierskich, którzy stworzyli wspólne bloki polityczne i rządzą, bądź są bardzo blisko przejęcia władzy w swoich krajach. Może nad Wisłą wydarzy się wyborczy cud, choć patrząc na napięte relacje między partiami będącymi w opozycji oraz rozdęte do gigantycznych rozmiarów ego ich liderów, wiara w taki cud musi być bardzo mocno ograniczona. Strategia czeskiej i węgierskiej opozycji powinna stanowić wzór dla polskich ugrupowań, jak robić politykę w starciu z mającymi dyktatorskie zapędy populistami. W Czechach rozmowy koalicyjne rozpoczęto zaraz po wyborach samorządowych. Czescy politycy wreszcie zrozumieli, że nikt nie ma szans w pojedynkę pokonać ANO, partii miliardera – premiera Andreja Babiša.

Na dziewięć miesięcy przed wyborami powstała koalicja SPOLU (Razem), która na początku października wygrała czeskie wybory parlamentarne otrzymując 27,8 proc. głosów. W miesiąc po wyborach utworzono rząd, który zapowiada ostrą politykę wobec reżimów autokratycznych. Premierem został Petr Fiala, lider konserwatywnej ODS i koalicji SPOLU. W skład gabinetu weszły także „Partia Piratów” oraz ruch obywatelski „Burmistrzowie i Niezależni”. Zapowiada się, że Republiką Czeską kieruje rząd największych jastrzębi w historii tego kraju. Mają zostać m. in. przyjęte „ustawy Magnitskiego" (pamięci prawnika i działacza antykorupcyjnego zamordowanego w więzieniu w Moskwie w 2009 roku). Zakazują one m. in. wydawania wiz rosyjskim urzędnikom oskarżonym o łamanie praw człowieka.

Także opozycja na Węgrzech zwarła szyki i wyłoniła własnego kandydata na premiera przed wiosennymi wyborami parlamentarnymi. Na szefa przyszłego rządu namaszczony Péter Márki – Zaya, burmistrz miasta Hódmezővásárhely, który w 2018 roku zdołał je „odbić” z rąk „Fideszu”, macierzystej partii rządzącego Węgrami od 2010 r. Viktora Orbána. Przyszły premier węgierskiego rządu to także polityczny jastrząb, który zapowiedział, że po wygraniu wyborów zapełni więzienia złodziejami publicznych pieniędzy oraz osobami ze szczytów dzisiejszej władzy, które dopuściły się łamania prawa. Na tkwiącego w błogostanie Orbána, mającego w ręku węgierskie media, sądy i znaczną część sektora gospodarczo – bankowego, nagle padł blady strach. W listopadowym sondażu przeprowadzonym przez think tank „Zavecz Research” zjednoczona opozycja zwiększyła bowiem swoje poparcie o kolejne 2 punkty procentowe i może obecnie liczyć na poparcie 41 proc. wyborców. Sondaż wskazuje też, że zmniejsza się odsetek niezdecydowanych wyborców. Miesiąc temu było ich 23 proc., dzisiaj tylko 14 proc.

Tak korzystny sondaż węgierska opozycja zawdzięcza jedności. Powstał wspólny front „Jobbiku” – niegdyś skrajnie prawicowego sojusznika „Fideszu”, ugrupowania „Polityka Może Być Inna”, liberalnego „Momentum i Dialogu”, „Koalicji Demokratycznej” oraz Węgierskiej Partii Socjalistycznej, który sprawdził się już podczas wyborów samorządowych na Węgrzech. Sondaże potwierdzają, że wspólny front utworzony przez partie opozycyjne jest w stanie strącić z piedestału Viktora Orbána, który po zmianie Konstytucji, dzięki czemu łatwiej jest ukrywać pieniądze publiczne, z których czerpią węgierscy oligarchowie, jak również podporządkowaniu sobie sądów, mediów oraz sektora bankowego – jeszcze niedawno wydawał się być nie do pokonania. Jak widać, lud w naszym regionie Europy znacznie wyżej ceni sobie jedność w polityce, niż rozdrobnienie, swary i czczą gadaninę rozkochanych w sobie liderów politycznych kanap. Może fakt ten da cokolwiek do myślenia liderom polskiej opozycji.

Wróć